[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zcisnęła jego rękę mocno, \e a\ syknął z bólu. - Co
to za stworzenia? Kim są?
- Nie sądzę, by byli istotami ludzkimi - powiedział.
- Co powinniśmy teraz zrobić?
- Wszystko, co będzie w naszej mocy.
Zwiatło koloru tęczy przeszło w błękit, pózniej w
fiolet, a\ wreszcie w głęboką czerwień. Fosforyzująca
kula zaczęła unosić się w górę i wkrótce znikła w
ciemności. Napór nienawiści znikł wraz z nią.
- Ju\ ich nie ma, prawda? - szepnęła Ruth.
- Tak.
- Zwiatła znowu działają... - powiedziała.
Dopiero teraz to zauwa\ył. Spojrzał na maskę,
wrzucił automatycznie biegi i powoli ruszył z
miejsca. Ruth z głębokim westchnieniem opadła na
fotel.
- Wyłączyli światła i zgasili silnik - rzekła. -
Dlaczego?
- Nie mam pojęcia.
- Mo\emy coś zrobić?
- Jeśli będziemy o tym krzyczeli na rogach ulic,
wezmą nas za szaleńców. Nie mówiąc ju\ o plotkach,
jakie by poszły po mieście! Nas dwoje tutaj, w nocy...
Rzeczywiście, byli kompletnie bezradni, a cala ta
historia tak absurdalna, \e nikt w nią nie uwierzy.
- Andy? Dlaczego nic nie mówisz?
- Rozmyślam.
- Andy, czy nie mo\na by znalezć jakiegoś innego
wyjaśnienia? Ciągle mam wra\enie, \e to, co się tu
stało, jest jakieś nierealne. Sądzę, i\ silnik po prostu
zgasł, a światła na moment się zepsuły. Przecie\
mogłoby się to zdarzyć ot tak, zupełnie
przypadkowo.
- Czego ty ode mnie chcesz? - spytał nieco
zirytowanym tonem. - Czy mam w tej chwili
powiedzieć, \e po prostu łyknąłem nieco przed tym
spotkaniem, albo \e miewam omamy?
- Nie, oczywiście, \e nie - poło\yła mu dłoń na ustach.
- Andy, czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?
- Co mianowicie?
- Moglibyśmy jechać przez Manchester Avenue,
gdzie dawniej mieszkałam z Nevem. Mam tam
pewne rzeczy, które chciałabym zabrać, ale nie chcę
iść sama. Dotrzymasz mi towarzystwa?
- Teraz?
- Jeszcze nie jest zbyt pózno. Nev być mo\e pracuje.
Ojciec mianował go szefem od prowadzenia
interesów, jak zapewne wiesz. Czy nikt ci jeszcze nie
powiedział, \e głównie dlatego chciał mnie poślubić?
Zale\ało mu na firmie, a nie na mnie.
- Chcesz, \eby się dowiedział, co nas łączy? - spytał z
pewnym wahaniem.
- A czegó\ to mógłby się dowiedzieć, czego nie
wiedział wcześniej?
- Skoro tak...
W milczeniu jechali w stronę miasta. Opony
piszczały na mokrym asfalcie, z naprzeciwka
nadje\d\ały pojedyncze samochody i światła
oślepiały ich raz po raz. Thurlow poprawił okulary.
Musiał widzieć na tyle dobrze, by prowadzić, a
jednocześnie mieć odpowiednią osłonę przed ostrym
blaskiem reflektorów. Gdy wje\d\ali ju\ do miasta,
Ruth odezwała się.
- Nie chcę, \eby doszło do jakiejś kłótni między
wami. Chyba będzie lepiej, jeśli zostaniesz w wozie.
Gdy będę potrzebowała pomocy, zawołam.
- Jak sobie \yczysz. W ka\dym razie wiedz, \e
chętnie się z tobą przejdę. To \aden problem.
- Ale te\ i nie konieczność. Z pewnością nie będzie
chciał mnie zatrzymać, gdy mu powiem, i\ czekasz
na dole.
Wzruszył ramionami. Ruth musiała w międzyczasie
niezle poznać charakter Neva Hudsona. Mimo tych
uspokajających myśli pozostał pewien niepokój.
Thurlow nie mógł się uwolnić od podejrzeń, \e
wydarzenia ostatnich dni oraz niesamowite
prze\ycia dzisiejszego wieczora pozostają ze sobą w
jakimś związku.
- Dlaczego wyszłam za niego? - spytała Ruth w
zadumie. - Ciągle nie umiem sobie odpowiedzieć.
Bóg jeden wie, lecz jeśli chodzi o mnie, nie mam
najmniejszego pojęcia. Wydaje się, \e wszystko
zaczęło się w chwili, gdy... - Przerwała. - Po tym, co
dzisiaj prze\yłam, zastanawiam się, czy w ogóle
ktokolwiek z nas zdaje sobie sprawę z tego, co robi i
dlaczego.
Spojrzała z boku na Thurlowa.
- Czemu się to wszystko stało, Andy?
O to właśnie chodzi - pomyślał. - Jednak pytanie nie
brzmi: "Kim są te stworzenia?" lecz raczej "Czego
chcą?" Dlaczego te dziwne stwory mieszają się w
nasze \ycie?
Rozdział osmy
Fraffin spojrzał ponuro na widniejącą w powietrzu
twarz Lutta, osoby odpowiedzialnej za wszystkie
środki transportu powietrznego.
Lutt, Chem o szerokim obliczu, cerze koloru stali,
był zawsze świadomy rzeczy i niezwykle konkretny
w podejmowaniu decyzji. Jako kontroler znakomicie
wywiązywał się ze swych zadań, lecz właśnie jego
zalety doprowadziły do fiaska w przedsięwzięciu,
jakim go obecnie obarczono. Najwyrazniej
subtelność pomyliła mu się z rozwagą. Chwila
cię\kiego milczenia wystarczyła, by Lutt zorientował
się, jak bardzo niezadowolony jest dyrektor. Fraffin
wyczuwał plecami delikatny napór konturowego
fotela, zaś przed sobą miał srebrną sieć pantovivoru,
rozpiętą w całym pomieszczeniu na podobieństwo
pajęczyny. Tak, Lutt jest bardzo podobny do tego
urządzenia: znakomicie wywiązuje się ze swych
zadań. Pod warunkiem, \e ktoś go odpowiednio
stymuluje.
- Nie powiedziałem, byś ochraniał immunów, lecz
byś przywiódł tutaj tę kobietę - rzekł Fraffin,
skubiąc podbródek. - I to natychmiast.
Jeśli się pomyliłem, pokornie błagam o wybaczenie -
przemówiła projektowana przez łącza pantovivoru
twarz.
 - Lecz muszę przyznać, \e działałem w oparciu o
dyrektywy dotyczące immunów. Gdy oddałeś jego
kobietę komu innemu...
- Ten człowiek dostarczył mi po\ytecznej rozrywki -
Fraffin machnął ręką. - Poza tym był dla nas
chwilowo wa\ny jako osoba, na której badaliśmy
reakcje, przyznaję. Ale to przecie\ sprawy
marginalne. Tymczasem zwrócił się do mnie Kelexel.
Poprosił, by wolno mu było zbadać tubylczą kobietę i
podał konkretne nazwisko. Nale\y ją tutaj
sprowadzić w nie naruszonym stanie. To ostatnie
zastrze\enie nie dotyczy jednak pozostałych
tubylców, którzy być mo\e zechcą ci uniemo\liwić
spełnienia tego zadania. Jasne?
- Jasne - rzekł Lutt. W jego głosie słychać było
całkowite oddanie. Jednocześnie pobrzmiewała w
nim troska. Nie bez powodu; zbyt dobrze zdawał
sobie sprawę, jakie konsekwencje mogły go czekać w
przypadku, gdyby popadł w niełaskę.
Najstraszniejszą była utrata posady - tego zródła
bezmiernej radości, sprawiającego, i\ \ycie nigdy nie
było nudne. Lutt \ył w czymś w rodzaju raju, lecz
ciągle wisiała nad nim grozba zepchnięcia gdzieś na
trzeciorzędną pozycję. W dodatku nie mógł temu
przeciwdziałać, poniewa\ i on, i Fraffin dzielili tę
samą winę. Im obu groziła ta sama straszliwa kara,
czekająca ich w chwili, gdyby cokolwiek wyszło na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl