[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Właśnie widzę! - Zabrzmiało to bardzo ostro.
- Cade? Cade! Chyba nie jesteś zazdrosny?
- Oczywiście, że nie!
S
R
Oczywiście, że nie. Co jej przyszło do głowy? Taki facet jak on, pokręcony,
miałby bawić się w zazdrośnika?
- Może zatańczysz ze mną? - spytała, zaglądając mu w twarz.
- A jest tam jakiś wolny taniec w twoim karneciku?
- Mogę kogoś wykreślić i wpisać ciebie... och, Cade, mogę w ogóle podrzeć
ten karnecik!
- Naprawdę? Sama przecież wymyśliłaś te karneciki!
- Bo to coś bardzo sympatycznego!
- Ale przydatne kiedyś, za czasów twojej prababki!
- Prababki? Aha... - Spojrzała znacząco na bukiecik przypięty do sukni. - No
to jesteśmy kwita... A co z tym tańcem? Powinniśmy zatańczyć i sprawiać wraże-
nie, jakbyśmy rzeczywiście byli parą.
- Prosisz mnie do tańca czy tylko informujesz o konieczności zatańczenia ze
mną?
- Oczywiście, że cię proszę! Jak najuprzejmiej! Chcę się podlizać mojemu
przyszłemu szefowi!
- Jeszcze nie dostała pani tej pracy, panno Tate!
- Ale bardzo chcę! Postaram się, panie pułkowniku, żeby nie wyobrażał sobie
pan życia beze mnie! - zażartowała, podając mu rękę.
Objął Liv, zaczęli tańczyć. Wolny, nastrojowy kawałek, wobec czego tańczyli
przytuleni. Cade czuł przez mundur ciepło Liv, czuł zapach jej perfum. Liv też czu-
ła ciepło jego ciała, tym bardziej że głowę miała opartą o jego pierś. A wszyscy do-
okoła uśmiechali się do niej bardzo miło, z wyrazną aprobatą, więc w rezultacie
czuła się prawie tak, jakby istotnie była dziewczyną Cade'a.
- Nie wiedziałem, że tak dobre tańczysz - mruknął wprost do jej ucha.
- A ja nie spodziewałam się, że można tańczyć tak zręcznie w tych butach z
kolcami.
- Z kolcami? Masz na myśli ostrogi?
S
R
- Ostrogi? Och, przepraszam, nie wiedziałam, że to tak się nazywa!
Flirtują? Nic dziwnego, trudno nie robić tego w tak cudownej rzeczywistości.
Rozjarzone żyrandole, szampan, orkiestra, mężczyzni w mundurach i damy w po-
wiewnych sukniach. Prawdziwy bal! Kto nie flirtuje w taką noc?
Kiedy zagrali walca wiedeńskiego, nie wypuścił jej ze swoich rąk. Razem
zawirowali na parkiecie. Cade tańczył wspaniale, miał cudowne wyczucie rytmu,
czyli jeszcze jeden powód, żeby nim się zachwycać. Zauważyła, że jego osoba nie
tylko u niej cieszy się uznaniem. Cade, człowiek bardzo skromny, był tu prawdzi-
wym idolem. Nawet ci niedzwiedziowaci generałowie, z którymi tańczyła, od razu
miękli, kiedy okazywało się, że tańczą z dziewczyną Cade'a. Gdyby wiedzieli, że
jest tylko bezczelną laską, która wciągnęła ich bohatera do łóżka... O, wtedy żaden
z nich nie zamieniłby z nią ani słowa!
Wszyscy gratulowali mu tak uroczej dziewczyny, niekwestionowanej gwiaz-
dy wieczoru. Tak mówili o Liv starzy generałowie. A oni przetańczyli w rezultacie
z sobą trzy tańce pod rząd, po prostu nie był w stanie wypuścić jej ze swoich ra-
mion. W końcu jednak musiała odejść, żeby dalej spełniać swoją misję, czyli omo-
tać kolejnych srogich generałów, których poparcie dla tego projektu było po prostu
bezcenne.
Przy stole również była gwiazdą. Przedtem każdy chciał z nią tańczyć, teraz
każdy chciał z nią porozmawiać. Jak ona to robiła? Cade nadstawił ucha i po chwili
już ją rozgryzł. Po prostu Liv każdemu ze swoich rozmówców okazywała wielkie
zainteresowanie. To zainteresowanie plus kilka zręcznych pytań sprawiało, że naj-
bardziej sztywny oficer przy niej stawał się nadzwyczaj elokwentny.
Ale największą niespodziankę Liv zostawiła na sam koniec. Kiedy wygłoszo-
no już wszystkie przemowy okolicznościowe, zerwała się z krzesła i pewnym kro-
kiem podeszła do mikrofonu. Cade cały zesztywniał, natomiast Liv, uśmiechając
się słodko, popukała w mikrofon, żeby zwrócić na siebie uwagę zgromadzonych. W
tym momencie Cade próbował wstać z krzesła, ale siedząca nieopodal księżna,
S
R
spokrewniona z rodziną królewską, spiorunowała go wzrokiem, nie pozostawało
mu więc nic innego, jak pozostać na swoim miejscu i posłuchać, co ma do powie-
dzenia Liv.
Ona zaś dzwięcznym głosem wyśpiewała do mikrofonu prawdziwe peany na
jego cześć i jego przedsięwzięcia, po czym poprosiła wszystkich obecnych, żeby
zapoznali się łaskawie z pismem, którego kopie krążą teraz po sali. Pismo? Cade
spojrzał pytająco na księżnę.
- Coś w rodzaju petycji - wyjaśniła. - Panna Tate rozdała ją już wcześniej,
prosząc o podpisanie. O, niech pan spojrzy.
Cade spojrzał. Była to petycja z prośbą o poparcie jego projektu, petycja ta
miała być też przedłożona zarówno na Downing Street, jak i Jej Królewskiej Mości.
Liv mierzyła wysoko, Cade nie miał nic przeciwko temu. Zauważył, jak księżna
składa pod petycją piękny, zamaszysty podpis, po czym zapowiada wszystkim przy
stole, że kto nie podpisze, będzie miał z nią do czynienia.
Podpisywali wszyscy.
Kiedy Liv wróciła do stolika, Cade był w stanie tylko wyjąkać:
- Liv, ja... ja nie wiem, jak ci...
- Nie musisz - mruknęła cichutko, wytrzymując jego wzrok. - I nie mówmy o
już tym, dobrze?
Po jedzeniu znów zagrała orkiestra, parkiet zapełnił się parami. Wiele osób
zaczęło też wychodzić na dwór, żeby się ochłodzić.
- Może wyjdziemy na chwilę, Liv? - zaproponował Cade, wskazując na
ogromne, przeszklone drzwi na werandę, z której roztaczał się widok na ogród.
Wyglądało to nęcąco.
- Z przyjemnością, Cade.
Wyszli do cichego, pogrążonego w mroku ogrodu. Liv, też cicha, zamyślona,
popatrywała na surową twarz Cade'a, teraz rozjaśnioną księżycową poświatą. Jaki
to niezwykły, porywający człowiek. O wielkiej wrażliwości, niezależny duchem, w
S
R
razie potrzeby zmienia się w twardego żołnierza, o czym świadczą medale. Czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl