[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pudełko z kwiaciarni. - Jenkins prosił, by ci powiedzieć, że skończył montaż. Jeśli chcesz
rzucić okiem...
- Dzięki.
Spoglądając na pudełko, zmarszczyła czoło. Czasem zadowolony klient dzwonił albo
przysyłał list z podziękowaniem, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się dostać kwiatów.
Chociaż nie. Przypomniała sobie pewnego aktora z reklamy samochodów. Raz na tydzień
przysyłał jej czerwone róże, co ją na zmianę bawiło i irytowało. Wreszcie, pół roku temu,
zdołała go przekonać, że to strata czasu oraz pieniędzy.
Może to jeden z dowcipów E.J.? Pewnie zamiast kwiatów znajdzie w środku kilka
tuzinów zamrożonych żabich udek. Rozwiązała wstążeczkę i ostrożnie uniosła wieko.
Z wrażenia zakręciło się jej w głowie. Pudełko wypełniały pachnące, delikatne różowo
- białe płatki hibiskusa. Zachwycona delikatnym pięknem i cudownym aromatem, zanurzyła
w nich dłonie. Po chwili cały pokój pachniał niczym tropikalna wyspa. Gdy podniosła kilka
kwiatów, by nasycić się ich zapachem, z bukietu wypadł biały karnecik. Rozłożyła go:
 Przywodzą mi na myśl Ciebie .
Jedno zdanie, bez podpisu, ale wiedziała, kto je skreślił. Przycisnęła rękę do serca.
Może zachowuje się jak rozmarzona nastolatka, ale... Przeczytała liścik trzy razy. Wzruszenie
odjęło jej mowę. Chociaż dzieliły ją od Parksa tysiące kilometrów, niemal czuła dotyk jego
palców na policzku. Zrobiło się jej gorąco. Pojęła, że mu się nie wymknie. %7łe nie chce się
bronić przed tym uczuciem. Szybko, zanim ogarną ją wątpliwości, chwyciła za telefon.
- Połącz mnie z Parksem Jonesem - poleciła sekretarce. - Lee Dutton zna jego numer.
Odłożywszy słuchawkę, ponownie wsunęła ręce w kwieciste morze. Zastanawiała się,
skąd Parks wiedział, w jaki sposób ją rozbroić. Po chwili namysłu doszła do wniosku, że to
nieważne. Liczy się ten cudowny, romantyczny gest. Pojedynczym białym kwiatem gładziła
policzek. Był taki jak wargi Parksa: delikatny i wilgotny... Dzwonek telefonu wyrwał ją z
zadumy.
- Parks Jones na drugiej linii - oznajmiła sekretarka. - Za dziesięć minut masz być w
studiu.
- W porządku. Aha, bądz tak miła i przynieś wazon z wodą. - Spojrzała na biurko. -
Nie, dwa wazony.
- Przełączyła się na drugą linię: - Parks?
- Tak. Cześć, Brooke.
- Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Wiesz... - Zawahała się. - Czuję się jak nastolatka, która dostała pierwsze kwiaty w
życiu.
Opadłszy na łóżko, roześmiał się.
- Chciałbym cię zobaczyć z kwiatami we włosach. Na próbę podniosła jeden kwiat do
ucha. Bardzo niepoważnie. Westchnąwszy, przysunęła go do nosa, by cieszyć się jego
zapachem.
- Za kilka minut muszę być w studiu. Tam jest takie oświetlenie, że zaraz by zwiędły.
- Bywasz niezwykle trzezwo myśląca i praktyczna - zauważył, masując obolały bark.
- Inaczej nie mogłabym funkcjonować w tym zawodzie... Co u ciebie? Nie byłam
pewna, czy cię złapię.
- Wróciłem pół godziny temu. Przegraliśmy dwa do pięciu.
- Ojej, szkoda.
- Grałem bez wyczucia. Ale to minie. - Byleby szybko, dodał w duchu. - Myślałem o
tobie. Może za bardzo.
Zrobiło jej się ciepło koło serca.
- Wolałabym nie być odpowiedzialna za spadek twojej formy... Bardzo jesteś
zmęczony?
- Trochę. To już końcówka. Wydawało się, że już pójdzie nam jak z płatka. Wczoraj,
na przykład, graliśmy aż jedenaście zmian.
- Słyszałam. - Powinna była ugryzć się w język. - Oglądałam fragmenty w
wiadomościach. No dobra, lecę do roboty, a ty odpoczywaj. Jeszcze raz dziękuję za kwiaty.
Przymknął powieki. Przed oczami stanęła mu jej twarz.
- Zobaczymy się po moim powrocie?
- Oczywiście. Pierwsze zdjęcia mamy w piątek, więc...
- Brooke ... - przerwał jej. - Czy zobaczymy się po moim powrocie?
Popatrzyła pudło pełne biało - różowych kwiatów.
- Tak - odparła cicho i przyciskając kwiat do policzka, westchnęła. - Zamierzam
popełnić wielki błąd.
- To dobrze. Do zobaczenia w piątek.
Zawsze uważała, że dobry reżyser musi być dokładny, lecz nie drobiazgowy,
wymagający, lecz przychylnie nastawiony do ludzi, powinien też umieć dwoić się i troić tak,
by być w dziesięciu miejscach naraz. Nauczyła się tego nie na kursach czy studiach, które
ukończyło wielu jej kolegów po fachu, lecz podczas pracy. Zanim stanęła za kamerą,
wykonywała mnóstwo różnych zajęć; może dlatego była taką perfekcjonistką. Nic nie
umykało jej uwadze. Na aktorów nigdy się nie złościła, nawet gdy mylili kwestie. Po prostu
wiedziała, że często bywają przemęczeni i że wielu z nich dokucza brak pewności siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl