[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pobliżu Uniwersytetu Harvarda. Jak się podróżuje na koszt BBC, to można to
równie dobrze robić z klasą! Pośród obustronnych telefonów na temat wiz,
spoglądałam co chwilę na zegarek, żeby mieć pewność, że się nie spóznię. W
porządku, jest dopiero pierwsza. Nagle Nick wetknął głowę przez drzwi i poprosił,
żebym przejrzała z nim harmonogram. Ani się obejrzałam, jak było w pół do
drugiej.
- Posłuchaj, muszę już iść - powiedziałam.
- Skąd ten pośpiech? - zdziwił się Nick.
- Dentysta - rzuciłam przez ramię. - Strasznie boli mnie ząb.
Pędziłam na złamanie karku w kierunku szkoły Rebeki, starając się siłą woli
powstrzymać wskazówki zegarka. Zwykle zabiera mi to pół godziny, ale w Studley,
najbliższym szkole miasteczku, natknęłam się na korek. Co się, do cholery,
dzieje? O Boże, roboty drogowe. Na środku drogi ustawiono archaiczne światło,
obok którego stał oparty o łopatę robotnik z papierosem w kąciku ust. Z drugiej
strony nie nadjeżdżały żadne samochody. W końcu nie wytrzymałam, wyjechałam
z kolejki i przemknęłam obok światła do wtóru klaksonów czekających aut.
Robotnik nawet nie podniósł głowy, a kiedy znalazłam się na drugim końcu,
okazało się, że tam też jest czerwone światło. Cudownie.
172
Było w pół do trzeciej, kiedy z piskiem opon skręciłam na drogę do szkolnej
bramy, omal nie zderzając się z ciężarówką, która nadjeżdżała z drugiej strony.
Na trawie stał zaparkowany długi sznur samochodów, a z daleka widziałam małe,
białe, biegające figurki. Ledwo dysząc, ruszyłam przed siebie, zapadając się
wysokimi obcasami w miękką ziemię. Kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam
audytorium złożone z rodziców: zakłopotanych ojców w garniturach, ostentacyjnie
ściskających telefony komórkowe, jakby tylko na moment zostali wyrwani z pracy i
w każdej chwili czekali na ważny telefon z Ameryki; i matki w eleganckich
kremowych sukienkach, wyglądające dokładnie tak, jak powinny wyglądać matki
dzieci z prywatnej szkoły. Zaczęłam się rozglądać za Rebeką albo Claire. W
końcu wypatrzyłam Claire po drugiej stronie taśmy. Tom siedział obok w wózku, a
ona obejmowała Rebekę. Przeszłam przez taśmę tuż obok bieżni, omal nie
tratując jakiegoś dzieciaka z jajkiem na łyżce, i zaczęłam biec w ich kierunku,
wołając głośno imię Rebeki. Odwróciła się z furią, po jej twarzy płynęły łzy.
- Wygrałam! - krzyknęła. - Byłam najlepsza ze wszystkich na dwieście metrów, a
ty nie widziałaś! Gdzie byłaś?
Claire cofnęła się; wzięłam Rebekę w ramiona i przytuliłam. Jej ciałem wstrząsało
łkanie.
- Tak mi przykro, tak mi przykro... - powtarzałam, czując łzy na policzkach. - Był
korek na drodze, jakieś roboty...
- Chciałam, żebyś mnie widziała. - Podniosła na mnie czerwoną, zapłakaną twarz.
- Naprawdę umiem szybko biegać, a ty nawet nie wiesz!
Zobaczyłam, że zbliża się do nas pani Lewis jej nauczycielka, więc szybko
wytarłam oczy.
173
- Brawo, Rebeka! - zagrzmiała tubalnym głosem. - Musi być pani z niej bardzo
dumna. Pobiła nawet chłopców!
- Jestem z niej dumna - powiedziałam, przyciskając ją z całej siły. - Naprawdę,
bardzo dumna.
Inne matki stały w małych grupkach, zaprzyjaznione po nie kończących się dniach
przywożenia i zabierania dzieci - rozmawiały swobodnie, śmiały się z tej całej
pańszczyzny, umawiały na herbatę i wspólne nocowanie dzieci. Claire i ja
stałyśmy same do końca biegów, aż podeszło do niej parę innych niań. Tom bawił
się balonem w wózku, a potem Claire wzięła go na barana, żeby lepiej widział, a
on wczepił się rączkami w jej włosy.
- Sama odwiozę dzieci do domu - powiedziałam, kiedy wracałyśmy do
samochodów, z Rebeką ściskającą swój puchar.
Rozpogodziła się pózniej i przedstawiła mi grono swoich przyjaciół. Kilkoro
znałam z weekendowych odwiedzin u nas w domu, bo zadałam sobie trud, żeby
ich zaprosić, odszukawszy telefony rodziców, ale wielu widziałam po raz pierwszy.
- Nie musi już pani wracać do pracy? - spytała Claire.
- Nie - oświadczyłam stanowczo, sięgając do torebki po telefon komórkowy.
Cholera, cztery nieodebrane telefony. Zwalczyłam chęć, żeby natychmiast
sprawdzić zostawione wiadomości. Pomyślałam: do diabła z tym! Cokolwiek to
jest, może poczekać. Ale kiedy zdjęłam Toma z ramion Claire i przypięłam do
siedzenia w moim samochodzie, zaczął wyrywać się i płakać.
- Tommy, nie bądz niemądry! - pochyliła się nad nim Claire. - Jedziesz do domu z
mamusią.
- Lody - rzuciłam, co zwykle czyni cuda.
174
- Nie, nie! - krzyczał Tom, czepiając się rękawa Claire.
- Ciii... - powiedziała, pocałowała go i szepnęła mu coś do ucha, czego nie
usłyszałam.
Uspokoił się nieco, ale całą drogę do domu pochlipywał nad swoimi lodami, a
Rebeka podśpiewywała:  Lody, lody, wszyscy chcemy lody , aż miałam ochotę ją
trzepnąć.
175
Sierpień
Sobota, l sierpnia
Powiedz mi prawdę - zażądałam od Jill, kręcąc się po kuchni w nowym króciutkim
topie i dżinsach - czy jestem na to za stara?
Dżinsy były rzeczywiście dość obcisłe, a nad paskiem uformował mi się mały
wałeczek tłuszczu, w związku z czym cały czas miałam ochotę obciągać koszulkę.
Rebeka, Susie i Daisy kąpały się w ogrodzie w dziecinnym basenie, który
rozłożyłam im dziś rano, uratowawszy go z pełnej pajęczyn czeluści szopy i
wyczyściwszy mozolnie z zeszłorocznego zielonkawego szlamu. Dziewczynki
obiecały zaopiekować się Tomem, który czołgał się nagusieńki obok, ale nie
zwracały na niego najmniejszej uwagi, wobec czego zaczął przekopywać grządkę
i jeść begonię. Napuściłam im wodę już wcześniej i teraz oblewały się i pryskały,
śmiejąc się histerycznie i wrzeszcząc jak opętane.
To pierwszy naprawdę gorący dzień tegorocznego lata; zapuściłam się na tył
ogrodu i zobaczyłam, że zapanował tu dziki żywioł. Ale to już nie moje
zmartwienie. Nowi właściciele będą sobie jakoś musieli poradzić z tą dżunglą.
Mike wyszedł dziś bardzo wcześnie. Pogodziłam się z myślą, że nie nawiążemy
stosunków przed moim wyjazdem do Ameryki, ponieważ jest całkiem jasne, że już
sam ten wyjazd go wścieka. Wyraznie traktuje go jak manifest mojej
niezależności. Chyba wyobraża sobie, że powinnam rzucić mu się do stóp i z
płaczem błagać o wybaczenie. Niedoczekanie! Ale dokąd on tak wcześnie
wychodzi? Był ubrany bardzo starannie. Może powinnam wynająć prywatnego
176
detektywa? Albo może powinnam go zapytać, ale wtedy zdradziłabym się, że
jestem zainteresowana jego poczynaniami, co naturalnie jest nieprawdą.
Absolutnie nie jestem.
- Wyglądasz świetnie - powiedziała Jill, kochane stworzenie.
Zawsze mi mówi, że wyglądam bosko, ale ja też zawsze jej to mówię, chociaż
obie wiemy, że daleko nam do Claudii Schiffer.
- Czy nie mam w tym za dużej pupy?
- W żadnym wypadku - zaprzeczyła Jill stanowczo. - Nie jedna modelka mogłaby
ci pozazdrościć. Kim jest ten cały Gary, z którym wyjeżdżasz?
- Prezenter telewizyjny. Dobrze zbudowany, faliste ciemne włosy, opalenizna,
obcisłe spodnie, wielka głowa... Zresztą znasz go, widziałaś go w programie.
Powiedziałaś, że nie ma szyi.
- Ach, ten... - kiwnęła głową z błyskiem w oku. - Nasz Mister Uniwersum Bez Szyi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl