[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Udał, że uważnie się rozgląda, a Bethany roześmiała się głośno.
- Jako żołnierz muszę przyznać, że dostrzegam odrobinę zbyt dużo kwiatów -
oświadczył i udał, że krzywi się z niesmakiem na widok róż na tapecie. - Za to karmią tu
całkiem przyzwoicie.
- Och, doprawdy? - Na znak protestu lekko stuknęła go pięścią w klatkę piersiową. -
Zatem jestem dla ciebie tylko kucharką?
- Najlepszą na świecie - obwieścił stanowczo. - Na dodatek ofiarną, skoro w środku
nocy byłaś gotowa przynieść mi specjalnie zastawioną tacę prosto z kuchni.
- Chciałam cię pokrzepić przed wzmożonym wysiłkiem fizycznym - wyszeptała. -
Zresztą, gdybym czekała aż do śniadania, wszyscy w kuchni zorientowaliby się, że mam
gościa w pokoju.
Przesunęła palcem po jego bliznach. William nadal nie był w stanie uwierzyć, że nie
budzą w niej obrzydzenia.
- Moim zdaniem i tak już się domyślili, maleńka. Poza tym będę musiał kiedyś
opuścić twój pokój.
- Skoro się domyślają, to trudno. - Zachichotała. - O ile nie masz nic przeciwko temu,
rzecz jasna.
S
R
W odpowiedzi objął ją i trzymając w ramionach, przetoczył się na plecy. Twarz
dziewczyny nagle znalazła się nad jego twarzą, a jej włosy otoczyły ich niczym splątana
miedziana zasłona.
- Zaufaj mi - szepnął.
- Williamie, zawsze ci ufałam - wyznała.
Kochali się powoli, ostrożnie, aż w końcu on przyspieszył i gdy Bethany krzyknęła z
rozkoszy, także on dokończył dzieła.
Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek czuł się tak szczęśliwy. Teraz już nie
potrafił sobie wyobrazić życia bez niej, choć nadal nie zdecydował, co powinien uczynić,
żeby ją przy sobie zatrzymać.
- Kocham cię, a ty kochasz mnie. Nic więcej się nie liczy - szepnął.
- To prawda - odrzekła. Ze zdumieniem dostrzegł w jej oczach łzy. - Jestem
najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Macallister opadł na największy fotel w czytelni klubu u White'a i demonstracyjnie
rozpostarł przed sobą gazetę. Nie życzył sobie żadnych rozmów z innymi dżentelmenami i
na szczęście wyglądało na to, że nikt się specjalnie nie kwapi do zabawiania go
pogawędką. Znajomi wyraznie go unikali. Odwracali wzrok, gdy nadchodził, milkli, gdy go
widzieli.
Wszystko przez tę ladacznicę Bethany Penny. Gdyby go nie prowokowała ostatniej
nocy w klubie, nie straciłby panowania nad sobą i nie zachował się tak, że teraz cały
Londyn nie mówi o niczym innym. Plotki rozpuścił książę Guilford, to pewne.
Jeszcze nie otrzymał listu od właścicielek klubu, lecz Pratt zapowiedział, że to tylko
kwestia czasu. Porucznik wiedział, że wkrótce oficjalnie utraci członkostwo i otrzyma
dożywotni zakaz wstępu do Penny House, nawet w charakterze osoby towarzyszącej.
Liczył na to, że ten skandal, podobnie jak wiele innych w Londynie, za kilka dni zostanie
zapomniany. W stolicy roiło się od domów gier, które z ochotą przyjmą go w swoje progi.
Teraz łatwiej będzie mu polować na Bethany, gdyż nie będą go ograniczały idiotyczne
zasady panujące w jej klubie. Nie wątpił, że wkrótce dziewczyna będzie należała do niego.
Nawet najcnotliwsza kobieta ma swoją cenę, a Macallister zamierzał podbijać stawkę aż do
skutku.
S
R
Niepotrzebnie wspomniał o Callawayu. Co go podkusiło, żeby wymieniać to
nazwisko? Guilford na pewno wszystko usłyszał i dobrze zapamiętał. Gdyby teraz majora
spotkał jakiś przykry wypadek, książę od razu przypomni sobie nienawistną tyradę
Macallistera.
Zamknął oczy, próbując się skupić. Może przesadzał? Przecież ta przeklęta Bethany
była taka jak inne kobiety - do tego stopnia skoncentrowana na sobie, że niewiele do niej
docierało. Pewnie już zapomniała o tym, co mówił o Callawayu, podobnie jak Guilford,
który ruszył jej na pomoc, gdyż zapewne miał ochotę trafić dzięki temu do jej łóżka.
Porucznik machinalnie pogłaskał order na mundurze, przyznany mu za odwagę. Z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl