[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od niedawna.
Masz na myśli klęskę wojsk Yishany i podboje Sarosta i Jagreena Lerna?
Właśnie. Jagreen Lern zawarł pakt z Chaosem, z wszystkimi Władcami
Chaosu, nie tylko z Martwymi Bogami. Piekło obawia się planu Przeznaczenia
dotyczącego przyszłości Ziemi. Chce udaremnić jego realizację i zdobyć władzę
na naszej planecie. Panowie Ciemności są wystarczająco potężni, nawet bez po-
mocy Martwych Bogów. Darnizhaan musi zostać zniszczony.
Czyli znalazłem się w kropce. Jeżeli oddam Zwiastuna Burzy, będę zdany
wyłącznie na zioła, lub jakieś inne ziemskie sposoby. Jeśli w dodatku zrobię to dla
ratowania Zarozinii, wtedy Chaos zapanuje na Ziemi i na moim sumieniu spocznie
ogromna zbrodnia.
Tylko ty jeden możesz podjąć decyzję.
Elryk namyślał się przez jakiś czas, ale nie mógł znalezć żadnego rozwiązania.
Przynieś drugi miecz powiedział w końcu.
Sepiriz pojawił się po chwili, niosąc w rękach miecz w pochwie. Niewiele
różnił się od Zwiastuna Burzy.
Czy przepowiednia jest dla ciebie w pełni zrozumiała, Elryku? zapytał
Sepiriz, wciąż trzymając miecz.
Tak. Oto jest blizniak Zwiastuna Burzy. Ale ostatnia część. . . Dokąd mamy
się udać?
35
Powiem wam za chwilę. Martwi Bogowie i siły Chaosu wiedzą, że ma-
my blizniaczy miecz, jednak nie wiedzą komu służymy. Tak jak rzekłem, służy-
my Przeznaczeniu i ono ułożyło dalsze losy Ziemi, które będzie bardzo ciężko
zmienić. Jednak jest to możliwe i nam powierzono zadanie zapobieżenia temu.
Ty natomiast zaraz przejdziesz test. Zależnie od tego, jak ci się powiedzie, jaką
podejmiesz decyzję, to zdecyduje, co ci powiemy, gdy wrócisz do Nihrain.
Chcecie żebym tu wrócił?
Tak.
Daj mi %7łałobne Ostrze powiedział Elryk szybko.
Sepiriz podał mu drugi miecz i albinos wstał dzierżąc oba w rękach, jakby
ważąc ich ciężar.
Oba miecze cichutko zaśpiewały, zadowolone ze spotkania, a ich moc prze-
pływała przez jego ciało.
Przypomniałem sobie teraz, kiedy trzymam oba miecze, że ich moc jest
o wiele większa niż się z początku wydaje. Gdy są razem, pojawia się w nich
pewna szczególna cecha, którą możemy wykorzystać przeciwko Martwemu Bo-
gowi Melnibonéanin zmarszczyÅ‚ brwi. Ale wiÄ™cej o tym za chwilÄ™. . .
spojrzał ostro na Sepiriza. Teraz mi powiedz, gdzie jest Darnizhaan.
W WÄ…wozie Xanyaw w Myyrrhn!
Elryk podał %7łałobne Ostrze Dyvimowi, który wziął miecz ostrożnie.
Jaka jest twoja decyzja? zapytał Sepiriz.
Kto wie? odpowiedział albinos z gorzkim uśmiechem na twarzy.
Może jest sposób, żeby zabić Martwego Boga. . . Ale powiadam ci, Sepiriz, jeżeli
będzie okazja, to sprawię, że ten Bóg pożałuje swego powrotu. Posunął się o je-
den krok za daleko, i to zrodziÅ‚o mój gniew. A gniew Elryka z Melniboné i jego
miecza, Zwiastuna Burzy, jest w stanie zniszczyć cały świat!
Sepiriz podniósł się z fotela. Jego oczy się rozszerzyły.
A Bogów, Elryku? Czy jest on w stanie zniszczyć Bogów?
Rozdział 5
Na ogromnym nihraińskim wierzchowcu Elryk wyglądał jak posępne straszy-
dło. Jego kamienna twarz nie zdradzała żadnych uczuć, ale oczy, jak rozżarzone
węgielki, płonęły szkarłatem w zapadniętych oczodołach. Silny wiatr rozwiewał
mu włosy, a on siedział wyprostowany, ze wzrokiem utkwionym przed siebie,
z dłonią wspartą na rękojeści Zwiastuna Burzy.
Dyvim Slorm niósł %7łałobne Ostrze zarazem dumnie i ostrożnie. Czasami sły-
szał jak miecz zawodził do swego brata i niecierpliwie wibrował. Zaczął zadawać
sobie pytanie, co ta broń z niego zrobi, co mu da i czego od niego zażąda. Lęk
kazał mu trzymać rękę z dala od miecza.
Nie opodal granicy krainy Myyrrhn natknęli się na bandę najmitów Dharijor,
rodowitych Jharkorian przyodzianych w szaty zwycięzców. Była to banda prosta-
ków, tak gÅ‚upich, że nie zeszli Melnibonéanom z drogi, lecz skierowali siÄ™ ku nim
w szeleście pióropuszy, wśród skrzypienia rzemieni i brzęku metalu. Ich dowód-
ca, zezowaty osiłek z zatkniętym za pas toporem zatrzymał swego konia tuż przed
Elrykiem.
Dwaj jezdzcy również się zatrzymali. Z nie zmienionym wyrazem twarzy al-
binos wyciągnął Zwiastuna Burzy powolnym i miękkim ruchem. Dyvim Slorm
poszedł w jego ślady, spoglądając na śmiejących się z cicha jezdzców. Był zasko-
czony, jak łatwo jego miecz wyskoczył z pochwy.
Bez słowa Elryk zaczaj walkę.
Uderzał miarowo, szybko, skutecznie, obojętnie. Jednym ukośnym cięciem
przeciął dowódcę od ramienia aż po brzuch. Na czarnej zbroi pojawiła się purpu-
rowa szrama i dowódca skonał z jękiem. Zsuną] się z konia i tak pozostał z jedną
nogą uwięzioną w strzemieniu.
Zwiastun Burzy wydał głośny metaliczny pomruk zadowolenia, gdy tymcza-
sem Elryk bez żadnego uczucia zabijał następnych napastników, jak gdyby byli
nieuzbrojeni i zakuci w łańcuchy. Nie mieli żadnej szansy.
Nie przyzwyczajony do miecza posiadającego własną świadomość, Dyvim
Slorm próbował posługiwać się nim jak zwykłą bronią. Jednak %7łałobne Ostrze
ożył w jego dłoni, czyniąc mądrzejsze posunięcia. Niezwykłe uczucie mocy za-
37
razem zmysłowe i chłodne przelało się w ciało Dyvima i gdy usłyszał własny
triumfujący ryk, zrozumiał jacy musieli być jego przodkowie w czasie walki.
Potyczka skończyła się jeszcze szybciej niż rozpoczęła, zostały po niej trupy
gnijące w szczerym polu. Elryk i Dyvim wkrótce znalezli się w krainie Myyrrhn,
lecz nim tam dotarli, oba miecze były już porządnie zbroczone krwią.
Melnibonéanin nareszcie mógÅ‚ trzezwo myÅ›leć i dziaÅ‚ać, ale nie podzieliÅ‚ siÄ™
przemyśleniami z Dyvimem, choć ten jechał obok. Nie prosił go też o pomoc.
Pozwolił swoim myślom dryfować w czasie, od przeszłości, przez terazniej-
szość, do przyszłości. Układały się w logiczną całość, w pewien schemat. Elryk
nie ufał żadnym prawidłowościom, jego zdaniem życie było chaotyczne, podpo-
rządkowane przypadkowi i nie do przewidzenia. Schemat, który mu się teraz uka-
zał, uznał za iluzję, twór umysłu.
Kilka rzeczy jednak wiedział na pewno.
Wiedział, że nosił przy pasie miecz, niezbędny z przyczyn fizjologicznych
i psychologicznych. To było pewnego rodzaju przyznanie się do własnej słabości,
braku pewności siebie lub wiary w prawidłowość przyczynowo-skutkową. Uważał
siebie za realistÄ™.
Noc była chłodna, a na dodatek porywisty wiatr targał nimi szarpiąc ubrania,
wdzierał się do płuc lodowatym tchnieniem, wył i zawodził.
Kiedy zbliżyli się do Wąwozu Xanyaw, niebo, ziemia i powietrze przepełni-
ły się pulsującą muzyką, harmonijną, prawie namacalną. Całe akordy dzwięków,
w górę, w dół, unosiły się i opadały, a z muzyką tą nadeszły stwory o białych
twarzach.
Byli zakapturzeni. Ich miecze rozwidlały się na końcach w trzy zakrzywio-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]