[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Szkoda, bo chciała rzucić się w wir pracy i pracować tak ciężko, żeby nie mieć czasu
ani ochoty na rozmyślania o Jacku.
Wstała jednak i poszła pod prysznic. Może po śniadaniu wiatr osłabnie! Poszła do
kuchni. Angie czekała już na nią. Cara ucałowała ją serdecznie na dzień dobry.
- Angie, nie zapomnij dzisiaj odnieść przeczytane książki do biblioteki. Nie chcę
dostawać kolejnego upomnienia - powiedziała nalewając sobie soku
pomarańczowego.
- Okay - odparła mała wesoło. - Ale muszę jeszcze raz przeczytać tę książkę o
śpiewającej rodzinie. Okropnie mi się spodobała.
- Aha, ale teraz pospiesz się, bo nie zdążysz na autobus. W tym momencie
zadzwonił dzwonek. Cara podniosła się, ale Angie była
już przy drzwiach. - Ja otworzę, mamo. To pewnie Leslie po mnie przyszła.
Cara usiadła z powrotem. Cieszyła się, że Angie zaprzyjazniła się z dziewczynką z
sąsiedztwa.
- Poproś Leslie do środka, kochanie. Nie wypada trzymać gości przed drzwiami.
- Ale to nie Leslie, tylko ten pan z jachtu. Ten, który dla ciebie pracował. Cara
zmieszała się. Mój Boże, tak często o nim myślała, tak bardzo za nim
tęskniła!
Jack stał w drzwiach opierając się jedną ręką o futrynę. Uśmiechnął się do Angie.
Miał na sobie spodnie z białego lnu i granatową sportową koszulę. Teraz podniósł
wzrok i spojrzał Carze prosto w oczy.
Co za szczęście, że Angie stała między nimi. Gdyby było inaczej Cara pewnie
rzuciłaby się Jackowi w ramiona. Był taki przystojny!
- O, Leslie też już jest! - krzyknęła uradowana dziewczynka. Cara pomachała
ciemnowłosej rówieśnicy Angie.
- Czy jesteś teraz zajęta, Caro? - spytał Jack.
- No, to ja już lecę do autobusu! - Angie usiłowała minąć matkę, żeby wrócić do
kuchni po tornister.
- Proszę, wejdz do środka, Jack. - Cara odsunęła się, robiąc przejście. -Uważaj na
siebie, skarbie - pocałowała Angie na pożegnanie i zamknęła za nią drzwi.
Jack nie spuszczał Cary z oczu.
- O co chodzi, Jack? - Cara odwróciła się do wysokiego, szczupłego mężczyzny,
przez którego nie mogła spokojnie spać.
- Brakowało mi twojej kawy. Czy mógłbym dostać filiżankę? W milczeniu nalała
mu kawy.
- Czy tylko to cię sprowadza? - spytała.
- Nie, mam jeszcze jeden problem, który chciałbym wspólnie z tobą rozwiązać.
Podsunął Carze krzesło. - Usiądz.
Sam też usiadł za stołem. - Długo nad tym myślałem i postanowiłem raz na zawsze
wyjaśnić nasze sprawy.
Cara otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale Jack powstrzymał ją ruchem dłoni. -
Poczekaj. Wypiłem wczoraj trochę i muszę się najpierw napić kawy, żeby mi się w
głowie rozjaśniło. O, jaka pyszna kawka! - Wypił do końca i odstawił filiżankę. - A
więc - nasz związek nie będzie miał przyszłości, jeśli będziemy się stale kłócili o
twoją łódz. Nie poznaliśmy się też chyba w wystarczającym stopniu. Na łodzi było
za dużo pracy. Ale teraz, kiedy pogoda jest kiepska, moglibyśmy spędzić ze sobą
jakiś czas na lądzie. Sądzę, że...
- Chwileczkę, Jack... - Cara przerwała wyuczone przemówienie Jacka. - To znaczy,
że ty... chcesz być ze mną? Nadal chcesz być ze mną? - Musiała się upewnić, bo nie
wiedziała, czy dobrze zrozumiała. Patrzyła na niego z ukosa.
- Tak, chcę. I wczoraj wieczorem przyszło mi do głowy rozwiązanie naszych
problemów. Ale nie mogę sobie przypomnieć, jakie. - Potarł w zakłopotaniu czoło.
Nalał sobie znowu kawy. - Mimo że pod koniec nie byłaś zbyt miła, chcę być z tobą.
Cara powstrzymała się od głośnego wybuchu śmiechu. Westchnęła za to z ulgą. -
Ale co będzie z moimi zajęciami tutaj? Ja przecież nie ograniczam się tylko do
łowienia ryb. Wypalam ceramikę, pracuję w ogrodzie... i robię mnóstwo innych
rzeczy.
- Pomogę ci.
- A masz czas? To znaczy, nie masz nic lepszego do roboty?
- Tak, mam czas.
Cara poczuła, jak jej serce wali. Chyba mu na niej zależało! Przynajmniej takie
sprawiał wrażenie.
- Moja matka będzie cię chciała na pewno poznać. Wiem, że to staroświeckie, ale
chciałabym jej ciebie przedstawić.
Jack uśmiechnął się szeroko. - Już przecież mówiłem, że chętnie ją poznam. Przy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl