[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nagle. Odchrząknęła, potem jeszcze raz, ale bez skutku.
 Wujku Keddie, mój głos!  wychrypiała piskliwie na jego widok.  Straciłam
głos!
 Biedne dziecko, nadwerężyłaś sobie gardło  powiedział Kedrigern. Zwracając się
do Conrada z surowym wyrazem twarzy, zapytał lodowato:  Więc to tak dbasz o moją
podopieczną? Dla własnej przyjemności pozwoliłeś, by śpiewała do utraty głosu.
 Kiedy ona śpiewa tak pięknie... Nie sądziłem... Wszystko było w porządku jeszcze
przed chwilą, przysięgam, mistrzu Kedrigernie  tłumaczył się Conrad.
117
 Nawet jeśli to prawda, teraz zachrypła.
Lalloree próbowała coś powiedzieć. Dzwięki, jakie z siebie wydawała, przypomi-
nały skrzypienie zardzewiałych zawiasów, nic jednak nie dało się zrozumieć. Kedrigern
współczująco poklepał ją po ręce.
 Ani słowa, Lalloree. Musisz zachować całkowite milczenie przez... przez co naj-
mniej trzy dni. Pózniej zobaczymy  powiedział.  A tymczasem chyba będzie najle-
piej, jeśli odpoczniesz sobie w powozie. Sądzę, że niedługo się zatrzymamy.
 Chciałem stanąć po drugiej stronie  wtrącił się Conrad.
 Po drugiej stronie czego?
 Tego  Conrad wskazał niewielką dolinkę, rozciągającą się przed nimi. Wypełniała
ją szczelnie szara mgła, przesłaniając widok na otaczające góry.
Kedrigern bez słowa wyciągnął swój medalion i spojrzał przez Szczelinę Prawdziwej
Wizji. Mgła przybrała zupełnie inny wygląd. Gęsta i nieprzejrzysta niczym koc, poru-
szała się wolno, falowała i tworzyła zawirowania. Górne warstwy bulgotały leniwie ni-
czym gęsta owsianka; gdy bąble pękały, cienkie pasma szarości unosiły się przez chwilę
nad powierzchnią, po czym zapadały na powrót w lepką masę. We mgle majaczyły rów-
nież inne rzeczy, nieprzyjemne dla oka, nad którymi lepiej było nie zastanawiać się zbyt
głęboko. Kedrigern schował medalion i zamrugał.
 O, do licha  mruknął.
 Co się stało?  dopytywał się Conrad.
 Natychmiast zatrzymaj kolumnę. Nie możemy dalej jechać.
 Dlaczego? Przecież jeszcze wcześnie.
 Nie. Przejście tędy mogłoby trwać wiele dni. Albo całą wieczność.
 To tylko mgła!  wykrzyknął Conrad czerwieniejąc na twarzy.  Czego tu się
bać?
 To nie jest  tylko mgła  odparł Kedrigern, podnosząc głos, by dorównać ryce-
rzowi.  Każ się wszystkim zatrzymać i to zaraz!
Rospax odwrócił się i wbił w czarodzieja grozne spojrzenie. Jego ręka sięgnęła do rę-
kojeści miecza, ale Conrad powstrzymał go gestem. Przez chwilę rycerz zastanawiał się
ponuro, następnie rzekł:
 Robi się pózno. Zostaniemy tutaj na noc. Rospax, powiedz reszcie.  Szermierz
ruszył, by przekazać rozkaz. Kiedy zostali sami, Conrad zwrócił się do czarodzieja:
 No, dobrze, stanęliśmy. A teraz, o co ci chodzi z tą mgłą?
 Przed nami unosi się chmura starej magii. Widocznie za czasów wojen czarodzie-
jów toczyły się tutaj zacięte walki.
 W tym miejscu stoczono ostatnią bitwę. Mój dziad mi opowiadał  wyjaśnił
Conrad.
 To wyjaśnia wszystko. Musieli rzucać na siebie wszelkie znane im zaklęcia. Tam są
118
takie rzeczy...  Kedrigern przełknął głośno ślinę i zadrżał.
 Ale to było dawno temu! Mój dziad usłyszał o tym od swojego dziada. Po tak dłu-
gim czasie wszystkie czary na pewno się ulotniły.
  Na pewno nie jest określeniem, którego się używa, gdy chodzi o magię. Zdaje się,
że ta tutaj uległa dość paskudnej metamorfozie. To coś, ta  mgła , jeśli wolisz, jest żywa,
ale nie tak jak my. Jest rozumna, ale nie w sposób, który moglibyśmy pojąć. Stanowi
mieszankę różnych składników, które jednak tworzą całość. Słyszałem o takich rze-
czach, ale nigdy czegoś podobnego nie spotkałem.
 Czy jest przyjazna?  zapytał Conrad z nadzieją.
 Nie sposób powiedzieć, ale nie będę ryzykował, by to sprawdzić. Jej definicja przy-
jazni może być zupełnie niepodobna do naszej. Całkiem prawdopodobne, że przejecha-
libyśmy bezpiecznie, ale równie dobrze moglibyśmy zostać pożarci albo zniszczeni, albo
zaklęci w snopki jęczmienia, jeśli nie coś gorszego, przy pierwszym dotknięciu. Po pro-
stu nie wiadomo. Jedyne, co można powiedzieć na pewno o tej  mgle , to że jest całko-
wicie nieprzewidywalna  zakończył czarodziej. Odwrócił się, słysząc za sobą dziwne
skrzypienie. Blada ze strachu Lalloree, z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami,
na próżno starała się coś powiedzieć.  Wracaj do wozu, Lalloree, proszę  powiedział
łagodnie, uśmiechem dodając jej odwagi.  W środku będziesz zupełnie bezpieczna.
 Potrafisz coś z tym zrobić?  zapytał Conrad.
 Jestem chyba czarodziejem, prawda? Oczywiście, że potrafię  odparł Kedrigern
z godnością.  Przede wszystkim muszę zadbać o wygodę mojej podopiecznej, a póz-
niej, po kolacji, zastanowię się nad rozwiązaniem. Nie trać ducha, Conradzie. Zaufaj
mi.
Wóz na bagaże ustawiono z dala od pozostałych, by zapewnić Lalloree pewną dozę
prywatności. Kiedy zbliżali się do niego, Księżniczka wyznała:
 Keddie, czuję się okropnie. To było podłe, żeby rzucać zaklęcie na Lalloree.
 Uspokój swoje sumienie, moja droga. Zrobiłaś to, co należało.
 Nikomu nie wyrządziła szkody.
 Wszystkich rozpraszała, a dekoncentracja to ostatnia rzecz, jakiej mi teraz po-
trzeba. To coś przed nami będzie mnie kosztowało wielką ilość bardzo wyrafinowanej
magii.
 Aż tak zle?
 Myślę, że o wiele gorzej, niż potrafimy sobie wyobrazić. Mam tylko nadzieję, że
zdołam nas przez to przeprowadzić, nie tracąc całej mocy.
 Przy Conradzie byłeś bardzo pewny siebie.
 Conrad to klient. W obecności klientów zawsze należy się tak zachowywać  od-
parł czarodziej.  Ale podejrzewam, że nie zaznam wiele snu tej nocy.
Miał rację. W wozie panowało nieprzyjemne napięcie. Lalloree nie mogła mówić,
119
a Piękny siedział w kącie naburmuszony. Zostawiwszy z nimi Księżniczkę w charakte-
rze przyzwoitki i opiekunki, czarodziej wymknął się na skraj doliny, by ocenić sytu-
ację.
Bardzo żałował, że nie może skorzystać z zasobów swej biblioteki. Gdyby miał
książki pod ręką, znalazłby odpowiednie zaklęcie w parę minut. Ale książki i biblioteka
pozostały daleko stąd. Bardzo daleko, pomyślał ze smutkiem.
Cała podróż okazała się nieporozumieniem; nic, tylko pośpiech i niewygody, podłe
jedzenie, czary, podejrzane typy i wszy. Wszystko zawsze kosztowało więcej czasu i pie-
niędzy, niż się człowiek spodziewał, a na dodatek po powrocie okazywało się, że prze-
gapił najlepsze rzeczy.
Oczywiście tej podróży nie sposób było uniknąć, jeśli Księżniczka miała odzy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl