[ Pobierz całość w formacie PDF ]

strażnicy ruszą w końcu sprawdzić, co to za hałasy rozlegają się na górze.
Z najwyższym trudem uniknął wymierzonego w ramię pchnięcia włóczni pierwszego z
napastników. Ten jednak również nie docenił zasięgu łap minotaura i Ostrze Honoru zaświstało
ponuro, przecinając napastnika niemal na pół. Wróg runął na posadzkę, ustępując miejsca dwu innym.
Obaj wywijali dwuręcznymi mieczami. Trzeci, stojący nieco z tyłu i opięty w czarną kolczugę
Gwardii Crynusa, spojrzał na rozszalałego maga i głośnym okrzykiem wymienił imię Galan Dracosa.
Minotaur zdążył już zwalić na zbryzganą posoką posadzkę następnego wroga, natychmiast jednak
do walki wmieszali się dwaj nowi przeciwnicy. Walcząc z czterema wrogami na raz, Kaz musiał
zwijać się jak w ukropie. Ci tutaj nie byli goblinami -napierało nań czterech doświadczonych
wojowników.
Minotaur nie bardzo mógł zobaczyć, co się stało, dostrzegł jedynie, że gwardzista, który krzyknął
imię Dracosa, dobył miecza i z wściekłym wrzaskiem skoczył ku swemu panu.
Ujęło to Kazowi jednego przeciwnika, pozostało ich jednak trzech dających minotaurowi do
zrozumienia, iż zadbają już o to, by nie poczuł się osamotniony.
- Dawaj to, ty szczurze! - zagrzmiał ktoś w innej części komnaty. Kaz nie miał czasu, by się
obejrzeć, domyślił się jedynie, że ów imponujący ryk wydał Czarny Gwardzista. Opadnięty przez
wrogów minotaur zupełnie zapomniał o Delbinie. Kender był szybki, zbrojny w sztylet i procę, Kaz
jednak ocenił jego szansę na jeszcze marniejsze niż swoje własne. - Trzymaj go! - wrzasnął
Ravenshadow& nie! Dracos! - poprawił się Kaz. Minotaur nie miał czasu na zastanawianie się, co
też zmalował jego mały przyjaciel, bo w następnej chwili przez dach wleciał jakiś ogromny kształt,
zasypując wszystkich
bez wyjątku kamienistym gradem. Gwardzista wbiegający do komnaty korytarza kwiknął tylko i
zniknął pod lawiną gruzu. Kaz i jego przeciwnicy odskoczyli od siebie, runął bowiem pomiędzy nich
spory fragment kamiennego sklepienia - tak ciężki, że rozwalił posadzkę i zniknął w powstałej
szczelinie.
W komnacie pojawił się kamienny smok, rozwierający paszczę w bezgłośnym ryku wyzwania
bojowego.
Jeden z gwardzistów postanowił wykorzystać chwilową przerwę w zmaganiach i przeskoczył
szczelinę w posadzce. Kaz dopadł go tam, gdzie wylądował. Zanim przyboczny zdołał odzyskać
równowagę, minotaur pchnął go w pierś samym końcem topora. Przeciwnik zawył jak grzesznik
niknący w otchłani i poleciał w dół.
Uwolniony na chwilę od naporu wrogów, Kaz rozejrzał się za Delbinem. Odziany w czarną
kolczugę gwardzista zagonił kendera do rogu. W dłoni Delbina widać było jakiś niewielki
przedmiocik. Odłamek sfery należący do Ravenshadowa. Nieopodal, obok szmaragdowego artefaktu,
dwa umysły nadal toczyły walkę o władzę nad ciałem mrocznego elfa. Niekiedy słychać było
dobiegające stamtąd stłumione przekleństwa w obu - ludzkim i elfim - językach.
Kamienny smok wdarł się wreszcie do komnaty, zostawiwszy po sobie ogromną dziurę w
sklepieniu. Bestia zaczęła szaleć. Jedyny pozostały przeciwnik Kaza kwiknął rozpaczliwie, gdy
potężna łapa wgniotła go w posadzkę. Powietrze świszczało pod razami walącego w ściany ogona.
Nie dało się określić, który ze zwalczających się magów był teraz panem kamiennego potwora -
możliwe zresztą, że bydlę nie słuchało już nikogo. Walkę z nim musiał stoczyć więc Kaz. - I Delbin.
Kender wrzasnął o pomoc. Kaz obejrzał się i zobaczył, że odziany w czerń gwardzista powalił
Delbina ciosem miecza, w tej samej jednak chwili kamienny smok machnął w kierunku minotaura
potężną łapą. Oszołomiony Kaz odleciał w tył i opadł na jedno kolano. Podczas tego wszystkiego
topór niemal wyślizgnął mu się z dłoni.
Kaz poddał się ogarniającej go fali wściekłości. Zauważył bowiem, jak czarna sylwetka pochyla
się nad nieruchomym kenderem, wyjmuje mu z dłoni odłamek zielonego kryształu i podaje go szybko
Dracosowi-Argaenowi. Minotaur zobaczył, że ciało elfa wyprostowało się tryumfalnie, i zrozumiał,
że jeden z antagonistów wziął górę.
Kamienny smok ponownie zamachnął się na minotaura, który tym razem, nie wstając nawet na
obie nogi, odpowiedział ciosem topora. Oblicze Honoru oddzielił szpon od łapy z równą łatwością,
jakby ciął kawał ogórka.
Kaz zdumiał się tak, że na ułamek sekundy zapomniał o wszystkim - co mogło go kosztować
życie. Bestia z ożywionego kamienia cofnęła się raptownie i wydała
bezgłośny ryk wściekłości. Bydlęcia nie można było zabić, ale tak jak każde inne czujące
stworzenie, posiadało ono coś na kształt instynktu samozachowawczego.
Nic dziwnego zatem, że poczuło respekt przed toporem. Używając go właściwie, Kaz mógłby
nawet pokonać potwora. Powinien zresztą pojąć to wcześniej - kiedy z tak dziecinną łatwością
wyrąbał ze skały osady swoich okowów.
Bydlę tymczasem cofało się, czyniąc jeszcze większe spustoszenie. Resztki sklepienia trzymały
się tylko na słowo honoru. Smok trzepotał skrzydłami, usiłując wydostać się z komnaty. W pewnej
chwili zahaczył skrzydłem czarnego gwardzistę, który powalił Delbina. Nieszczęsny wojownik
rąbnął o ścianę, niemal przez nią przelatując, i legł bez ruchu. Kaz raz tylko spojrzał i zrozumiał, że
człek ten nie żyje -Zabij go! Rozkazuję ci! - ryknął do kamiennego lewiatana Dracos Ravenshadow
skulony nad sferą jak matka chroniąca przed zgubą swe dziecię. Kaz spostrzegł, że szalony mag
powoli wchłania w siebie moc zgromadzoną w kuli.
Skalisty potwór nie bardzo miał ochotę wykonać rozkaz, nie mogąc jednak oprzeć się poleceniu,
otworzył paszczę i ruszył na stojącego przed nim śmiałka. Kaz nie cofnął się 0 krok i zamachnął się z
góry. Bestia usiłowała cofnąć łeb, nie zdołała jednak uporać się z jego masą. Kaz trafił więc prosto
w pysk i topór gładko rozciął górną i dolną szczękę potwora na dwie części. Szczelina, którą
otworzyło cięcie, natychmiast wydłużyła się ku reszcie łba. Kamienny potwór chwiał się jak pijany
goblin. Jego ruchy uległy też znacznemu spowolnieniu i minotaur zrozumiał, że słabnie magia
ożywająca bestię.
Z nowo obudzoną nadzieją w sercu Kaz ruszył na odzianą w długie szaty maga figurę swego
prawdziwego wroga. Minotaur nie dbał już o to, czy jego cielesną pokrywę zamieszkuje zdradziecki
elf, czy fałszywy i podły człowiek.
Gdy minotaur szedł na wroga, runęła spora połać posadzki. W powstałą w ten sposób przepaść
zwalił się jeden z martwych gwardzistów, kilka ton kamieni, rozwalony stół 1 leżące na nim artefakty
- i Oblicze Honoru. Kaz ledwie zdołał złapać się resztek posadzki. Z najwyższym trudem podciągnął
się ku otworowi.
- Chciałbym mieć czas, by rozprawić się z tobą powolutku - rozległ się tchnący szaleństwem
jeden z głosów Dracosa Ravenshadowa. - Obawiam się jednak, że nie mogę poświęcić ci tyle uwagi,
ile bym pragnął.
Znów rozległ się złowrogi rumor posadzki i Kaz wzmocnił chwyt. Nad minotaurem pochylił się
kamienny potwór. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl