[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wcielenia Wielkiej Białej Matki?
Sarvant próbował się uspokoić. Mówił cichym, drżącym głosem.
 Avro Linkon, chcę z tobą porozmawiać. Mam ci coś do powiedzenia. Coś najważ-
niejszego w twym życiu, coś najważniejszego w świecie!
 No, nie wiem. Sprawiasz wrażenie szaleńca.
 Przysięgam, że nie chcę ci zrobić krzywdy.
 Przysięgnij na święte imię Columbii.
 Tego nie mogę zrobić. Ale przysięgam na Boga, że nawet cię nie dotknę.
 Boga? Ty czcisz bożka Caseylandczyków?
 Nie! Przysięgam na mego Boga. Prawdziwego Boga!
 Teraz wiem, że naprawdę oszalałeś. Inaczej nie mówiłbyś o Bogu w tym kraju,
a już z pewnością nie do mnie. Nie będę słuchała obrzydliwych bluznierstw płynących
z twych wstrętnych ust.
Odeszła.
Sarvant chciał pójść za nią, a pózniej, zdając sobie sprawę, że to nie czas by z nią roz-
mawiać i że postępuje gorzej i głupiej niż by chciał, zawrócił. Zaciskał pięści, zgrzytał
zębami. Szedł jak ślepiec i wpadał na ludzi; przeklinali go, ale nie zwracał na nich uwa-
gi.
100
Wszedł do świątyni, chwycił szczotkę. Zamiatał i planował, raz, drugi... setny, jak
przemówi do tej dziewczyny ciepłymi mądrymi słowami. Jak pomoże jej naprawić błę-
dy tak oczywiste, że w końcu dostrzeże je sama. I jak ją nawróci  pierwszą w tym
świecie. Jak pójdą ramię w ramię wymiatając zło tego kraju tak, jak pierwsi chrześcija-
nie wymietli zło ze starożytnego Rzymu.
Następnego dnia Avra nie przyszła jednak do świątyni i Sarvant wpadł w rozpacz.
Może już nigdy nie wróci?
Nagle zdał sobie sprawę, że przecież tego właśnie chciał. Być może robi postępy
w tempie szybszym, niż zakładał.
Ale jak się z nią zobaczyć?
Następnego ranka Avra, ciągle ubrana w swój płaszcz z wielkim kapturem  strój
kobiety bezpłodnej  weszła do świątyni. Odwróciła oczy, na pozdrowienie odpowie-
działa milczeniem, pomodliła się chwilę u stóp posągu, pod którym najchętniej siady-
wała, przeszła przez salę i zaczęła gwałtowną rozmowę z biskupem. Sarvant przeraził
się, że na niego donosi. Ale... czy mógł się spodziewać, że dziewczyna utrzyma jego sło-
wa w tajemnicy? Przecież nawet to, że przebywał w tym świętym dla niej miejscu, było
w jej oczach bluznierstwem.
Wróciła na miejsce. Biskup skinął na Sarvanta, który odłożył szczotkę i podszedł do
niego na miękkich nogach. Czyżby jego misja miała się skończyć tu i teraz, nim zdążył
zasiać jedno brzemienne w plon ziarenko wiary, które rozkwitało by po jego śmierci?
Jeśli zawiedzie teraz, Słowo zniknie na zawsze. Jest przecież Ostatnim z Wiernych!
 Synu  powiedział biskup  do tej pory wiedza o tym, że nie wierzysz, zastrze-
żona była tylko dla kapłanów. Musisz pamiętać, że jako brat Słonecznego Bohatera zo-
stałeś obdarzony wielkim przywilejem. Gdyby nie to, już dawno byś wisiał. Ale tobie
dano miesiąc, żebyś odrzucił błędy swego życia i poznał prawdę. Miesiąc nie skończył
się jeszcze, lecz ostrzegam cię: nie wolno ci głosić twych fałszywych przekonań. Może-
my skrócić ten czas. Jestem niespokojny; to, że zgłosiłeś się do pracy w świątyni, trakto-
wałem jak oznakę pragnienia, by poświęcić życie Matce Nas Wszystkich.
 A więc Avra powiedziała?
 Niech będzie błogosławione jej oddanie; oczywiście! Czy możesz mi obiecać, że
sytuacja taka jak wczoraj nigdy więcej już się nie powtórzy?
 Obiecuję  powiedział Sarvant. Biskup nie prosił go przecież, by nie nawracał lu-
dzi. Po prostu musi to robić lepiej, by  nie powtórzyła się sytuacja . Od dziś będzie dziel-
ny jak lew, sprytny jak wąż.
W pięć minut pózniej zapomniał o tym postanowieniu.
Zobaczył, że do Avry podchodzi wysoki, przystojny mężczyzna; sądząc po manie-
rach i drogim ubraniu niewątpliwie arystokrata. Dziewczyna uśmiechnęła się, wstała
i poszła do budki. Ten uśmiech!
101
Nigdy przedtem nie uśmiechnęła się do podchodzącego do niej mężczyzny. Jej twarz
była zawsze zimna, nieruchoma, jakby wykuta z marmuru. Teraz, widząc jej uśmiech,
Sarvant poczuł, że coś w nim pęka, coś wypełnia jego jądra, brzuch, pierś, gardło i wy-
bucha w mózgu. Przed oczami miał ciemność, nie czuł i nie słyszał nic. Nie wiedział, jak
długo trwał ten stan, ale gdy częściowo odzyskał zmysły dostrzegł, że stoi w pokoju ka-
płana-lekarza.
 Schyl się  powiedział kapłan.  Natrę ci prostatę i pobiorę próbkę.
Sarvant automatycznie spełnił jego polecenie. Podczas, gdy kapłan patrzył w mikro-
skop, stał i, pozornie zimny jak blok lodu, czuł płonący w ciele ogień. Wypełniała go ra-
dość tak szalona, jakiej nie zaznał nigdy; wiedział, co chce zrobić i nie miał śladu wyrzu-
tów sumienia. %7ładna istota lub Istota nie zdoła mu w tym przeszkodzić.
Kilka minut pózniej wyszedł z biura. Bez wahania podszedł do Avry, która właśnie
wyszła z budki, i nie zdążyła jeszcze usiąść.
 Chcę, żebyś ze mną poszła!  powiedział jasnym, czystym głosem.
 Dokąd?  zapytała dziewczyna, spojrzała mu w oczy, i zrozumiała.  A jak mnie
wczoraj nazwałeś?  zapytała przekornie.
 To było wczoraj.
Ujął jej dłoń i pociągnął ją w stronę budki. Nie opierała się, a kiedy weszli i zasunę-
li zasłonę, dodała:
 Teraz rozumiem. Postanowiłeś poświęcić się Bogini!
Zrzuciła płaszcz i uśmiechnęła się z zachwytem. Ale patrzyła w sufit, nie na niego.
 O Wielka Bogini, dziękuję ci, że użyłaś właśnie mnie, by nawrócić tego człowieka
na prawdziwą wiarę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl