[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nych pantalonach i wymachuje rÄ™kami jak marynarz. WidziaÅ‚aÅ› jÄ… wczo­
raj rano? - spytaÅ‚ z irytacjÄ…. Oczy Meny zaokrÄ…gliÅ‚y siÄ™. - SzÅ‚a podjaz­
dem z rozpuszczonymi włosami. Rozpuszczonymi! I cały świat to
oglądał, do kroćset!
- Tak jest, sir - powiedziała nieśmiało Meny.
- Na litość boską, przestań się kulić, dziewczyno. Widziałaś kiedy,
żeby panna Bede się kuliła ze strachu? Nie widziałaś, prawda? Dlaczego
zresztÄ… miaÅ‚aby siÄ™ przede mnÄ… kulić? Jestem najÅ‚agodniejszym męż­
czyzną na świecie!
- Tak jest, sir - przytaknęła Meny.
- Jestem dżentelmenem - powiedział z naciskiem. - Z pewnością
nie miałaś dotąd do czynienia z takim gatunkiem człowieka, będąc pod
rządami panny Bede, nieszczęsna istoto.
Dziewczyna spojrzała na swój ogromny brzuch.
- No - mruknęła - raz miałam do czynienia z pewnym dżentelmenem.
- A co do tego, psiakrew, okolicznego ziemiaÅ„stwa, które nie zapra­
sza jej na przyjęcia - podniósł głos Avery - to jeszcze zobaczymy!
- Doprawdy, Thorne - rozlegÅ‚ siÄ™ od strony schodów znajomy ko­
biecy głos - powinien pan nauczyć się kontrolować natężenie swoich
wrzasków. Słychać pana nawet na górze.
58
Na szczycie schodów ukazała się Lily Bede. Jej piękne czarne oczy
rozszerzyły się na moment.
- Panno Bede - Avery stanął naprzeciw niej i spojrzał jej w twarz -
ja nie wrzeszczę. Ja tylko mówię wyraznym, dobrze słyszalnym głosem.
Rozmawiałem z tą młodą kobietą - skinął głową w kierunku Meny -
próbując sprecyzować mój punkt widzenia.
Lily nie zwróciła na pokojówkę najmniejszej uwagi. Podeszła do
niego z dumnie uniesioną głową.
- Niektórzy ludzie potrafią przedstawiać swój punkt widzenia, nie
wrzeszcząc tak donośnie. Czyżby pańscy towarzysze podróży bywali
głusi? A może to pan cierpi na uszkodzenie słuchu? - spytała anielskim
głosem.
- Mój słuch jest bez zarzutu - odparł. - I moi towarzysze podróży
także słyszeli doskonale. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek podniósł
głos w ciągu ostatnich pięciu lat, jakie spędziłem w ich towarzystwie.
Brew Lily uniosła się w wyrazie niedowierzania.
- A jeÅ›li - ciÄ…gnÄ…Å‚, pilnujÄ…c siÄ™, by natężenie gÅ‚osu nie wzrosÅ‚o wiÄ™­
cej niż o decybel -jeśli mówię głośniej, to wyłącznie dlatego, że jestem
tu poddawany okrutnym próbom.
Przede wszystkim przez Lily. Znowu miała rozpuszczone włosy,
a kołnierzyk rozwarty, tak jakby zapomniała go zapiąć. W rozchyleniu
koszuli widać było delikatny dołek między obojczykami u podstawy
pięknej, smukłej szyi.
- Czy wolno spytać, cóż to za okrutnych cierpień doznał pan tego
ranka? - spytała słodko. - Wczoraj wieczorem ich przyczyną była pań-
i i ska garderoba.
- Nie chodzi o ubrania - odparÅ‚ ujÄ™ty jej spokojnym tonem. - Wyra­
żałem po prostu moje zirytowanie sytuacją.
- Krzyczał pan - powiedziała zdecydowanie. - A dziś rano za
 okrutną próbę" uznał pan moją prośbę, żeby był pan uprzejmy palić ten
ohydny tytoń tylko na zewnątrz.
Spojrzał na nią nieprzyjaznie. Być może zaprotestował przeciwko
tej nierozsądnej prośbie zbyt zawzięcie jak na dżentelmena...
- A po lunchu był pan poddany  okrutnej próbie", bo pogubił pan
książki.
- Gazety, a nie książki - warknął. - I wcale ich nie pogubiłem. To
któraś ze służących gdzieś mi je zawieruszyła!
- Położyła je na półce! - krzyknęła Lily. - Z pewnością sądziła, że
umieszczenie paÅ„skich gazet na paÅ„skiej półce nie stanowi zbyt wiel­
kiego wyzwania dla pańskich zdolności detektywistycznych.
59
- Ja ich nie kładę na półce - odparował. - Kładę je na biurku, bo tam
moim zdaniem powinny siÄ™ znajdować. BÄ™dÄ™ pani zobowiÄ…zany za prze­
kazanie tej informacji kobiecie, która sprząta mój pokój.
- Może pan to zrobić sam - błysnęła gniewnie oczami. - Właśnie
trzyma ją pan w objęciach.
Podczas całej tej wymiany zdań Merry, wtulona w ramiona Avery'ego,
zachowała całkowite milczenie. Teraz uśmiechnęła się bojazliwie.
- To siÄ™ wiÄ™cej nie powtórzy, sir. BÄ™dÄ™ zostawiać wszystko dokÅ‚ad­
nie tam, gdzie pan położy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl