[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzał w dół, w głąb słabo oświetlonego zejścia, prowadzącego na niższe poziomy,
do hali silników fotonowych. Przez ażurowe podłogi poszczególnych poziomów
widać było kilka niższych kondygnacji. Na samym dnie rozpościerała się matowa,
szara płyta  ostatnia warstwa osłon fotoreaktora.
Nie widząc nikogo w pobliżu, Kamil zszedł na niższy poziom i rozejrzał się
po zakamarkach pomiędzy stalowymi zbiornikami. Powietrze, chłodne i suche,
drżało od niskiego poszumu kabli elektrycznych i pulsowało rytmem pomp tłoczą-
cych skroplony hel. W dole, za szarą płytą i kilkoma warstwami osłon, drzemała
cała potęga astrolotu: ogromny zasób energii w małym, niepozornym pojemniku.
W Kamilu, ilekroć znalazł się w pobliżu tego miejsca, zawsze budził się mimo-
wolny lęk. Proces rozkładu materii kojarzył się w umysłach ludzi z nie tak dawną
jeszcze przeszłością ludzkiej cywilizacji. Przeczuwana przez pesymistów, strasz-
liwa w samych założeniach, broń  D nigdy na szczęście nie powstała. Stabilizo-
wana reakcja przemiany materii w energię służyła już tylko jako najwydajniejsze
zródło energii do napędu statków międzygwiezdnych.
Na samym dole, u stóp schodków łączących poszczególne kondygnacje ma-
szynowni, zajaśniał żółty kombinezon. Kamil, przekrzykując szum, zawołał. Spod
ochronnego kasku błysnęła jasna plama twarzy wzniesionej ku górze. Stojący na
dole uniósł dłoń i ruszył schodkami w górę. Kamil poznał Piotra, który wspinał
się powoli, przystając na każdym podeście i ogarniając wzrokiem poszczególne
poziomy.
Kamil lubił Głównego Inżyniera Napędu. Lubił go za jego powściągliwość
graniczącą z nieśmiałością i za pogodne usposobienie. Piotr miał bardzo dobry
wpływ na swoje otoczenie. Sam nigdy nie bywał przyczyną konfliktów, nie spra-
wiał żadnych kłopotów dowództwu ani współpracownikom. Dla Kamila taki czło-
nek załogi był ideałem.
 Czy to inspekcja stanu bezpieczeństwa pracy?  zażartował Piotr, lekko
zdyszany po wspinaczce.  Melduję, że wszystko  gra : kask na głowie, maska
tlenowa u boku.
Poklepał się po kasku i po pokrowcu maski, zawieszonym u pasa.
 Trochę tu gorąco  powiedział Kamil, ocierając czoło.
 Stoisz przy kolektorze ciepłej wody. Chodzmy do dyżurki, tam jest lepsza
klimatyzacja.
42
Piotr zdjął hełm i przygładził długie, ciemne włosy. Spojrzał na Kamila duży-
mi, czarnymi oczami, zawsze lekko zdziwionymi, i uśmiechnął się.
 Nie mogę obiecać na pewno, ale postaram się, żeby nie było więcej kłopo-
tów z moją sekcją  powiedział, biorąc Kamila pod łokieć i prowadząc na górę,
do dyżurki.
 Nie o to chodzi, Piotrze. Przychodzę w innej sprawie.
Usiedli przy pulpicie kontrolnym, Piotr włączył wentylator i podał Kamilowi
szklankę chłodnego napoju. Milczał i czekał na wyjaśnienie celu wizyty.
 Mamy pewne kłopoty  zaczął Kamil.
 Słyszałem. Nowe przypadki śpiączki?
 Właśnie. Ale to nie wszystko. Ktoś rozstroił układ namiarowy. . .
 Więc jednak  ktoś . . . Myślałem, że to było przypadkowe uszkodzenie.
 Wykluczone. To celowa robota, bardzo dokładnie wykonana.
 Wierzyć się nie chce.  Piotr pokręcił głową, jakby nie mógł pogodzić
się ze stwierdzeniem Kamila.  Czy potrafisz to jakoś wyjaśnić? Kto mógł to
zrobić?
Kamil rozłożył ręce.
 Nie mam pojęcia. Mógł to zrobić każdy z nas. Wyjście na zewnątrz, na
korpus astrolotu, nie jest sprawą trudną. Poza tym potrzebny był tylko klucz do
nakrętek i duży śrubokręt.
 Narzędzia mechaniczne są u mnie w magazynie, ale w praktyce każdy mo-
że skorzystać z nich w dowolnej chwili  powiedział Piotr.
 Postaraj się, żeby nikt nie używał ich bez twojego zezwolenia.
Kamil wstał. Piotr spojrzał na zegar.
 Koniec mojego dyżuru  powiedział.  Bądz łaskaw po drodze obudzić
Luisa, pewnie jeszcze śpi. Powinien już tu być.
Kamil kiwnął głową i powoli ruszył ku wyjściu.
 Aha, miałem cię jeszcze spytać. . .  powiedział Piotr z ociąganiem 
miałem spytać o Idę. Dlaczego ją uwięziłeś?
 Zarządziłem areszt domowy. Drobne wykroczenie dyscyplinarne. Zresztą
nie ma już o czym mówić. To sprawa tylko między mną a Idą.
 Myślałem, że to ma jakiś związek ze sprawą fałszywych namiarów.
 Nie. Przyślę ci tu zaraz Luisa.
Kamil wyszedł pospiesznie z maszynowni. Przechodząc obok drzwi kabiny
Luisa zapukał i wszedł. Drugi Inżynier Napędu leżał na tapczanie. Kamil potrzą-
snął go za ramię. Zapalił światło i jeszcze raz potrząsnął śpiącym. Jego twarz
była rozluzniona, mięśnie wiotkie. Kamil zmierzył tętno, posłuchał słabego, lecz
równomiernego rytmu oddechu.
 Chyba znów to samo  pomyślał i zatelefonował do lekarza, a potem szyb-
ko pobiegł w kierunku kabiny Idy. Drzwi były zamknięte, tak jak pozostawił
43
je, gdy wychodził stąd przed godziną po dostarczeniu obiadu swemu więznio-
wi. Z ulgą zapukał i otworzył drzwi. Idą czytała książkę. Spojrzał przelotnie na
tytuł. Była to jakaś stara, sentymentalna powieść.
 Przepraszam cię, Ido  powiedział półgłosem.  Jesteś wolna. Musiałem
to zrobić, wybacz.
Uśmiechnęła się bez cienia ironii.
 Ależ, drogi Kamilu, nie musisz się usprawiedliwiać! Przecież domyślam
się, że nie zrobiłeś tego, aby mi sprawić przykrość. Widocznie to było koniecz-
ne. Jeśli w drzwiach naszych kabin mieszkalnych zainstalowano zamki cyfrowe
zamykane z zewnątrz  to widocznie czasem jest to konieczne. Kabina, w któ-
rej mieszkają dowódca i jego zastępcy, nie ma takiego zamka. Stąd wniosek, że
miałeś prawo mnie zaniknąć.
 Widzisz. . .  Kamil w obecności Idy czuł się zawsze nieco zmieszany. 
To wszystko z powodu tych wypadków śpiączki. . . Ale teraz znowu Luis. . . a ty
byłaś przez cały czas tutaj.
 Jednym słowem, mam  żelazne alibi , jak to się mówi w kryminalnych
powieściach.
 Lubisz czytać powieści kryminalne?
 Nie bardzo. Wolę bajki.
Kamil pomyślał, że Ida żartuje, ale ona powiedziała to zupełnie poważnie.
 Zawsze lubiłam bajki. Dawno temu, kiedy byłam zupełnie mała. . .
 To rzeczywiście dawno!  Kamil roześmiał się szczerze  bo teraz jesteś
już okropnie stara.
Ida zmieszała się jakby, ale też uśmiechnęła się i powiedziała:
 Już naprawdę nie wiem, ile mam lat. Wszystko przez te przetrwalniki, pręd-
kości podświetlne i przyspieszone nauczanie. . .
Kamil stał chwilę bez ruchu, wciąż z poczuciem winy. Zdawał sobie sprawę,
że wszelkie dalsze wyjaśnienia z jego strony nie mają sensu. Powiedział więc
tylko:
 Cieszę się, naprawdę bardzo się cieszę, że nie masz nic wspólnego z uśpie-
niem tych pięciu osób.
 Ja też się cieszę, że doszedłeś do takiego przekonania  powiedziała, gdy
był już w progu.
Odwrócił się, by spojrzeć na nią jeszcze raz. Wydało mu się, że dostrzegł
melancholijny, a może nawet smutny wyraz jej twarzy. Patrzyła w jego kierunku,
ale nie na niego, a jakby poprzez niego, przez otwór drzwi i jeszcze dalej.
 Zdaje się, że zrobiłem głupstwo. Osobiste głupstwo, oczywiście. Bo służbo-
wo  postąpiłem zgodnie z logiką  pomyślał.
W myślach rozważył raz jeszcze dotychczasowe swoje hipotezy. Wydobył no-
tes i z listy podejrzanych skreślił imię Idy. Przy imieniu Piotra zatrzymał się, lecz
44
po zastanowieniu  pozostawił je na liście. Nie zdecydował się również na skre-
ślenie Steve a. Zamknął notatnik i zaczął przechadzać się korytarzem. Przyłapy-
wał się coraz częściej na tym, że za lada szelestem sprężał się cały, sięgając dłonią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl