[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdyby... Mniejsza z tym. W każdym razie jest, jak jest. Przepraszam.
- Przestań - poprosił, ściskając jej dłoń. - To ja przepraszam. Gdybym
wiedział, gdybym miał choć cień podejrzenia... Powiedzmy, że wtedy lepiej
bym o ciebie zadbał.
- Naprawdę? - Maxie była uszczęśliwiona. - Naprawdę mógłbyś lepiej
robić to, co robiłeś?
- W każdym razie mógłbym spróbować - mruknął Connor. - Kiedy
wreszcie do tego dojdzie, a jestem pewien, że dojdzie, na pewno nie będziemy
się kochać na podłodze po niesłychanie podniecającej partii scrabble. Trochę
mnie poniosło, ale obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
- Nigdy?
Uśmiechnął się na widok jej nieszczęśliwej miny.
- Powiem to inaczej - poprawił się. - Chcę, żebyś niczego nie żałowała,
kiedy za jakieś sto lat przypomnisz sobie swój pierwszy raz.
- Też mi coś... - mruknęła.
I chociaż nie miała żadnego powodu, nagle zaczęła się śmiać. Głośno, z
całego serca.
- 87 -
RS
Z początku Connor patrzył na nią kompletnie ogłupiały, tak samo jak
przed dwoma dniami patrzył na Harveya, kłapouchego królika zamieszkującego
warzywnik. Potem sam się zaczął śmiać. Sytuacja rzeczywiście była idiotyczna.
Zmiali się do utraty tchu. Zmiali się, dopóki brzuchy ich nie rozbolały,
dopóki nie popłakali się ze śmiechu.
- To wcale nie jest śmieszne - powiedziała Maxie, gdy wreszcie mogła
mówić. - Już na emeryturze, a jeszcze dziewica. Nikt by w to nie uwierzył.
- Obchodzi cię, co ludzie sobie pomyślą? - zdziwił się Connor. Usiadł,
podkulił nogi, oparł głowę na kolanach. - Mnie nikt nie obchodzi. Oprócz ciebie.
Na tym, co ty sobie pomyślisz, bardzo mi zależy.
- No wiesz...
- Czy to ci nie przeszkadza? - Podniósł głowę. Patrzył na nią, uśmiechając
się tak jakoś dziwnie. - Nie przeszkadza ci, że bardzo mi zależy?
Powoli pokręciła głową. Wciąż czuła się bardzo nieswojo, jakby
zamieszkała w zupełnie obcym ciele.
- Mnie też zależy - wyszeptała. - Na tobie.
Myślała, że Connor teraz ją pocałuje, ale nie zrobił tego. Zebrawszy
resztki sił wstał, wyciągnął rękę i pomógł Maxie się podnieść. Gdy tylko stanęła
na własnych nogach, puścił ją i na wszelki wypadek schował ręce do kieszeni.
- Wzywa mnie zimny prysznic - powiedział, siląc się na wesołość. -
Zadzwonię do ciebie pózniej, dobrze?
- Nie musisz wychodzić.
- MuszÄ™, kochanie. Przy tobie tracÄ™ resztki silnej woli.
A jednak stał i patrzył w lśniące oczy Maxie, na jej zaróżowione policzki,
na bose stopy poruszajÄ…ce siÄ™ niespokojnie po grubym dywanie.
Była doskonała, jedyna na świecie. Była wszystkim, czego pragnął, choć
aż do tej pory o tym nie wiedział. Uśmiechnął się do niej tak czule, że w oczach
Maxie zalśniły łzy. Potem odwrócił się i wyszedł bez słowa.
- 88 -
RS
ROZDZIAA SIÓDMY
Connor wracał do miasta. Przez całą drogę wspominał każdą chwilę
spędzoną z Maxie, licząc od tamtego pierwszego spotkania w sklepie z
artykułami rolnymi. A ponieważ to mu nie wystarczyło, wyjął telefon
komórkowy i zadzwonił do niej.
Podniosła słuchawkę prawie natychmiast, po pierwszym dzwonku.
- To ja - powiedział. Nasłuchiwał. - Co tak szumi?
- Jestem w wannie - odparła wyraznie rozbawiona. - Niektórzy ludzie
potrzebują zimnego prysznica, a innym wystarczy ciepła kąpiel.
- Nie trzeba mi było tego mówić - mruknął. - Właściwie sam nie wiem, po
co zadzwoniłem. Chyba stęskniłem się za twoim głosem. Czy już ci mówiłem,
że masz bardzo podniecający głos? Zawsze jest trochę zachrypnięty, jakbyś była
przeziębiona. To fajne.
- Dobrze siÄ™ czujesz?
- Jasne. Tylko trochę cierpię z powodu rozstania. W każdym razie uważaj
na siebie. Nie używaj suszarki ani elektrycznej szczoteczki do zębów, póki
siedzisz w wannie.
Nie miał pojęcia, po co to powiedział. Westchnął i na chwilę puścił
kierownicę. Tylko po to, żeby się puknąć w czoło.
Bezduszny podrywacz, za jakiego go uważano, z pewnością przeszedł do
historii. Maxie zrobiła z nim coś, czego nie udało się dotąd żadnej kobiecie. Sam
siebie nie poznawał.
Wjechał do miasta. W piątkowy wieczór w Oakley wszystko wyglądało
inaczej. W cukierni było pełno. Furgonetki i samochody osobowe kursowały w
obie strony szerokiej dwupasmowej ulicy, trąbiły klaksony, młodzi ludzie
nawoływali się z aut. Nawet przed kasą teatru ustawiła się całkiem spora
- 89 -
RS
sześcioosobowa kolejka. Connorowi się zdawało, że nagle znalazł się w latach
pięćdziesiątych.
Przejechał obok niedużego budynku szkolnego z czerwonej cegły. Na
drzwiach wisiał plakat tak wielki, że widać go było z ulicy. Plakat informował o
szkolnym balu, który miał się odbyć nazajutrz.
Connor uśmiechnął się radośnie. Znów sięgnął po telefon, zadzwonił do
Maxie.
- To znowu ja. Jeszcze siedzisz w wannie?
- Nie. Już się wycieram.
- O rany! - Connor przymknął oczy. Chciał to sobie jak najdokładniej
wyobrazić. - Tym razem dzwonię w konkretnej sprawie. Czy zgodzisz się pójść
że mną gdzieś jutro wieczorem?
- Zapraszasz mnie na randkÄ™? NaprawdÄ™?
- Tata obiecał, że pozwoli mi wziąć samochód.
Maxie się roześmiała. To był najsłodszy dzwięk, jaki kiedykolwiek
słyszał.
Pierwsza paczka przyszła tuż przed południem. Kiedy posłaniec
zadzwonił do drzwi, Maxie miała akurat na twarzy błotną maseczkę, resztkę
niesamowicie drogiego preparatu, który pozostał jej z czasów, gdy jeszcze była
modelką. Musiała się przecież przygotować na randkę.
- Słucham, o co chodzi? - spytała uchylając drzwi. Listonosz się
uśmiechnął, ale zaraz odskoczył przerażony.
- Do diabła! To znaczy... Przepraszam. Chciałem powiedzieć... Dzień
dobry. Mam dla pani paczkę. Proszę tu podpisać.
Zaniosła paczkę do kuchni, postawiła na stole. Oniemiała na widok
lawendowej satyny, która wylała się z pudełka. Była to długa suknia z dużym
dekoltem, wyjątkowo elegancka w swej prostocie. Maxie była absolutnie pewna,
że czegoś takiego nie można kupić w Oakley w stanie Wyoming.
- 90 -
RS
W pudełku znalazła kartkę. Niepodpisaną, lecz to nie miało żadnego
znaczenia. Na kartce było napisane:  Ubierz się w to dziś wieczorem". Tylko
tyle i aż tyle.
Godzinę pózniej dostarczono pantofle, prawie niewidzialne sandałki ze
srebrnych paseczków.
Maxie nie wiedziała, skąd Connor znał rozmiar jej stopy, w każdym razie
pantofelki pasowały idealnie. Tego także nie było na składzie w miejskim
sklepie z butami.
Ostatnia paczka nadeszła na godzinę przed przyjazdem Connora. Tym
razem Maxie znalazła w pudełku srebrzysty naszyjnik delikatny jak pajęczyna.
Zastanawiała się, czy Connor chociaż wie, że w promieniu stu kilometrów
nie ma lokalu, który wymagałby aż tak eleganckiego stroju.
Mimo to spędzenie całego popołudnia na tak frywolnym zajęciu jak
pielęgnowanie własnej urody sprawiło jej nie lada przyjemność. Już bardzo
dawno nie zajmowała się takimi głupstwami. A kiedy piękny wygląd przestał
być jej zawodowym obowiązkiem, okazało się, że dbanie o siebie nie musi być
koszmarem.
Troszkę się tylko bała, że Connor jej nie rozpozna, kiedy nie będzie miała
na sobie kombinezonu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl