[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ny pozaświatowców w stadzie sureppów kilka dni temu, teraz wieść o tym wypadku rozeszła
się już po całym oddziale. Januulowie z kolei tak byli zaskoczeni niespodziewanym pojawie-
niem się pozaświatowców, że zaczęli głośno się zastanawiać, co oni tutaj robią. Płaskoocy,
bezgrzywi obcy, stali w tak ryzykownej pozycji na samym przedzie szeregu, że ich intencje
były jasne dla każdego z januulskich wojowników. Nie szkodzi. Pozaświatowcy zginą równie
szybko, jak wszyscy Borokii.
Luminara i Barrissa odwróciły się twarzą do oddziałów Borokiich, podczas gdy Anakin
z ponurą miną obserwował Januulów. Obi-Wan przemówił.
Borokii z wyczekiwaniem wpatrywali się w pozaświatowych sojuszników, spodziewa-
jąc się z ich strony formalnego wyzwania. Tymczasem starszy Jedi zatoczył powolny krąg i
zwrócił się nie tylko do Januulów, lecz do obu zebranych armii.
 Słuchajcie mnie! Jestem Obi-Wan Kenobi, rycerz Zakonu Jedi. Wraz ze mną stoją tu
rycerz Jedi Luminara Undulii jej padawanka, Barrissa Offee. A oto mój padawan, Anakin
Skywalker. Przybyliśmy na waszą planetę, aby zawrzeć trwałe porozumienie pomiędzy Alwa-
rimi a Unią miast. Wtedy lud Ansionu pozostanie w Republice galaktycznej, wierząc, że jej
prawa i przepisy będą obowiązywać wszystkich w jednakowym stopniu.  Uniósł rękę i zato-
czył nią duży krąg, obejmujący cały nieboskłon.  Poza Ansionem czyhają siły straszliwsze,
niż potraficie sobie wyobrazić. Sprawy ogromnej wagi, żywotne dla każdej istoty rozumnej w
galaktyce, zmierzają do ostatecznego rozstrzygnięcia. Ansion stanowi niezmiernie ważną
część tego, co się dzieje.  Powoli opuścił ramię.  Przybyliśmy tutaj, ponieważ wiemy, że
tam, gdzie pójdą Borokii i Januulowie, pójdzie również reszta Alwarich. %7łądamy, aby starsi,
obu waszych nadklanów usiedli z nami i od nowa przedyskutowali tę kwestię. Istnieją sprawy
ważniejsze od tych, o które chcieliście się dzisiaj zabijać.
Zebrani Borokii zaczęli kręcić się niespokojnie. Czy to jest wyzwanie, które sojusznik
rzuca wrogowi?
 Musicie nauczyć się działać razem  ciągnął Obi-Wan.  Także razem z tymi, którzy
mieszkają w miastach. Jeśli tego nie uczynicie  zakończył  ryzykujecie utratę tego, o co
walczycie. Wszystko zagarną chciwi podżegacze, tacy jak Gildia Kupiecka... oraz inni, dla
których Ansion i jego lud są tylko pionkiem w rozgrywce.
Odpowiedzią na jego przemowę było milczenie, jeśli nie liczyć pomruków w szeregach
Borokiich. Nagle jeden z januulskich oficerów wystąpił na swoim bogato ozdobionym ruma-
ku, wycelował ceremonialny miecz w spokojnego Jedi i odezwał się gniewnie:
 Nie wiemy, o czym mówisz, pozaświatowcze!
Obi-Wan odpowiedział poważnie:
 Oczywiście, że nie wiecie. Dlatego musicie nas wysłuchać. Dajcie nam szansę.
Za jego plecami z szeregu wysunął się przywódca Borokiich.
 To ma być pomoc? To, co się ma tu dziś wydarzyć, nie dotyczy innych światów, po-
zaświatowcze! Zajmij się tym, co obiecałeś starszym!
 Ansion stanowi część Republiki  odparła Luminara.  W Republice wszystkie spory
są sprawą senatu. I Rady Jedi.
Borokii prychnął wzgardliwie.
 A więc, zamiast nam pomagać, postanowiliście uratować nas przed sobą? Nie potrze-
bujemy waszej pomocy. Borokii zawsze sami sobie radzili.  Odpowiedział mu dumny
okrzyk stojących za jego plecami wojowników.
Taki sam okrzyk wznieśli Januulowie, choć ich oficer jeszcze nie skończył z gośćmi.
 Z drogi, pozaświatowcy!  zawołał teraz.  Załatwimy to tak, jak zawsze, w tradycyj-
ny sposób. Cokolwiek próbujecie osiągnąć, jest już na to za pózno. Borokii sami tu przyszli, a
my jesteśmy gotowi na ich spotkanie.
Uniósł miecz, wydał dziki, wysoki wrzask, którego żaden człowiek nie umiałby powtó-
rzyć, i ruszył naprzód.
Obi-Wan skoncentrował się, uniósł dłoń, aby pomóc umysłowi i wykonał gwałtowny
ruch w kierunku nacierającego oficera. Wydawało się, że sadain uderzył w ścianę. Pomimo
sześciu nóg upadł bezwładnie, raczej zaskoczony niż zraniony. Jezdziec przeleciał przez oszo-
łomioną głowę zwierzęcia i wylądował twardo na trawiastym gruncie. Uderzenie sprawiło, że
miecz wypadł mu z trzech palców. Z bojowym okrzykiem na ustach szereg gotowych na
wszystko Januulów uniósł broń i ruszył przed siebie. Wyjąc i sycząc gniewnie, Borokii poszli
za ich przykładem.
Zaświstały strzały, poleciały włócznie, a co gorsza, do walki wkroczyły również miota-
cze. Wszystkie pociski, które przelatywały w pobliżu Jedi, były odbijane mieczami świetlny-
mi, które zdawały się kręcić i wirować szybko jak błyskawice. Pociski lecące zbyt wysoko, by
ich dosięgnąć, strącali umiejętnymi i zręcznymi uderzeniami Mocy.
Trzech Januulów usiłowało otoczyć Luminarę. Trzy ciosy miecza świetlnego pierwsze-
go rozbroiły, drugiemu stopiły ostrze, a trzeciemu wytrąciły z ręki ciężką pałkę. Rozbrojeni,
skwapliwie odsunęli się od Jedi i pospieszyli do własnych szeregów. W ich ślady poszli kolej-
ni wojownicy; Luminara i jej towarzysze metodycznie neutralizowali jedną po drugiej grupki
oszołomionych Januulów.
Dwóch wściekłych Borokii zaatakowało Anakina strzałami z miotaczy. Zamiast ucie-
kać, skoczył w ich kierunku, odbijając ostrzem miecza wszystkie strzały po kolei. Dwa krót-
kie cięcia wytrąciły napastnikom miotacze z dłoni. Kolejny cios bez trudu mógłby pozbawić
ich ramion, ale instrukcje Obi-Wana, których udzielił mu przed bitwą, były absolutnie jasne.
 %7ładnych okaleczeń, żadnego zabijania  ostrzegał Jedi.  Trudno jest zdobyć serca i
umysły, obcinając głowy i ręce.
Zresztą dalszy pokaz siły nie był już konieczny, uznał Anakin. Nie musiał już przekony-
wać wojowników, którzy go tak odważnie zaatakowali. Nie obdarzając nawet spojrzeniem
kosztownych, bezużytecznych teraz pistoletów, pokonani szybko dołączyli do szeregów Bo-
rokiich.
Po następnych dziesięciu minutach bezskutecznych prób pokonania przeciwnika, za-
równo Januulowie, jak i Borokii uznali, że walka skończona i że szkoda zachodu. W całej
wspólnej historii wojennych doświadczeń, żadna ze stron nie słyszała o trójstronnej bitwie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl