[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak. To mi się podoba - przyznał.
Cassie omyła orzezwiająca fala ulgi, zabierając ze sobą strach i zmęczenie. Ale zanim
zdążyła ucieszyć się z tego, Vince machnął ręką, jakby odganiał muchę i zapytał:
- W porządku, a jak wyglądają pozostałe propozycje? Cassie nerwowo przełknęła ślinę.
- Pozostałe...Ja...
- %7Å‚e jak? Nie rozumiem?
- One... To znaczy właśnie... - zaplątała się, spoglądając na Charliego.
- Co niby znaczy? Mówi pani tak, że nic nie mogÄ™ zrozu¬mieć. - Vince spojrzaÅ‚ ze
zdziwieniem. - Przejdzmy teraz do rezerwowych, jak zwykle.
- No cóż... Rezerwowych nie ma - wyrzuciła z siebie Cassie.
- Bez żartów. Jak to nie ma? Co znaczy nie ma? - skrzywił się Vince. Przestraszona
mina Cassie musiała go ośmielić, bo
prychnął pogardliwie, zsuwając na bok przedłożony przez Cassie projekt i zmarszczył się z
niezadowoleniem.
- Chyba zdaje sobie pani sprawę, że nie jesteście jedyną
agencją w tym mieście? Co, znudziła się pani robota? Mam
zadzwonić do pani szefa?
Cassie uczuÅ‚a nieprzyjemny ucisk w żoÅ‚Ä…dku. Dobrze wie¬dziaÅ‚a o szalejÄ…cej recesji. JeÅ›li
zostanie bez pracy, będzie musiała zmienić mieszkanie. Z zasiłku nie opłaci
dotychcza¬sowego czynszu.
Znowu trzeba będzie zwrócić się o pomoc do rodziców, dopóki nie znajdzie sobie miejsca
w jakiejś szkole. A to nie było łatwe.
Charlie, widząc, że kompletnie straciła pewność siebie, wkroczył do akcji.
- Nie potrzebuje pan żadnych dodatkowych proje¬
któw. I dobrze pan o tym wie, Vince - powiedziaÅ‚ z uÅ›mie¬
chem. Celowo zwrócił się do niego tak poufale. - Prawda,
Cassie?
No, dalej dziewczyno! - podpowiadał jego wzrok. Nie daj się! Przecież sobie świetnie
poradzisz!
Przez moment spoglądała na niego bezradnie. Ale tylko przez moment. Ma rację. Nie daj
siÄ™, dziewczyno!
- Nie ma pozostałych projektów, panie Bertolli, bo nie są
potrzebne. Ten jest optymalny i Å‚Ä…czy w sobie wszystkie cele
kampanii, którą zamierza pan przeprowadzić. A poza tym,
jako wynajęci przez Majik Toys eksperci, podpisujemy się
pod nim. Jeżeli panu to nie odpowiada, to może pan oczywi¬
ście zadzwonić do firmy, ale myślę, że dotychczasowa nasza
współpraca daje panu gwarancję, że zapewniamy najlepszą
obsługę. Jeśli chce pan ryzykować i szukać innych partnerów,
może pan oczywiÅ›cie próbować. RzeczywiÅ›cie, na rynku po¬
jawia się mnóstwo agencji reklamowych ... - zawiesiła głos,
wydymajÄ…c wargi.
Na chwilę w pokoju zapanowała cisza. Cassie wydawało się, że słyszy, jak wali jej serce.
- Hmm. No tak... - Vince podrapał się w policzek. - Ten
właściwie mi się podoba.
Cassie opadła nieco w fotelu. Spłoszona, wyprostowała się gwałtownie.
Vince jednak nie zwrócił na to uwagi. Wstając z fotela, rzucił spojrzenie w stronę
Charliego.
- To, zdaje się, pana koncepcja, młody człowieku?
- Niezupełnie. O tyle moja, że kiedy Cassie ją przejrzała, powiedziała: dobra! - ten i
koniec.
Vince spojrzał teraz na Cassie.
- Tak... To trochę zmiana reguł, ale zgadzam się. To dobry
pomysł. Przyznaję, że znacie się na swojej robocie.
Cassie staraÅ‚a siÄ™ ukryć zdziwienie. Wielokrotnie już oma¬wiaÅ‚a z Vince'em projekty, ale
nigdy nie doczekała się takiego komplementu. Usłyszała go teraz, gdy naruszyła utarte
zwy¬czaje i byÅ‚a o krok od zwolnienia. Doprawdy, w tym wariac¬kim zawodzie nie ma
żadnych reguł.
Oczy Charliego śmiały się do niej. Widzisz? Dokonałaś tego! I kto miał rację? - zdawały
się mówić.
Ciągle na miękkich nogach zjechała z nim na dół. Już na ulicy, wciągając haust świeżego
powietrza, odwróciÅ‚a siÄ™ i po¬wiedziaÅ‚a:
- Co to jest, Charlie, że nie wiem, czy mam cię zabić, czy
pocałować?
Spojrzał na nią z rozbawieniem.
- Pozwól, że pomogę ci się zdecydować.
PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ ja do siebie i pocaÅ‚owaÅ‚ w usta. Cassie pozwo¬liÅ‚a mu na to, ale kiedy
próbowaÅ‚ powtórzyć pocaÅ‚unek, od¬chyliÅ‚a lekko gÅ‚owÄ™.
- Dlaczego powiedziałeś mu, że to była moja decyzja?
Wzruszył ramionami.
- A bo co?
Popatrzyła na niego przez chwilę.
- To miłe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl