[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którzy znajdą się pod ich wpływem. Na tych kilkunastu kilometrach zamierają jakiekolwiek
walki, spory, waśnie - synowie Północy mijają się z dziećmi Południa, czasami idą obok siebie,
ramię w ramię, rozmawiają, ba, zdarza się nawet, że pomagają sobie nawzajem.
Raz czy dwa przebiegła mi przez głowę myśl - a może, wzorem tych w Eremie, tutaj
zostać? Ta nagła jasność umysłu, spokój, a jednocześnie dystans do konfliktu, toczącego się
poza wąwozem, były tak kuszące...
Zdaję sobie jednak sprawę, że jest to stan nienaturalny, że zawieszenie broni nie może
trwać wszędzie i nie może trwać wiecznie, że natura Trzeciego Zwiata jest zupełnie inna,
wpisany jest w nią konflikt, dobro i zło, biel i czerwień - zawsze będą dążyły do konfrontacji,
póki jedna ze stron nie zwycięży.
Tak rozmyślając, docieram do miejsca, gdzie ściany wąwozu, u góry wciąż wąskie, u dołu
rozjeżdżają się nagle na boki jak nogi kochanki, tworząc olbrzymią przestrzeń, rozświetloną
setkami ogników. Z dala słychać szum rzeki, dzielącej łańcuch górski na pół, widać rzezbione
kunsztownie filary podtrzymujące olbrzymią powierzchnię Mostu i słychać odgłosy Targu.
Oto mam przed sobą kolejny cud tej Legendy: Targ na Moście.
Z NOTATEK (11) - TARG NA MOZCIE
1. Auska czerwonego węża (powiadają, że ukąsił Dziwkę, co spowodowało ów
tragiczny dla Trzeciego Zwiata podział) - 4 złote denary.
2. Butelka eliksiru o niewiadomym przeznaczeniu - 2,5 złotego denara.
3. Medalion z podobizną czarownika - 7 złotych denarów (medalion ten mam zresztą cały
czas przy sobie, powodowany dziwną zachcianką nabyłem go bez zastanowienia).
4. Pióro sępa niezawodne przy konstruowaniu czerwonych figurek (jest to tutejszy
odpowiednik laleczek voodoo, robiony na bazie czerwonej gliny, wydobywanej - jak
powiadają - w okolicy Antymiasta) - 9 złotych denarów.
5. Sproszkowany bluszcz więzienny (podejrzewam, że właśnie tego użyto, by złapać
bohatera, spotkanego przez nas jakiś czas wcześniej) - 3 złote denary.
6. Mapa przedstawiająca okolicę wraz z aktualną sytuacją pogodową - 4 złote denary...
***
Przeglądam właśnie zapiski z Mostu. Most to miejsce szczególne, położone w głębokim
kanionie, gdzie bezpośrednio nie dociera ani światło Matki, ani czerwień Dziwki. Kanion jest
szeroki, tnie łańcuch górski praktycznie na pół, i stanowi naturalną granicę pomiędzy
Pograniczem a Południem. Za nim jest domena Dziwki, imperium zła.
Nie ma zbyt wielu dróg łączących obie półkule - Most jest najłatwiejszą. A dzięki temu,
że panuje tutaj owa słynna na cały Trzeci Zwiat strefa i bez Dziwki, i bez Matki, trwa tu
nieustanny handel, obie półkule wymieniają, co mają najlepszego, dyskutują, targują się,
zasiadają przy wspólnych stołach.
Na przykład, żeby zagrać w Maga.
Z KART - W MAGA!
W trakcie wędrówki zgromadziłem pokazny zestaw przedmiotów - pamiątek,
przedmiotów-skojarzeń, każda rzecz przywodzi na myśl konkretną sytuację, każda jest
kluczem do konkretnego wspomnienia. Ostatnio coraz częściej sięgam do małego, skórzanego
pudełka nabytego na Moście. Rozkładam jego zawartość, spoglądam na kolorowe rysunki.
Choć zabrudzone, poznaczone przez czas, a niektóre wyraznie zblakłe, wciąż są dla mnie
tajemnicą. Palcem wodzę po plastikowych powierzchniach i myślę, że Trzeci Zwiat pod
pewnymi względami przypomina Indie lub dziewiętnastowieczne Stany Zjednoczone -
podziały społeczne są sztywne i trwałe, interakcje między poszczególnymi grupami często
wykluczone, nie ma mowy o spoufalaniu się ze sobą, bo to oznacza skazę jednej lub drugiej
strony (zupełnie jak dotknięcie pariasa), elf z goblinem nie siądą do jednego stołu (Elah i ze
mną jadał niechętnie, a że w ogóle jadał - to najpewniej dlatego, że miałem zapas kawy, której
mu nie żałowałem). A przecież zdarzają się sytuacje powodujące, że o podziałach się
zapomina. Jedną z nich jest gra w Maga.
Karcianka.
Jest to odprysk wczesnej kolonizacji, z czasów, gdy Trzeci Zwiat postrzegano jako rynek
zbytu dla ziemskich firm. Wprawdzie szybko zrozumiano, że to nie ten przypadek, inne
Legendy okazały się o wiele bardziej dochodowe, a tutaj, z niską populacją i kiepską siłą
nabywczą społeczeństwa żaden ziemski producent nie zrobi kokosów, kilku jednak, nim
rozpowszechniła się ta oczywista z perspektywy wędrówki przez wyludnione Pogranicze
prawda, próbowało. Trzecioświatowcom została po nich gra w Maga.
Pomysł był prosty - korzystając z wolnych mocy fabryk zlokalizowanych w tej
Legendzie, ktoś postanowił wyprodukować specjalną, lokalizowaną pod Trzeci Zwiat serię
kart, ktoś inny obmyślił reguły gry, inny jeszcze stworzył - opierając się na lokalnych
podaniach, opowieściach, zasłyszanych informacjach - projekty poszczególnych kart, a na
końcu tej machiny znajdowała się jeszcze Bardzo Ważna Osoba, Zatwierdzająca Budżet i
Składająca Podpis Pod Zleceniem.
I poszło. Wyprodukowano kilkadziesiąt tysięcy talii i początkowo wyglądało to na
najbardziej spektakularną klapę handlowej i cywilizacyjnej kolonizacji Trzeciego Zwiata.
Towar szedł opornie,  konsumenci (to pojęcie kiepsko się sprawdza w wypadku
społeczeństwa, w którym dziewięćdziesiąt procent populacji ma problemy z tym, żeby
wyżywić rodzinę i ogrzać dom) nie wykazali większego zainteresowania, plastikowe karty
poszły więc za bezcen, a linie produkcyjne pospiesznie wygaszono. Czytałem nawet,
przygotowując się do podróży, że jeden z pomysłodawców, product menedżer, wolał już na
stałe osiedlić się w Trzecim Zwiecie, niż stanąć oko w oko z rozjuszonymi akcjonariuszami.
Niemniej karty udało się sprzedać. Znalazły się we wtórnym obrocie, przechodziły z rąk
do rak, w coraz większej liczbie karczem, na targach, rynkach, na rozstajach, pod świętymi
dębami, podczas turniejów rycerskich, słowem - wszędzie tam, gdzie spotykali się mieszkańcy
tej Legendy, zaczęły pojawiać się plastikowe podobizny czarodziejów - zadziwiająco trwałe i
mało podatne na uszkodzenia. Gra (a w zasadzie gry - bo reguły mutowały w zależności od
regionu, od grających oraz od liczby kart) zyskała niewiarygodną popularność, tak wielką, że
potrafiła przełamywać międzyrasowe i międzyklasowe animozje, i to do tego stopnia, że elfy
nie wahały się zaprosić do gry zwierzołaka, jeśli tylko brakowało im trzeciego do partii. A
rzekomo w Maga grywano nawet z Południowcami!
Gdy trafiłem do Trzeciego Zwiata, kilkadziesiąt tutejszych lat po product menedżerze,
copywriterze, designerze i Bardzo Ważnej Osobie, Która Złożyła Podpis Pod Zleceniem,
pozycja gry była już dobrze ugruntowana, wgryzła się ona w świadomość tutejszych, w ich
kulturę i sposób życia. Dlatego też - od samego przyjazdu - polowałem na talię kart (stała się
ona rarytasem, nowych przecież nie produkowano). Czułem po prostu, że muszę ją mieć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl