[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sań.
W ten sposób niebezpiecznie wzrastało łączne obiążenie rampy. A więc dalej naprzód bez chwili
wytchnienia, w nieprzerwanym rytmie na spotkanie słońca.
Kołyska z Wiednia
Nie było wcale tak zle, obwieścił wiedeński egiptolog prof. dr Dieter
Arnold i zaprezentował kołyskę, proste urządzenie, za pomocą którego bez wysiłku można było
umieścić kamienne ciosy na kolejnych piętrach. Taka kołyska działa bardzo prosto, jeśli działa. Jako
dziecko widziałem kiedyś w cyrku numer z klaunem, czytającym gazetę na bujanym fotelu.
W pewnym momencie podkradli się jego złośliwi koledzy i zaczęli na zmianę z przodu i z tyłu
podkładać mu pod fotel deski. W tym jednym ułamku sekundy, kiedy fotel balansował w
maksymalnym wychyleniu zanim nie zaczął opadać z powrotem, klauni błyskawicznie podkładali pod
bieguny kolejną deskę. Czytający gazetę klaun nie zdawał sobie sprawy, że jego fotel stoi na coraz to
nowej warstwie desek i jest coraz wyżej, dopóki nie odłożył gazety i z wielkim wrzaskiem nie spadł
z rozchwianej wieży.
Tak samo jest z kołyską prof. Arnolda. Z pomocą dzwigni umieszcza się kamienny cios na kołysce i
przytwierdza za pomocą lin. Dwóch robotników wskakuje na krawędz kołyski, która wskutek
zwiększenia ciężaru nieco się wychyla. Inni robotnicy błyskawicznie podkładają pod bieguny deskę,
pierwsza para zeskakuje, druga wskakuje na stronÄ™ przeciwnÄ…. Szast-prast, znowu deska po
przeciwległej stronie i kołyska wraz z ładunkiem już stoi kilka centymetrów wyżej.
Ależ pocieszny musiał to być widok! Podskakujący w górę robotnicy, zupełniejakby na rampie
odchodziło nieprzerwane skakanie na skakance! Czemu by nie wprowadzić od razu skakania na
kołysce do programu olimpiady? Możliwe też, że dwaj robotnicy stali na ładunku i wprawiali
kołyskę w ruch przez odpowiednie przesuwanie środka ciężkości.
Taka kołyska spełnia jednak swoje zadanie jedynie przy niewielkich ciężarach, przy większych
zabawa szybko by się skończyła. Im cięższy kamienny blok na kołysce, tym cieńsze musiałyby być
bowiem podkładane deski. Przy masie trzech ton nie da się już podłożyć belki, ponieważ podziałałby
jak ogranicznik i od razu zatrzymałaby ruch kołyski. Impet uderzenia o krawędz deski niszczyłby też
bieguny kołyski, która przecież nie była ze stali. Możliwe jest tylko minimalne podniesienie za
pomocą cienkiej deski. Ta z kolei zostałaby zmiażdżona i potrzaskana przez ważącą kilka ton
kołyskę z ciężarem i skaczącymi robotnikami. Całkowicie poza dyskusją stoi możliwość radosnej
huśtawki z monolitycznymi belkami. Nie można by ich przecież było zamocować na kołysce w
ułożeniu zgodnym z kierunkiem kołysania, ponieważ koniec belki już po pierwszym wychyleniu
uderzyłby o ziemię. Zaś ułożenie poprzeczne jest wykluczone ze względu na problem zachowania
równowagi oraz brak miejsca. A takich kamiennych belek ułożono w Wielkiej Piramidzie całe
mnóstwa. Sam strop komory królewskiej i położonych nad nią komór odciążających zbudowany jest
z ponad 90 granitowych belek, z których każda waży ponad 40 ton.
Huśt, huśt, hurra!
Przytapianie i podnoszenie
Prof. Oskar Riedl z Wiednia rozwiązał zagadkę piramidy bez kołysek i ramp, bez setek tysięcy
robotników i bez żadnego hokus-pokus. W jaki sposób przetransportowano ważące po czterdzieści i
pigćdziesiąt ton granitowe belki z Assuanu do Giza? Na barkach towarowych? Akurat!
Pod barkami! Riedl przypomniał sobie starożytnego matematyka Archimedesa (ok. 285-212 przed
Chr.) który obok nazwanej jego imieniem śruby bez końca wynalazł cały szereg pomysłowych machin
wojennych. Ów matematyczny i praktyczny majsterkowicz miaÅ‚ podobno w czasie kÄ…pieli zauważyć,
że jego ciało w wodzie staje się lżejsze niż na lądzie. Tę właściwość ciał zanurzonych w cieczy
nazywa się ciężarem pozornym. W którymś momencie, kiedy znowu jakaś granitowa belka spadła z
barki do wody, również egipscy speejaliści od transportu musieli zauważyć, że granit robi się w
wodzie lżejszy. Prof. Riedt twierdzi, że Egipcjanie mocowali transpartowane cigżary pod
powierzchnią wody między dwiema łodziami. Aodzie wcześniej kotwiczono i napełniano wodą,
aż się zanurzyły, i starannie przymocowywano do nich ciężar. Następnie pracowite dłonie
wyczerpywały wode z łodzi, które podnosiły się w górę wraz z wiszącą pod nimi granitową belką. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl