[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zacisnęła się wokół jego rąk i wciągnęła go, piszczącego ze strachu, na wysokość
pierwszego piętra.
Dwa kolejne kadzidła eksplodowały, tworząc gęstą ścianę dymu, po nich ude-
rzyły trzy bomby sakralne. Dzierżąc świętego Krolla, Dżi-had wyleciał przez łu-
binowe okno.
Kiedy znalazł się w jasnym świetle dnia i z głuchym tąpnięciem uderzył w tra-
wę na cmentarzu, nie przestał krzyczeć. Otoczak momentalnie wyrwał mu z rąk
Kielich i odbiegł, upojony sukcesem. Nagle kątem oka zauważył jakieś porusze-
38
nie. Zza mauzoleum wypadł odziany w fiolety pościg. Dreszcz paniki przebiegł
przez pulchne ciało brata Otoczaka, więc szybko wepchnął bezcenny artefakt pod
swój habit maskujący. Tu nie powinno już być nikogo, zwłaszcza tak szybkiego.
Fioletowy habit generała Synoda łopotał głośno, a jego właściciel z każdą sekun-
dą zmniejszał dystans dzielący go od brata Otoczaka. Generał niespodziewanie
dał długiego susa, ryknął i pewnie chwycił złodzieja za kolana. Otoczak uderzył
mocno w płytę nagrobną i w tej właśnie chwili zamroczenia zdał sobie sprawę, że
już po wszystkim. Został wystawiony, zdradzony, podwójnie ukrzyżowany.
 Oddaj to!  polecił głos drugiego odzianego w fiolety osobnika, który
właśnie wynurzył się zza omszałego nagrobka. Otoczak ujrzał infułę oraz pastorał
i zrozumiał, że ma przed sobą Papę Jerza XXXIII.  No już, zwróć nam Kielich!
 Nigdy!  Brat jęknął, ukrywają cenny przedmiot głębiej w połach habitu.
 W porządku, skoro nie chcesz po dobroci. . .  Papa spróbował strzelić ze
swoich artretycznych palców. Nie udało mu się, więc jęknąwszy coś, wetknął so-
bie dwa paluchy do ust i krótko, ostro zagwizdał. Niezliczona masa mnisich straż-
ników z Nawtykanu wychynęła zza wszystkich okolicznych nagrobków i rzuciła
się w stronę niedoszłego złodzieja.
Schwyciły go i ciągnęły dziesiątki rąk. Był w tej walce bezradny, nie mógł po-
wstrzymać ich przed podniesieniem go i chóralnym zaintonowaniem butnej pieśni
 Ubaw, ubaw, Alleluja! . Wszędzie wokół siebie widział gromady mnichów uno-
szących członków jego ekipy i rozwijających sztandary. Coś wydało mu się nie
w porządku. Skoro zanosiło się na lincz, to dlaczego wyglądali na tak zadowolo-
nych z siebie? Czyżby naprawdę byli aż tak nienormalni?
Nie miał szans przekonać się o tym, gdyż szybko powleczono go do Nawty-
kanu, przeniesiono przez nawę boczną i usadzono na jednym z sześciu krzeseł
pospiesznie ustawionych u stóp ołtarza. Po chwili znalezli się tu wszyscy intruzi,
stając twarzą w twarz z potęgą Nawtykańskiej Tajnej Policji.
Przepchawszy się niemal niezauważalnymi ruchami przez zgromadzony tłum,
przed szóstką zuchwalców stanęli Papa Jerz i generał Synod.
 Aha!  Papa Jerz zerknął na nich spode łba, a usta wykrzywił mu nie-
znaczny grymas okrucieństwa.  Usiłowaliście ukraść Zwiętego Krolla, prawda?
 Ni. . . ni. . . ni. . .  zajęczał Dżi-had.
Otoczak wbił mu łokieć pod żebro.
 Usiłowaliśmy?  krzyknął odważnie.  Ha! Udało nam się. Mam go tu!
 Poklepał się dumnie po habicie.
 Ach tak. To w takim razie, na miłość boską, co ja tu trzymam?  odparł
Papa, wyciągając spod swych obszernych, wiekowych szat lśniący kielich. Uczy-
nił to w sposób, który Dżi-had uznał  biorąc pod uwagę okoliczności  za
zdecydowanie zbyt efekciarski.
 Podróbkę!  mruknął brat Otoczak, starając się nie zwracać uwagi na
pojawiający się na twarzach jego ludzi wyraz zdumienia.
39
Dżi-had zaczął ssać kciuk.
 Pewien jesteś? Spójrz na własny  wymruczał Papa, rozkoszując się każ-
dym słowem.
Otoczak nerwowym ruchem wyciągnął na światło dzienne identyczne naczy-
nie.
 Oto prawdziwy Kielich!  zawołał, zyskując dość żałosne poparcie ze
strony swoich ludzi. Dżi-had wpatrywał się w drżące wargi Papy Jerza i rozmyślał,
w końcu doszedł do wniosku, że przestało mu się to wszystko podobać.
 Mhmmm. Odwróć go do góry nogami  wyszeptał Papa głosem pozba-
wionym świątobliwości, jakiej można by się spodziewać po kimś na jego stano-
wisku.
Otoczak posłuchał go, drżąc jednak na myśl o tym, co może zobaczyć. Od-
czytał pięć słów i krzyknął. Na podstawce repliki kielicha widniał starannie wy-
grawerowany napis:
GRATULACJE
WITAJCIE W JEDNOSTCE GROM!
Papa Jerz i generał Synod wybuchnęli od dawna dławioną wesołością, a sze-
ściu mnichów pociągnęło za liny, wypuszczając tysiąc pomalowanych w radosne
kolory świńskich pęcherzy, pracowicie nadmuchiwanych przez ostatnie kilka dni.
 Dobra robota, Otoczak!  parsknął Papa.  Nikomu nigdy się to nie uda-
ło. Zrobiliśmy tę kopię wiele lat temu.  Nonszalancko podał prawdziwy kielich
skręcającemu się ze śmiechu generałowi Synodowi i odwrócił się z powrotem do
brata Otoczaka.  Wybaczcie nam ten mały żart, ale uznałem, że po osiemnastu
miesiącach przygotowań tych kilka minut nerwów nie zrobi wam różnicy. Do-
brze mieć was po swojej stronie. Witajcie w jednostce GROM, bracie kapitanie
Otoczaku i wy, jego śmiała drużyno!
 Witajcie w jednostce GROM!  pisnął Dżi-had z kciukami w ustach. 
Udało nam się!
Za te cztery proste słowa każdy świeżo upieczony ksiądz lub mnich oddał-
by z przyjemnością swój życiowy przydział dziewięćdziesięcioprocentowego wi-
na mszalnego. Z radości aż chciało mu się klęknąć. To było o wiele lepsze niż
 Gratulacje, zostałeś Papą! i kompletnie deklasowało  Wszystkiego najlepszego
z okazji beatyfikacji! .
Rzecz jasna dochodziła jeszcze sprawa munduru. Wystarczyło popatrzeć. Nie
całe mile przelewających się fioletowych szat ani jardy białych, znamionujących
czystość pokutniczych ubrań wykonanych z najwyższej jakości wybielonego ma-
teriału na worki. O nie, nie w GROM-ie.
40
Mowa tu o oszałamiających, stanowiących szczyt osiągnięć kreatorów mody
habitach maskujących. Dwadzieścia osiem ukrytych kieszeni, święcona parciana
ładownica, pas biblijny. . . wszystko, co niezbędne. Nie szczędzono wydatków na
Grupę Reagowania Operacyjno-Matrymonialnego.
Tak stanowiło prawo. I to od pięciuset trzech lat. Mówiąc konkretnie, od czasu
pewnego wyjątkowego wydarzenia, w które zamieszane były dwie rodziny kró-
lewskie, położony na uboczu wodospad, nadaktywne hormony i dzik  aczkol- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl