[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jamesa monetę, wydarł niebieski bilet z rolki, rzucił mu ręcznik i znacząco stuknął go palcem
w ramię.
- Ustaw się pan w kolejce - polecił ochrypłym głosem.
I wtedy James zdał sobie sprawę z istnienia konkurencji. Inni ludzie też wpadli na
pomysł morskiej kąpieli. Wszystkie namioty były zajęte, a na zewnątrz kłębił się
zdeterminowany tłum czekających na swoją kolej. James ustawił się w najkrótszej kolejce i
czekał. Poły namiotu rozchyliły się i piękna młoda kobieta, skąpo przyodziana, wyszła jak na
scenę. Nałożyła czepek kąpielowy z miną osoby, która ma przed sobą cały długi poranek,
podeszła do wody i sennie spoczęła na piasku.
yle się ustawiłem, pomyślał James i bezzwłocznie przyłączył się do następnej grupy.
Po upływie pięciu minut w namiocie dały się zauważyć oznaki poruszenia.
Kilkakrotnie mocno pociągnięto za sznurki, po czym poły namiotu rozchyliły się i wyszła z
niego rodzinka: ojciec, matka i czworo dzieci. Zważywszy niewielkie rozmiary namiotu,
wyglądało to na magiczną sztuczkę. W tej samej chwili do przodu rzuciły się dwie kobiety.
Każda z nich uchwyciła się poły namiotu.
- Przepraszam panią - powiedziała pierwsza młoda kobieta, lekko dysząc.
- To ja przepraszam - odezwała się druga młoda kobieta, patrząc na tamtą znacząco.
- Powinna pani wiedzieć, że byłam tu całe dziesięć minut przed panią - dodała szybko
pierwsza z nich.
- Wszyscy mogą potwierdzić, że stoję tu już dobry kwadrans - sprostowała druga
młoda kobieta wojowniczym tonem.
- O co chodzi? - wtrącił się stary marynarz.
Obydwie kobiety zaczęły mówić jedna przez drugą. Gdy skończyły, marynarz wskazał
kciukiem na jedną z nich i powiedział krótko:
- Teraz pani.
Następnie odszedł, głuchy na protesty. Nie wiedział i wcale go nie obchodziło, która z
nich była pierwsza, ale jego decyzja - jak to mówią sportowi dziennikarze - była ostateczna.
James, doprowadzony do rozpaczy, chwycił marynarza za ramię.
- Niechże pan posłucha!
- O co chodzi?
- Ile czasu upłynie, nim dostanę się do środka? Stary marynarz obrzucił oczekujący
tłum beznamiętnym spojrzeniem.
- Może godzinę, może półtorej. Trudno powiedzieć.
W tej chwili James spostrzegł, że Grace i pozostałe dziewczęta beztrosko biegną po
piasku do morza.
Do diabła, zaklął w duchu. Do wszystkich diabłów!
Jeszcze raz zaczepił starego marynarza:
- Nie mógłbym dostać się do innego namiotu? A co z tamtymi domkami? Wszystkie
wydają się puste.
- Tamte przebieralnie - odparł marynarz z godnością - są prywatne. - Udzieliwszy tej
reprymendy, oddalił się.
Z gorzkim uczuciem zawodu James porzucił kolejkę i, wściekły, pomaszerował
wzdłuż plaży. To był koniec! Całkowity i nieodwołalny koniec! Złym okiem spozierał na
porządne kabiny kąpielowe, które mijał. W tym momencie niezależny liberał ustępował w nim
miejsca wojującemu socjaliście. Dlaczego bogaci mogą mieć własne przebieralnie i zażywać
kąpieli, kiedy zechcą, bez czekania w kolejkach? Cały nasz system, pomyślał James z
pewnym wahaniem, jest do niczego.
Od strony morza dobiegały go kokieteryjne okrzyki chlapiących się dziewczyn. To był
głos Grace! A nad jej piskiem górowało bezmyślne  ha, ha, ha Clauda Sopwortha.
- Do licha - powiedział James, zgrzytając zębami, czego nigdy dotąd nie próbował
robić, a jedynie czytywał o tym w powieściach.
Stanął, wściekle kręcąc patykiem, i ostentacyjnie odwrócił się plecami do morza.
Zamiast na morze, ze skupioną nienawiścią patrzył na Eagle's Nest*, Buena Vista** i Mon
Desir***. Mieszkańcy Kimpton-on-Sea mieli zwyczaj nadawać swym kąpielowym domkom
wymyślne nazwy. Nazwę Eagle's Nest uznał za głupkowatą, Buena Vista zaś przerastała jego
lingwistyczne talenty. Ale wystarczająco znał francuski, aby zdawać sobie sprawę z trafności
trzeciej nazwy.
- Mon Desir - powiedział. - Cholernie trafne określenie!
W tym momencie spostrzegł, że w przeciwieństwie do pozostałych domków
kąpielowych, których drzwi były dokładnie zamknięte, drzwi do Mon Desir pozostawiono
uchylone. James rozejrzał się bacznie po plaży. W tym miejscu zajmowały ją głównie matki
pochłonięte pilnowaniem swych pociech. Była dopiero dziesiąta rano - pora zbyt wczesna, aby
arystokracja z Kimpton-on-Sea pojawiła się na plaży.
Niechybnie jedzą teraz w łóżkach przepiórki z grzybami, przyniesione na tacy przez
upudrowanych lokajów! Nikt z tego towarzystwa nie pokaże się tu przed dwunastą, pomyślał
James. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl