[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w ramionach Rafe'a.
Zatrzymałam się w wejściu do jaskini i zobaczyłam Lucasa z Connorem. Przypierali Rafe'a
do ściany. Kayla stała trochę dalej i miała bardzo nieswoja minę. Wcześniej była świadkiem
konfrontacji pomiędzy Lucasem i jego bratem - tym, który nas zdradził. Tak więc domyślała
się, jak to się może skończyć-
- Co ci strzeliło do łba, żeby zabrać ze sobą Lindsey? - warknął Connor, a mnie serce
podeszło do gardła. Jeszcze nigdy nie słyszałam w jego głosie takiej furii.
- Chciałam z nim jechać - ubiegłam Rafe. Connor odwrócił się gwałtownie i utkwił we
mnie wzrok. Na usta cisnęły mu się pytania. Pamiętał o kłótni, której nigdy nie
dokończyliśmy. W jego oczach kryły się smutek i żal. Ja też to czułam, ale jednocześnie
byłam zła.
- Co ci strzeliło do głowy? - zapytał ostro Connor.
- Nie mów tak do niej - syknął Rafe. Groznie, stanowczo.
- W porządku, Rafe. - Próbowałam załagodzić sytuację. - Wszyscy jesteśmy zdenerwowani.
Ponieważ dogonili nas tak szybko, musieli podróżować pod postacią wilków. Na szczęście w
skrytkach mieliśmy mnóstwo zapasowych ubrań z myślą o takich właśnie sytuacjach.
Wszyscy zdążyli się już ubrać. Kayla miała na sobie luzne spodnie podobne do moich.
- Chciałam pomóc - tłumaczyłam Connorowi.
- Jak? Gdyby coś ci się stało...
- Nic mi nie jest.
- Nie miałaś pozwolenia - powiedział Lucas. Zdenerwowałam się, że brał stronę Connora.
- Eee, nie jesteś moim szefem. - To była dziecinna odpowiedz, ale nie podobały mi się te
zarzuty.
- Czyżby? Przywódca stada to odpowiednik szefa.
- Jeśli chcecie się na kogoś wściekać, to na mnie - wtrącił się Rafe. - Zdawałem sobie sprawę
z ryzyka, a mimo to ją zabrałem.
- Dlaczego to zrobiłeś? - dopytywał się Connor.
- Wiesz dlaczego - odparł Rafe, a ja zdałam sobie sprawę, że był wściekły.
Nagle Connor rzucił się na niego. Rozległo się głuche uderzenie. Zaczęli się bić.
- Przestańcie! - wrzasnęłam.
Ale oni nie przestali. Okładali się pięściami. Spojrzałam na Lucasa, który spokojnie stał z
rękami skrzyżowanymi na piersi, zupełnie jakby czekał na autobus.
- Zrób coś! - krzyknęłam. Spojrzał na mnie.
- Co proponujesz?
Zaklęłam i doskoczyłam do walczących, próbując odwrócić ich uwagę.
- Chłopaki Conn...
Przez moją twarz przeszedł przeszywający ból. Jęknęłam i zatoczyłam się.
- Uderzyłeś ją! - zawołał Rafe i w następnej chwili klęczał już przy mnie. Miał zakrwawioną
twarz, a ja pomyślałam o tych wszystkich razach, które zebrał od ojca. Dotknęłam jego
policzka.
- To nie ja. Ty ją uderzyłeś. - Connor kucnął z drugiej strony i dotknął z czułością mojego
policzka; trudno było uwierzyć, że jeszcze przed chwilą walczyli na śmierć i życie.
Spojrzałam na niego. Też niezle oberwał. Jedno oko miał tak spuchnięte, że prawie całkiem
było zamknięte. Dotknęłam jego okaleczonej twarzy.
Skrzywił się. Nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam płakać.
Objął mnie i przyciągnął do siebie, jeszcze bardziej się rozszlochałam.
- Nie wiem, Connor. Po prostu nie wiem. Kołysał mnie w ramionach.
- W porządku. Wiem. Usłyszałam szurnięcie. Rafe wstał.
- Idę na zewnątrz - powiedział suchym, pozbawionym emocji głosem. Nie miałam pojęcia co
myślał.
Nie chciałam, żeby wychodził, ale czy mogłam go poprosić, żeby został? Uwolniłam się z
objęć Connora i otarłam łzy.
- Ty też powinieneś wyleczyć obrażenia - westchnęłam. Było mi głupio, że tak się rozkleiłam.
Zupełnie się pogubiłam. Kochałam jednocześnie dwóch facetów.
Musnął ustami mój siniak.
- Czekaj tu na mnie.
Gdzie według niego mogłam się wybrać? Odruchowo skinęłam głową.
Wstał, ale nie wyszedł na zewnątrz, tak jak Rafe, tylko poszedł w głąb jaskini, do sadzawki.
Kayla przyklękła obok mnie.
- Będziesz miała piękne limo.
- Nieważne. ~ Przynajmniej ich powstrzymałam. Tylko to się Uczyło.
- Domyślam się, że nadal nie wiesz, co zrobić. Pokręciłam głową.
- Jeszcze bardziej się pogubiłam. Słuchaj, a kto się zajął ornitologami?
- Chciałam być tutaj na wypadek, gdy byś, no wiesz, potrzebowała wsparcia.
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością.
- Cieszę się, że tu jesteś, ale muszę pogadać z Connorem. - Wstałam i spojrzałam na Lucasa. -
Jak długo zajmie mu dojście do siebie?
- Parę minut.
- Czy to Connor poprosił starszyznę o przeniesienie Rafe'a?
Jego twarz była niczym maska, ale ja już się domyśliłam.
- Czyli dołączenie Daniela do naszego zespołu nie miało nic wspólnego z Brittany?
- Miało. Po prostu nie był to jedyny powód. Pomyślałam o Brittany, po czym złapałam latarkę
i ruszyłam korytarzem. Zastałam Connora siedzącego nad brzegiem sadzawki. Omiotłam go
światłem latarki i stwierdziłam, że wszystkie obrażenia już zniknęły. Z westchnieniem
usiadłam obok niego i zapatrzyłam na wodę, zastanawiając się co dalej.
- Przepr... - Zaczęliśmy jednocześnie. A potem zaśmialiśmy się skrępowani.
Tęskniłam za czasem, kiedy czuliśmy się w swoim towarzystwie całkowicie swobodnie,
kiedy oboje wiedzieliśmy, czego chcemy. A przynajmniej tak myśleliśmy.
- Sam powiedziałeś, żebym spędziła z nim trochę czasu - szepnęłam.
- Nie mówiłem poważnie. Byłem zdenerwowany. A nawet gdybym mówił poważnie, to raczej
chodziło mi o pójście do kina, o parę godzin razem, a nie parodniową wyprawę przez las i
ryzykowanie życia.
- Jestem Strażnikiem Nocy. To mój obowiązek.
- Dopiero nim będziesz. Jeszcze nie możesz się przemieniać ani szybko wyleczyć. W razie
niebezpieczeństwa nie byłabyś w stanie uciekać tak szybko jak my.
- Nie jesteś zły z powodu niebezpieczeństwa -stwierdziłam łagodnie.
- Chcesz z nim być? Zamierzasz go wybrać?
- Nie wiem. Ale nie jestem tu tylko z jego powodu. Chciałam pomóc. Może dlatego, że to my
znalezliśmy Dallasa. 1 że poniekąd czuję się winna jego śmierci.
Connor wydawał się zaszokowany moimi słowami.
- To nie twoja wina.
- W pewnym sensie tak, z powodu tego incydentu z jeżynami. Chciałam się na coś przydać.
Mieć swój udział w załatwieniu Bio-Chrome. Nie miałam ochoty zajmować się ornitologami.
Tak już mam, że pociąga mnie ryzyko. Przecież wiesz.
Gniew Connora częściowo się ulotnił, a nawet drgnęły mu usta, jakby zamierzał się
uśmiechnąć. Wiedziałam, że pamiętał te wszystkie razy, kiedy namawiałam go do złego. Nie
zawsze zdawałam sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów, ale zawsze dobrze się
bawiliśmy.
Delikatnie założył włosy za moje ucho.
- Czy ty... go kochasz?
Nie używał imienia Rafe'a. Mówił o nim bezosobowo, umniejszał jego znaczenie.
- Nie wiem. Nie spodziewałam się, że to będzie takie trudne. Kayla wspominała o więzi,
która, połączyła ją i Lucasa. Natomiast Brittany nie czuje do nikogo niczego głębszego. Mnie
zależy i na tobie, i na Rafie. Nie chcę skrzywdzić żadnego z was i martwię się, że podejmę złą
decyzję.
- Może powinnaś przestać się zamartwiać - westchnął. - I pozwolić nam załatwić to między
sobą.
Prychnęłam.
- Znakomity pomysł.
- Wygrywałem - rzucił nadąsany. Tylko facet mógł powiedzieć coś takiego.
- Czy to nie ty chciałeś, żebyśmy byli bardziej cywilizowani? - przypomniałam mu.
- Hej, byłem cywilizowany. Nie przemieniłem się.
W innych okolicznościach pewnie bym się roześmiała. Ale teraz przysunęłam się i oparłam
głowę na jego ramieniu.
- Przykro mi, że nie znam odpowiedzi.
- lak. Mnie też.
Objął mnie ramieniem i siedzieliśmy tak przez chwilę, po prostu ciesząc się swoją
obecnością. Zawsze tale było. Wspieraliśmy się nawzajem. Ale czy to znaczyło, że byliśmy
sobie przeznaczeni?
W końcu wstaliśmy i wróciliśmy do głównej części jaskini. Nie zauważyłam nawet, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl