[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Oczywiście, ten łajdak nigdy nie przyzna się, że to
on napadł na nich. To dlatego miał zamaskowaną
twarz i ani razu nie stanął przodem do niej, gdy
siedziała w dyliżansie. Widocznie obawiał się, że
mimo czarnej chusty na twarzy, i tak może go
rozpoznać. Chciał zabić Hugha, odjechać i zabiegać
o nią pózniej, nigdy nie ujawniając, że to on był tym
rozbójnikiem. A więc to tak!
102 Lyn Stone
Trenton uśmiechnął się szyderczo.
 Spodziewałem się was wcześniej. Czekałem.
 Skąd... skąd wiedziałeś, że tu jedziemy?  za-
pytała Clarissa.
Hugh spokojnie wyjaśnił.
 Zapewne stał na korytarzu u Dicksonów, pod
biblioteką, i podsłuchał.
 Aleś ty bystry. A jak inaczej mógłbym się
dowiedzieć? Nawet po tym, jak mnie o mały włos
nie pozbawiła męskości, nadal jej chcę. I będę ją
miał.
 Chcesz się założyć, że nie?  ze spokojem
zapytał Hugh.
Trenton parsknął.
 Twoje sławne, a raczej niesławne zakłady! Ten
akurat przegrasz, Richfield. A tak przy okazji, co
spowodowało wasze opóznienie? Długi postój
w drodze, by przed wielką ucztą chociaż trochę
spróbować smakowitego dania?
 Jakiś ty wulgarny, Trenton  zadrwił Hugh.
 Gdzie twoje maniery? Jeżeli odłożysz to okropne
działo, które trzymasz w ręku, to może zaprosimy
cię na weselne śniadanie.
Clarissie odebrało mowę. Po jakie licho Hugh
prowokuje Trentona? Czy chce zginąć? O Boże!
Przecież to możliwe! Musi więc szybko coś zrobić.
Ale co? Jeżeli rzuci się na Trentona, broń może
wypalić i...
 Hola!  zagrzmiał niski głos od strony tylnych
drzwi.  Tu się nie strzela!  krzyknął Laing.
 Chłopcy, chodzcie tu szybko!  To mówiąc,
Słowo dżentelmena 103
wszedł do środka, przepuszczając przed sobą dwóch
krzepkich osobników.
 Obawiam się jednak, że przybyłeś za pózno
 oznajmił Hugh Trentonowi i nie dając mu ani
sekundy na odpowiedz, zaczął składać ślubną przy-
sięgę:  W obecności stojących tu obok mnie świad-
ków, oświadczam, że ja, Hugh Richfield, świadom
moich praw i obowiązków, biorę ciebie, Clarisso
Fortesque, za żonę, a ty bierzesz mnie za męża. Czy
tak, Clarisso?
Szturchnął ją, a kiedy nadal się nie odzywała
i tylko gapiła na niego, z niecierpliwością w głosie ją
ponaglił:
 No, odpowiedz! I mów prawdę. Tylko prawdę.
I głośno, jeśli można prosić. Bierzesz mnie za męża
czy nie?
 Ja... tak... ależ oczywiście, że biorę sobie ciebie
za męża... to prawda... biorę sobie ciebie...  jąkała
się, potakując głową, patrząc to na jednego, to na
drugiego, przerażona tym, co za chwilę może się
stać.
Wzrok Trentona mógł zabić. Sapał z wściekłości.
Pistolet drgnął niebezpiecznie, jakby mu ręka za-
drżała.
 Załatwione przy świadkach i poświadczone
 zagrzmiał Laing, jakby uznał potrzebę przyspie-
szenia ceremonii i ograniczenia jej do podstawo-
wych formalności. Obszedł ich, powłócząc nogami
i wcisnął Hughowi papier, który oboje szybko
podpisali. Na koniec stanął między Hughiem i kuzy-
nem Clarissy.
104 Lyn Stone
Pomrukując groznie, Trenton rzucił się do przo-
du, próbując dobrać się do Hugha. Warknął też na
Clarissę:
 Ty głupia, mała idiotko! Chciałem cię urato-
wać! Teraz będę musiał cię zabić!
Hugh skoczył i uderzył. Jego ręka tak szybko
spadła na nadgarstek Trentona, że prawie nie zauwa-
żyła tego ruchu. Wytrącony pistolet upadł na podłogę
obok jej stóp, wypalił i wybił dziurę w ścianie.
Trenton wrzasnął z bólu, gdy Hugh chwycił go
za ramię, wykręcił je do tyłu i rzucił go na kolana.
Drugą ręką Hugh złapał go za włosy, w nienaturalny
sposób wyginając jego głowę do tyłu.
 Przestań!  krzyczał Trenton. Jęczał i prawie
szlochał.
Hugh prychnął z niesmakiem.
 Opanuj się, człowieku. Można by pomyśleć, że
złamałem ci rękę!
 Tam na drodze wpakowałeś mi kulę w ramię!
 wysyczał Trenton.  Możesz sobie zabrać tę
smarkulę! Jest tyle warta, że możesz ją sobie wziąć
i niech cię razem z nią diabli wezmą!
 Ja już ją mam  warknął Hugh.  I nie
potrzebuję twojego pozwolenia. I lepiej by było,
żebyś o tym nie zapominał. Panie Laing, proszę
wezwać szeryfa.
 Nie ma potrzeby. Nie ma potrzeby  błagał
Trenton.  Macie moje słowo.
 Jest warte tyle, co splunięcie  mruknął Hugh,
krewkim szarpnięciem pociągając Trentona za wy-
smarowane brylantyną włosy.
Słowo dżentelmena 105
 Skończyłem z tym wszystkim! Skończyłem
z nią!  zarzekał się Trenton, głosem o oktawę
wyższym niż zwykle.  Pozwólcie mi odejść. Po-
zwólcie mi tylko odejść.
Hugh popchnął go tak mocno, że Trenton wylą-
dował na brzuchu.
 Masz szczęście, Fortesque. W dniu ślubu mogę
sobie pozwolić na wspaniałomyślność.  Uniósł
jedną brew, podniósł nie nabitą już broń Trentona
i wyciągnął ją w jego stronę lufą do przodu.  Ale
mogę się rozmyślić, jeżeli jeszcze kiedykolwiek cię
zobaczę. Wynoś się stąd.
Trenton wyciągnął rękę po pistolet. Zerwał się na
nogi i ostrożnie ujął broń.
 Powinienem był wiedzieć, że próba uratowa-
nia jej jest bezcelowa.
 Uratowania mnie?  zapytała Clarissa, śmiejąc
się pogardliwie.  Tak się dziwnie składa, że znalaz-
łam się tutaj, bo potrzebowałam kogoś, kto mnie
uratuje przed tobą!
Gdy patrzył na nią, w jego spojrzeniu można było
dostrzec złośliwą satysfakcję.
 Tylko nie czołgaj się do mnie na kolanach, ze
łzami w oczach, gdy on cię opuści dla kobiety, która
naprawdę ma pieniądze. Zapamiętaj sobie tylko, że
wziąłbym cię i bez nich.
 Co to znaczy?  zapytała, nagle ogarnięta
strachem, który dotychczas tylko się w niej czaił.
 Co chcesz przez to powiedzieć?
Poprawił na sobie paltot i otrzepał rękaw, próbu-
jąc bez powodzenia nie patrzeć w stronę Hugha,
106 Lyn Stone
którego nadal postrzegał jako swoje główne za-
grożenie.
 Co chcę przez to powiedzieć? A no to, że nasz
drogi, zwariowany wuj wpakował wszystkie pie-
niądze, co do funta, w jakieś głupie przedsięwzięcie,
które nie może się udać.
 W co zainwestował?  zapytał Hugh. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl