[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miesiącu jest bezpieczniejsze niż załatwianie z nimi
interesów twarzą w twarz.
- Nie mogę sobie na to pozwolić - przypomniałam mu raz
Jeszcze. - Mam długi i nie wygląda na to, żebym skończyła je
spłacać, zanim nie dobiję do twojego wieku.
- Dobra, wszystko jedno. - Westchnął. - Tak czy inaczej nie
musiałem załatwiać z nimi interesów. Twój nowy dostawca
przysłał złą część. Odesłałem Ją i zamieniłem słówko z
działem sprzedaży. Właściwa część powinna przyjść w
piątek, nie dadzą rady wcześniej wysłać z powodu Zwięta
Dziękczynienia. Zadzwoniłem na numer, który zapisałaś na
teczce, i zostawiłem wiadomość. Co to za wampir, który na-
grywa sobie piosenkę ze Scooby'ego Doo na automatycznej
sekretarce? - Pytanie najwyrazniej było retoryczne, bo
ciągnął dalej. - Przyszła też jakaś kobieta. Podobno przysłał ją
twój przyjaciel z Politzei.
Potarłam czoło. Zupełnie zapomniałam o kobiecie od
Tony'ego.
- Już wiesz, co nie tak z jej samochodem?
- Mercy! - wypalił urażony.
- Nie chciałam cię obrazić. Coś poważnego?
- Okablowanie. Mercy...
Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ widziałam, jaki efekt
wywarła ta kobieta na Tonym Pracajest-mojążoną.
- Podoba ci się - zauważyłam. Zee chrząknął. -Powiedziałeś
jej, ile musi zapłacić?
- Jeszcze z nią nie rozmawiałem na ten temat. Na całym ciele
ma wypisaną biedę i dumę. Nie pozwoliła się podwiezć do
domu i poszła z dzieciakami pieszo. Nie ma numeru
domowego, tylko do pracy.
Zaśmiałam się w duchu. Z pewnych powodów Zee nie
posiadał takiego majątku, jaki starszym nieludziom udaje się
zazwyczaj zgromadzić. Cóż, ja najprawdopodobniej też nigdy
nie będę bogata.
- Dobra - powiedziałam. - Mów, co wymyśliłeś.
- Zadzwoniłem na Polizei. - Zee znał Tony'ego i nawet go
lubił, chociaż robił, co mógł, żeby to ukryć. Po prostu
uważał, że nie należy nawiązywać zbyt bliskich znajomości z
przedstawicielami władz ludzkiego świata. Miał rację - ale ja
nie zawsze postępuję zgodnie z tym, co podpowiada rozsądek.
Gdyby tak było, nie siedziałabym teraz w furgonetce z
dwoma wilkołakami. - No i?
- Tony powiedział, że jej starszy syn rozgląda się za jakąś
popołudniową robotą.
Nie zamierzałam mu przerywać. Zabawnie było słuchać, jak
cierpi katusze. Lubił pozować na gruboskórnego zrzędę, ale
serce miał miękkie jak ciepły wosk.
- Teraz, kiedy Tad wyjechał, przydałaby ci się dodatkowa
para rąk.
I kiedy nie żyje Mac, pomyślałam i straciłam ochotę na
przekomarzanki ze starym gremlinem.
- W porządku, Zee, Jak będziesz z nią rozmawiał, powiedz
jej, żeby przysłała tego chłopaka. Jeśli się
sprawdzi, dostanie pracę. Zakładam że samochód już
naprawiłeś?
- Ja. Ale będziesz musiała sama z nią porozmawiać, chyba że
jutro też mnie potrzebujesz. Ona pracuje na dziennej
zmianie.
- Nie, nie będę cię potrzebowała. Jutro jest Zwięto
Dziękczynienia. Warsztat będzie nieczynny, o ile nie
zapomnisz wywiesić stosownej informacji.
- Nie ma problemu. - Zawahał się. - Wpadłem na trop, który
być może pozwoli ci dotrzeć do Jes-se. Właśnie miałem do
ciebie dzwonić w tej sprawie, jedna z nieludzi, która nadal się
ukrywa, powiedziała mi, że coś na ten temat wie. Nie chciała
zdradzić, o co chodzi, dopóki z tobą nie porozmawia,
 Nadal się ukrywa" oznaczało dwie możliwości -albo Szarzy
Panowie jeszcze jej nie zauważyli, albo
była z gatunku tych potężnych tudzież potężnie okropnych.
Tym razem to Adam zawarczał. Uroki przeprowadzania
prywatnej rozmowy w obecności wilkołaków... Choć,
szczerze mówiąc, zupełnie mi nie przeszkadzało, kiedy to ja
podsłuchiwałam.
- Jesteśmy jakąś godzinę drogi od miasta - powiedziałam. -
Mógłbyś zorganizować spotkanie dzisiaj wieczorem w
wybranym przez nią miejscu?
- W porządku - odparł Zee i odłożył słuchawkę.
- Wszystko słyszeliście?
- Adam nie idzie - oznajmił stanowczo Samuel. -Nie, Adamie,
dobrze wiesz dlaczego.
Adam westchnął.
- W porządku. I zgadzam się też, że nie powinienem
zostawać sam, ale chcę, żeby Mercy tam była. Możemy
zadzwonić do Darryla i...
Samuel uciszył go gestem ręki.
- Mercy, dlaczego postanowiłaś jechać z Adamem aż do
Montany, zamiast zadzwonić do jego stada?
- Przez głupotę.
- Możliwe. Pozwól mnie to ocenić.
- Właśnie miałam dzwonić do Darryla, ale o czymś sobie
przypomniałam. Chodzi o pewną rozmowę Darryla z Benem,
w której przypadkiem uczestniczyłam. Jak się nad tym teraz
zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że nie było w niej
niczego nadzwyczajnego.
- Dlaczego w ogóle z tobą rozmawiali? - zapytał Adam
łagodnym tonem, tym samym, którym zwykł maskować
gniew.
- Potrafię o siebie zadbać, Adamie - powiedziałam. -
Wpadłam na nich, kiedy wynosiłam śmieci. Darryl kazał
Benowi zostawić mnie w spokoju. Powiedział:  nie teraz".
Nie wiem, dlaczego na tej podstawie doszłam do wniosku, ze
musiał coś wiedzieć o wydarzeniach, które pózniej nastąpiły.
- Najpierw poczułaś niepokój - rozważał na głos Samuel. -
Potem doszłaś do tego niemądrego wniosku.
- Tak. - Moje policzki oblały się rumieńcem.
- Co teraz czujesz, kiedy myślisz o stadzie Adama?
Otworzyłam usta i zamarłam.
- Niech to cholera - powiedziałam w końcu. -Coś jest nie tak.
Adam nie powinien wracać do stada, dopóki nie wydobrzeje
na tyle, by się samemu bronić.
Samuel rozciągnął usta w chytrym uśmieszku.
- Co znowu? - zapytałam.
- Coś zauważyłaś - odezwał się Adam. - Coś w moim domu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl