[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyłącznie od niego. Generał Vukalović będzie wam towarzyszył w wyprawie do Jugosławii,
ale w innym samolocie.
- Dlaczego? - spytał Mallory.
- Ponieważ jego samolot wróci. Wasz nie.
- Ach tak! - powiedział Mallory.
W czasie krótkiego milczenia, jakie zapadło, on, Andrea i Miller wchłonęli znaczenie
faktów, kryjących się za słowami Jensena. Andrea w zamyśleniu dorzucił drew do
przygasającego ognia na kominku i rozejrzał się szukając wzrokiem pogrzebacza, ale
jedynym pogrzebaczem był tu ten, który Reynolds zgiął w literę U . Andrea podniósł go.
Nie myśląc o tym co robi rozprostował go bez najmniejszego wysiłku, pogrzebał nim w
palenisku, aż buchnęło płomieniem, i odłożył. Vukalović przyglądał się jego wyczynowi z
mocno zadumaną miną.
- Pański samolot, kapitanie, nie wróci - ciągnął Jensen - ponieważ zostanie
poświęcony w imię wiarygodności.
- My również? - spytał Miller.
- Niewiele byście zdziałali, kapralu, gdybyście nie znalezli się na ziemi. Tam, dokąd
lecicie, nie zdoła lądować żaden samolot, dlatego wyskoczycie z niego... a samolot się
rozbije.
- To mi brzmi bardzo wiarygodnie - mruknął Miller.
Jensen puścił tę uwagę mimo uszu.
- Realia wojny totalnej są niesłychanie surowe - rzekł. - Właśnie dlatego odesłałem
stąd tych trzech młodzieńców - nie chcę ostudzać ich zapału.
- Mój zgaszono wodą - oznajmił płaczliwie Miller.
- Och, zamilczcie wreszcie, kapralu! Byłoby świetnie, gdybyście przy okazji ustalili,
dlaczego osiemdziesiąt procent naszych zrzutów wpada w ręce Niemców, oraz odnalezli i
uwolnili schwytanych dowódców naszych misji. Ale nie jest to ważne. Z wojskowego punktu
widzenia te dostawy i ci agenci są spisani na straty. Nie wolno nam jednak spisać na straty
siedmiu tysięcy partyzantów, którymi dowodzi generał Vukalović, siedmiu tysięcy
partyzantów oblężonych w miejscu zwanym Kotłem Zenicy, siedmiu tysięcy przymierających
głodem ludzi, goniących resztkami amunicji, siedmiu tysięcy ludzi bez wyjścia.
- I my im zdołamy pomóc? - spytał ponuro Andrea. - W sześciu?
- Nie wiem - odparł szczerze Jensen.
- Ale ma pan jakiś plan?
- Jeszcze nie. Nic konkretnego. Strzępy pomysłu. Nic więcej. - Jensen ze znużeniem
potarł czoło. - Sam przybyłem tu z Aleksandrii zaledwie sześć godzin temu. - Urwał, a potem
wzruszył ramionami. - Ale do wieczora, kto wie? Kilka godzin popołudniowej drzemki może
nas wszystkich odmienić. Wpierw jednak wysłucham raportu w sprawie Nawarony. Nie ma
sensu, żeby pozostali trzej panowie dłużej czekali... W tym korytarzu jest sypialnia. A kapitan
Mallory na pewno opowie mi wszystko, co chcę wiedzieć.
Mallory odczekał, aż za Vukaloviciem, Andreą i Millerem zamkną się drzwi, po czym
spytał:
- Od czego mam rozpocząć raport, panie komandorze?
- Jaki raport?
- W sprawie Nawarony, oczywiście.
- Pal sześć Nawaronę. Z Nawaroną koniec. - Jensen wziął trzcinkę, podszedł do ściany
i rozwinął jeszcze dwie mapy. - Do rzeczy.
- Pan... Pan już ma plan - powiedział ostrożnie Mallory.
- Jasne, że mam plan - odparł chłodno Jensen. Stuknął w mapę przed sobą. - Dziesięć
mil na północ stąd przebiega linia Gustawa. Przez całe Włochy - wzdłuż rzek Sangro i Liri.
Niemcy mają tam umocnienia obronne tak trudne do zdobycia, jakich dotąd nie było w
dziejach nowoczesnych wojen. Tu jest Monte Cassino, na którym wykruszyły się nasze
najlepsze alianckie dywizje, niektóre na dobre. Tu zaś jest przyczółek w Anzio. Walczy tam o
życie pięćdziesiąt tysięcy Amerykanów. Już od pięciu bitych miesięcy walimy głową w linię
Gustawa i pas umocnień pod Anzio. Nasze straty w ludziach i sprzęcie są nie obliczalne. A
nasze zdobycze - ani cala!
- Wspomniał pan coś o Jugosławii, panie komandorze - wtrącił nieśmiało Mallory.
- Właśnie do tego dochodzę - odparł Jensen, tłumiąc irytację. - Jedyną naszą nadzieją
na przełamanie linii Gustawa jest osłabienie sił obronnych Niemców, a jedynym sposobem,
żeby to osiągnąć, jest skłonienie ich do wycofania części dywizji z linii frontu. Dlatego
właśnie stosujemy metodę Allenby ego.
- Rozumiem.
- Nic pan nie rozumie. Chodzi o generała Allenby ego w Palestynie w tysiąc
dziewięćset osiemnastym roku. Miał tam do czynienia z frontem na osi wschód-zachód, od
Jordanu do Morza Zródziemnego. Planował atak od zachodu, dlatego wmówił Turkom, że
zaatakuje od wschodu. Dokonał tego wznosząc na wschodzie potężny obóz z namiotów
wojskowych, zamieszkały zaledwie przez kilkuset żołnierzy, którzy wylegali na zewnątrz i
buszowali po nim niczym bobry, ilekroć tylko samoloty wroga przylatywały na zwiad.
Dokonał tego nie kryjąc się przed tymiż samolotami z dużymi konwojami ciężarówek
wojskowych jak dzień długi masowo jadącymi na wschód. Turcy nie wiedzieli jednak, że te
same konwoje jak noc długa masowo wracają na zachód. Sporządził nawet piętnaście tysięcy
brezentowych atrap koni. No a my robimy to samo.
- Piętnaście tysięcy brezentowych koni?
- Pyszny, pyszny żart. - Jensen znów stuknął trzcinką w mapę. - Wszystkie lotniska
stąd do Bari są przepełnione makietami bombowców i szybowców. Pod Foggią jest
największy obóz wojskowy we Włoszech - zamieszkały przez dwie setki żołnierzy. W
zatokach Bari i Tarenckiej tłoczą się okręty desantowe, wszystkie wykonane z dykty. Przez
cały dzień kolumny ciężarówek i czołgów ściągają na wybrzeże Adriatyku. Gdyby pan,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]