[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niewielkiego, pokrytego trawą wzgórza, gdzie okoliczni mieszkańcy urządzali pikniki.
Mark Wallace obserwował przez lornetkę rozległą kwaterę główną Narodowej Agencji
Zasobów Ludzkich, położoną w doskonale utrzymanym parku otoczonym wysokim
betonowym murem. Była tylko jedna brama z przypominającą bunkier strażnicą. Mark
zdążył zobaczyć, jak do bramy podjeżdżają dwa samochody i wóz dostawczy. Za każdym
razem z budki wychodziło dwóch umundurowanych strażników, żeby dokładnie
przyjrzeć się pasażerom i sprawdzić dokumenty. Kiedy podjechała ciężarówka, jeden
ze strażników wszedł na przyczepę i spędził tam kilka minut. Z pewnością sprawdzał
ładunek.
 To przypomina uniwersytecki kampus  zauważyła Agnes.
 To prawda, ale nie wjedziemy tam sobie jak gdyby nigdy nic, żeby zadawać pytania
komu popadnie i zaglądać do laboratoriów. Wygląda na to, że aby się dostać do środka,
trzeba mieć zaproszenie.
Przylecieli wieczorem poprzedniego dnia, wynajęli na lotnisku dżipa cherokee,
pojechali do Knoxville i wynajęli pokój w nędznym moteliku na przedmieściu. Pózniej
zjedli kolację w cuchnącym tłuszczem barze z wystrojem w stylu lat sześćdziesiątych.
Przy twardym jak podeszwa steku i pozbawionych smaku frytkach zaczęli omawiać
plan działania. Okazało się, że nie mają wielu pomysłów.
 Po pierwsze, musimy przeprowadzić rozpoznanie celu  zaczął zdecydowanie
Mark.
 Czyżbyś był w wojsku?
 Daruj sobie sarkazm. Wojsko nie ma monopolu na logiczne myślenie.
 A kiedy już rozpoznamy cel?
Cisza.
 Będziemy postępować naprzód krok po kroku. Tymczasem może twoja mama
zrobi jakieś postępy w Waszyngtonie.
Agnes odsunęła talerz i dokończyła budweisera.
 No dobrze, ty tu jesteś szefem. Ale ja też mam swoją strategię, a ona nie zakłada
jedzenia w tanich knajpach i nocowania w zapyziałych motelikach. Nie mam ochoty
iść w ślady Sama Spade a czy Philipa Marlowe a. Jutro przenosimy się do przyzwoitego
hotelu i niezwłocznie szukamy jakiejś porządnej restauracji.
88
Mark podał Agnes lornetkę i wysiadł z dżipa, żeby rozprostować nogi. Agnes
dołączyła doń po kilku minutach. Miała na sobie cieniutkie wytarte dżinsy i kamizelkę
tak luzną, że policja z powodzeniem mogłaby ją aresztować za obrazę obyczajów.
 Wracajmy do hotelu i zjedzmy coś  powiedziała oddając Markowi lornetkę.
 Dobry posiłek przyspiesza u mnie procesy myślowe.
Dwie godziny pózniej siedzieli w restauracji Hawkey s Comer przy White Avenue;
wybrali dania z menu pod nazwą  Admiralskie smakołyki i zamówili butelkę wina.
 Ciekawe, co zrobił z Virgo?  spytała Agnes. To pytanie nurtowało ją od dawna.
Mark nie zareagował.
 Ravensburg pobrał komórki martwej Virgo, żeby ją sklonować. W ten sposób
stworzył Wenus. Ale co zrobił ze zwłokami?
Dopiero teraz Mark zrozumiał, co miała na myśli.
 Spalił, rzecz jasna. Co innego miałby zrobić? On nie należy do ludzi, którzy
zostawiają po sobie ślady.
 Skąd wiesz?
 Poznałem jego charakter. To typ pozbawiony wszelkich emocji. Myśląca maszyna.
Wręcz obsesyjnie zaciera za sobą ślady.
Agnes wzięła łyk wina i dotknęła chusteczką czerwonych ust.
 Nie zgadzam się z tobą. Może nie czuje żadnych emocji wobec ludzi, ale widziałam
go podczas wystaw psów. On je uwielbia. Widać to w jego oczach..
Mark potrząsnął głową.
 Nie sądzisz chyba, że kazał wypchać Virgo i umieścić na ścianie swojej willi
w Georgetown?
 Nie, ale wydaje mi się, że nie zdołał zmusić się do jej spalenia... W ten sposób
unicestwiłby ją całkowicie.
 Więc co z nią zrobił? Pogrzebał gdzieś pod osłoną nocy?
Agnes rozważała różne możliwości.
 To człowiek zadufany w sobie. Jego arogancja bierze się z władzy, cech osobowości
i przekonania o ułomności wszystkich pozostałych członków ludzkiej rasy. Ktoś taki
może wierzyć, że nikt nie zdoła wpaść na jego trop. Arogancja to jego słabość, zwłaszcza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl