[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do skoku puma.
- Nigdy dotąd nie jechałam takim samochodem.
- Jaki masz samochód?
- Tutaj nie mam żadnego. Bałabym się prowadzić po przeciwnej stronie drogi.
- No to przyda ci się lekcja.
R
L
T
To mówiąc, rzucił jej kluczyki. Meg nie zorientowała się w porę i klucze upadły na
ziemię. Podniosła je przerażona.
- Mam prowadzić twój samochód?
- Każdy, kto mieszka na wsi, musi prowadzić samochód. Powinnaś się przyzwy-
czaić. Dam ci poprowadzić do głównej drogi. Nie jestem wariatem.
- A co będzie, jeśli spowoduję wypadek?
Gianni spojrzał na nią, jakby postradała zmysły.
- Jak to? Każę sprowadzić następny. W fabryce mają ich pod dostatkiem, a przy-
najmniej tak mi ostatnio mówiono. Ale nie zmieniaj tematu. Mówiłaś, że dobrze ci było
w domu. Dlaczego więc postanowiłaś wyjechać?
- Nie słuchasz mnie uważnie - rzuciła przez ramię Meg, wsiadając do samochodu.
Usadowiła się wygodnie w fotelu i zapięła pasy.
- Rozumiem, byłaś szczęśliwa, ale potrzebowałaś nowych wyzwań - powiedział z
uśmiechem Gianni. - Czegoś ci w życiu brakowało.
Raczej kogoś, pomyślała Meg. Przypomniała sobie, jak na ulicy w Londynie spo-
strzegła mężczyznę podobnego do Gianniego. Wróciły wspomnienia z wystawy. Czuła,
że jeśli go więcej nie zobaczy, będzie nieszczęśliwa do końca życia.
- Chciałam sama do czegoś dojść.
- Dobrze cię rozumiem.
Meg otworzyła usta, aby go zapytać, co ma na myśli, ale Gianni zaczął jej tłuma-
czyć, jak włączyć silnik. Była przerażona, zupełnie jak podczas swej pierwszej lekcji na
kursie prawa jazdy. Kurczowo trzymała kierownicę, nerwowo naciskając pedał gazu, to
znów hamując. Po minucie Gianni nie wytrzymał i chwycił za drążek skrzyni biegów.
- Zatrzymaj się!
Meg odetchnęła z ulgą. Gdy stanęła, Gianni wyskoczył z samochodu, dobiegł do
jej drzwi i szeroko je otworzył.
- Sprowadzę instruktora, żeby cię nauczył jezdzić po tutejszych drogach. Potem
kupimy ci samochód.
Kiedy Meg usiadła na miejscu dla pasażera, Gianni trzymał już obie ręce na kie-
rownicy samochodu. Szybko zapięła pasy, myśląc, że zaraz ruszy, ale on został w tej
R
L
T
pozycji przez chwilę, po czym wolno powtórzył wszystkie czynności, które powinna była
wykonać.
- Nie popsułam samochodu? - spytała, opierając głowę o siedzenie fotela.
- Nie, ucierpiały tylko moje nerwy - odparł Gianni, poprawiając lusterko. - Samo-
chody są jak kobiety. Trzeba je traktować z czułością i szacunkiem.
- Przepraszam, pokryję wszystkie szkody.
Gianni roześmiał się.
- Wystarczy, że się natrudzisz, pracując dla Bellinich - powiedział i wyjechał na
asfaltową drogę.
- Lubiłam twojego ojca, był dobrym szefem.
- Masz nadzieję, że ja będę taki sam? - spytał Gianni. - Muszę cię rozczarować. Je-
stem zupełnie inny niż ojciec. On chciał jak najszybciej znalezć sobie żonę, co okazało
się jego największym życiowym błędem. Ja na pewno tego nie zrobię. Uważam, że
śmierć mojej matki po porodzie była zemstą losu za jego błędy. Przez trzydzieści lat nie
mógł się z tego otrząsnąć. Ja nie będę się spieszył przy wyborze kandydatki na żonę. Nie
zamierzam dać się usidlić jakiejś sprytnej panience.
- Rozumiem.
- Czyżby? A może zależy ci tylko na stanowisku? Może jedziesz ze mną, bo chcesz
renegocjować warunki swojej umowy?
- Masz rację. Teraz interesuje mnie wyłącznie moja praca - powiedziała z dumą,
patrząc przez okno na strzeliste cyprysy. - Kiedy przyjechałam do Castelfino, byłeś
zdziwiony, że oczekuję zapłaty. Potraktowałeś mnie jak oszustkę. Już wtedy powinnam
się była domyślić, z jakim pracodawcą będę miała do czynienia.
Znów zeszli na temat pieniędzy. Meg była zdenerwowana. Myślała, że Gianni za-
trzyma samochód i każe jej wysiąść. Kiedy milczał, odgarnęła z czoła włosy i utkwiła
wzrok w przedniej szybie.
Kątem oka zobaczyła, jak Gianni kręci głową.
- Szkoda, że niewiele kobiet myśli tak jak ty. Dziewczyny, które spotykam, chcą
jak najszybciej złapać męża. Właśnie taka kobieta zrujnowała ojcu życie. Ja na szczęście
nie szukam żony. Mam inne sprawy na głowie. Kobiety mnie nie interesują.
R
L
T
- Mam nadzieję, że nie mówiłeś tego żadnej Angielce. Mogłaby zrozumieć, że
masz inne preferencje.
- Oczywiście, że nikomu tego nie powiedziałem - skrzywił się Gianni. - Wiesz, że
w obecności kobiet jestem stuprocentowym facetem.
To mówiąc, rzucił jej gorące spojrzenie. Meg z trudem się powstrzymała, aby nie
wyciągnąć ręki i nie dotknąć jego karku.
Gianni wysadził Meg przy pierwszym markowym sklepie. Nie zważając na trąbią-
ce samochody, zatrzymał swoje ferrari, wysiadł i otworzył jej drzwi.
- Ile pan sobie życzy za kurs? - spytała złośliwie.
- Kurs na mój koszt, droga pani - odparł i pocałował ją w rękę.
Meg była pod wrażeniem. Gdyby Gianni nie wsiadł z powrotem do samochodu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl