[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nąć kilka lat, zanim firma znów dojdzie do tego punktu,
w którym jest teraz...
- O Boże! - zawołała zaniepokojona. - To mi nie
61
przyszło do głowy! Prawdę mówiąc, zawsze wydawało
mi siÄ™, że babcia przesadza z tym szpiegostwem prze­
mysłowym, że jej obawy są śmieszne, ale teraz... Sama
nie wiem. Cholera, może masz rację? Czy... czy jest jakiś
sposób, żeby siÄ™ o tym przekonać? Przekonać i zabez­
pieczyć na przyszłość? Bo jeśli jest tak, jak podejrzewasz,
i jeśli nasze małżeństwo uchroni cię przed deportacją,
konkurencja może znalezć sobie kolejne, jak to nazwałeś,
ważne ogniwo, i dalej nam bruzdzić:
- Wtedy przynajmniej będziemy wiedzieli, kto za tym
stoi - oznajmiÅ‚ z ponurÄ… minÄ…. - Ale na razie nie mar­
twmy się przeciekami ani konkurencją. Może chodzi
o coś całkiem innego? Owszem, urząd imigracyjny się
do mnie przyczepiÅ‚, ale to jeszcze za maÅ‚o, żeby podej­
rzewać kolegów z branży. Wspomniałem o przeciekach
tylko po to, abyÅ›my pamiÄ™tali, że taka możliwość w ogó­
le istnieje.
SkrÄ™ciÅ‚ w żwirowÄ… drogÄ™ prowadzÄ…cÄ… miÄ™dzy szpale­
rem drzew w stronÄ™ jeziora i po chwili zatrzymaÅ‚ samo­
chód dwadzieÅ›cia metrów przed ogromnym, piÄ™knym do­
mem zbudowanym w stylu rustykalnym. Caroline z wra­
żenia zaparło dech. Dom, lekko przysypany iskrzącym
się w mroku śniegiem, idealnie wtapiał się w otaczający
go zimowy krajobraz. W blasku księżyca wyglądał wręcz
jak zaczarowany leśny pałac.
- Jesteśmy na miejscu. Oto twój nowy dom, Caro.
Jak ci się podoba? - spytał Nick.
Specjalnie zatrzymał samochód w pewnej odległości
od drzwi, żeby Caroline najpierw z zewnątrz mogła się
przyjrzeć jego królestwu. Nie wiedział dlaczego, ale bar-
62
dzo zależało mu na tym, aby dom, który mieli dzielić
przypadł jej do gustu.
- Ogromnie. Jest wspaniały... Taki cudowny dom
marzeń - odparła wolno. - Przyznam ci się jednak, że
spodziewałam się czegoś całkiem innego. Sądziłam, że
dom doktora Valkova będzie... hm, taki jak jego samo-
chód, czyli nowoczesny, elegancki, ze szkła, lśniącego
granitu. Wiesz, o co mi chodzi?
- Owszem. - Uśmiechnął się. - Ale myli ci się mój
publiczny wizerunek z prywatnym. W życiu osobistym
jestem innym człowiekiem niż ten, którego widujesz
w pracy.
- NaprawdÄ™?
- SÅ‚owo honoru. ZresztÄ…, sama siÄ™ niedÅ‚ugo przeko­
nasz.
WcisnÄ…wszy nogÄ… pedaÅ‚ gazu, ruszyÅ‚ wolno wokół do­
mu i po chwili wjechał do garażu. Dwie minuty pózniej
otworzyÅ‚ drzwi i zaprosiÅ‚ Caroline do holu. Kolejno za­
palał wszystkie światła.
Wnętrze zdziwiło ją nie mniej niż zewnętrzna fasada.
Przestronny salon o solidnych, drewnianych krokwiach
podtrzymujących dach, ściana złożona z samych okien
ze wspaniałym widokiem na majaczące niżej jezioro. Na
podłodze puszysty śnieżnobiały dywan sięgający niemal
samego kominka. Ogromny kominek zbudowany z grubo
ciosanych kamieni, z odsłoniętym paleniskiem; obok
miejsce na opaÅ‚. Po obu stronach salonu schody prowa­
dzące na balkon biegnący w górze wzdłuż trzech ścian.
Wielkie, nowoczesne fotele i kanapy sÄ…siadujÄ…ce z an­
tycznymi komodami i stolikami; na stołach lampy od Tif-
63
fany'ego i przepiękne wazony, niewątpliwie od Lali-
que'a W wazonach świeże bukiety kwiatów, które
w Å›rodku zimy nie mogÅ‚y pochodzić z żadnego przydo­
mowego ogródka, lecz z kwiaciarni.
Salon sprawiaÅ‚ wrażenie miejsca niezwykle wyrafino­
wanego, a jednocześnie takiego, w którym chętnie się
przebywa. Caroline ze zdumieniem uświadomiła sobie,
że dom Nicka pod pewnymi względami przypomina jej
własne mieszkanie. Snując wizje, jak powinien wyglądać
idealny dom, myślała właśnie o czymś takim.
Trudno było jej uwierzyć, że dwie obce, prawie nie
znajÄ…ce siÄ™ osoby majÄ… niemal identyczny gust i że od­
nalazłszy się, nie pobierają się naprawdę, nie będą się
kochać, nie będą razem budować życia, wychowywać
dzieci, starzeć siÄ™, sÅ‚owem, że zawierajÄ… małżeÅ„stwo wy­
łącznie na niby, na papierze, aby uchronić Nicka przed
deportacjÄ….
Na miłość boską, Caroline, wez się w garść! - zganiła
się w duchu, kiedy zorientowała się, jakimi torami błądzą
jej myÅ›li. To jest ukÅ‚ad czysto handlowy, żeby Nick do­
kończył badania, a firma otrzymała produkt, w który tak
wiele już zainwestowała. Nie rób sobie żadnych nadziei,
opamiętaj się! Jeszcze wczoraj rano nie czułaś do Nicka
Valkova nawet cienia sympatii!
- Zdejmij płaszcz - zaproponował. - Pokażę ci resztę
pokoi.
Wziął od niej wierzchnie okrycie, położył na fotelu,
po czym zaczął oprowadzać ją po swoim królestwie.
Obejrzała dużą, przytulnie urządzoną kuchnię pełną
donic z ziołami, wiklinowych koszyków i miedzianych
64
rondli, gabinet, w którym Nick przypuszczalnie spędzał
mnóstwo czasu, kiedy pracowaÅ‚ w domu, bibliotekÄ™, któ­
rą od podłogi po sufit wypełniały książki, oraz cztery
pokoje na piętrze, między innymi sypialnię Nicka.
Był to typowo męski pokój, w stonowanych barwach,
pozbawiony tak lubianych przez kobiety bibelotów. Naj­
wiÄ™cej miejsca zajmowaÅ‚o w nim ogromne Å‚oże z bal­
dachimem, obok staÅ‚a antyczna szafa i sporych rozmia­
rów komoda; naprzeciw łóżka znajdowaÅ‚ siÄ™ duży komi­
nek, a półkÄ™ nad kominkiem zdobiÅ‚o kilka przywiezio­
nych z Rosji dzieł sztuki.
Oczami wyobrazni ponownie ujrzawszy siebie i Ni­
cka, tym razem leżących w namiÄ™tnym uÅ›cisku na pu­
chowej kołdrze, Caroline czym prędzej odwróciła wzrok
od łóżka.
Jakby czytając w jej myślach, Nick rzekł powoli:
- Wprawdzie to moja sypialnia, ale jeżeli masz ochotę
tu spać, nie będę protestował.
- Nie zapominaj, że bierzemy fikcyjny Å›lub. Na po­
kaz, a nie na serio - przypomniaÅ‚a mu, znów czujÄ…c wy­
pieki na policzkach.
Dzięki Bogu za przyćmione światło, pomyślała, mając
nadzieję, że w półmroku nie widać jej czerwonej twarzy.
- Wiem, pamiętam - oznajmił spokojnie.
Wydawało jej się, że w jego oczach dostrzega żal.
ZdziwiÅ‚o jÄ… to, tym bardziej że rano wcale nie byÅ‚ entu­
zjastycznie nastawiony do pomysłu ożenku.
- Ale trudno winić faceta, że próbuje zwabić do łóżka
piękną kobietę, prawda? No więc który z pozostałych
trzech pokoi wybierasz dla siebie?
65
- Ten na koÅ„cu korytarza - odparÅ‚a, opuszczajÄ…c ner­
wowo spojrzenie.
PrzyglÄ…daÅ‚ siÄ™ jej z rozbawieniem, ledwo powstrzy­
mując się od śmiechu.
- No tak, oczywiście. - Pokiwał ze zrozumieniem
gÅ‚owÄ…. - PrzygotujÄ™ go na jutro. Czy życzysz sobie, że­
bym zamontował solidny rygiel w drzwiach?
Popatrzyła mu w oczy, tak by wiedział, że nie żartuje.
- LiczÄ™ na to, że jesteÅ› dżentelmenem i rygiel nie bÄ™­
dzie potrzebny.
- Niestety, jestem dżentelmenem. I bardzo tego ża­
łuję. Nie mam zwyczaju łamać słowa. Więc nie obawiaj
się, nie rzucę się na ciebie jak wygłodniałe zwierzę, kiedy
będziesz smacznie spała. No, chyba że sama mnie o to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl