[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Omal się nie zadławiła. Connor szybko przysunął puchar do jej
ust, by się napiła. Gdy znów udało się jej odezwać, nie odważyła się
zapytać, gdzie jest ten drugi ślad. Była pewna, że sam jej powie w
odpowiedniej chwili.
- Connor, nie musisz martwić się o Ewana. Wydawało mi się
tylko, że go kocham, ale teraz wiem, że kocham ciebie.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
259
Connor podniósł jej dłoń do ust i pocałował wewnętrzną stronę
przegubu.
- Dziękuję ci za te słowa, Jocelyn.
Naraz poczuła się tak, jakby byli sami. Dzwięki, zapachy, ludzie
siedzący dokoła - wszystko to zatarło się w jej oczach. Jocelyn miała
wrażenie, że od temperatury spojrzenia męża topi się w środku.
Dostrzegła na jego twarzy nie tylko namiętność, ale również coś
głębszego i bardziej intensywnego, od czego zaparło jej dech. To
wrażenie przeminęło równie szybko, jak nadeszło. Usłyszała głos
Murdocha, który wołał Con-nora. Oderwał od niej wzrok i skinął
głową. Jocelyn wzięła głęboki oddech i próbowała skupić się na tym,
co mówiła do niej Rhona.
Naraz w sali pojawili się wieśniacy. Jeden niósł kobzę, drugi
flet, trzeci bęben z koziej skóry, a czwarty harfę. Zrobiono im miejsce
na środku sali, przesuwając kilka stołów i ław, i przyniesiono stołki.
Muzycy usiedli i zaczęli stroić instrumenty. Przed nimi stanęła
kobieta.
Jocelyn spojrzała na Connora ze zdumieniem.
- Co to takiego?
- Trochę muzyki, żeby uczcić przyjazd twojego ojca. Pytałaś
mnie kiedyś, czy znam inne rozrywki oprócz walki. Chciałem ci
udowodnić, że tak.
Muzycy zagrali żywą melodię i już po chwili biesiadnicy
przytupywali i klaskali. Przy następnej melodii odsunięto na bok
jeszcze kilka stołów, by zrobić miejsce do tańca.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
260
Urządził to specjalnie dla niej. Przejął się słowami, które
wypowiedziała w złości podczas pierwszych spędzonych tu dni. Jak to
się stało, że je zapamiętał?
Rozległo się walenie w bęben, najpierw ciche, potem coraz
głośniejsze. Susan zaczęła klaskać do rytmu. Po chwili dołączył niski,
przeciągły ton kobzy, w następnej kolejności odezwał się flecista, a na
koniec harfista. Gdy Susan zaczęła śpiewać, Jocelyn nie mogła
uwierzyć własnym uszom. To była ulubiona melodia jej matki.
Rytm przyspieszył i wiele par zaczęło tańczyć. Connor położył
rękę na jej ramieniu.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała, nie próbując nawet powstrzymać
łez wzruszenia.
- Słyszałem, jak o tym opowiadałaś. Zapamiętał i zaplanował to
wszystko. Jak dobrze było go kochać.
- Czy zatańczysz ze mną? - zapytał.
Jocelyn zauważyła brata, który tańczył z jedną z dziewcząt z
wioski. Ojciec klaskał w ręce do rytmu.
- Tak - odrzekła.
Dołączyli do kręgu tańczących. Krok, zatrzymanie, krok,
zatrzymanie. Jocelyn obróciła się wkoło pod ramieniem męża. Przez
cały czas patrzył na jej twarz, otaczając ją drugą ręką w pasie.
Prowadził ją między tancerzami, a gdy muzyka ucichła, Jocelyn
spojrzała na niego z takim uczuciem w oczach, że zaparło mu dech.
To, co połączyło ich tej nocy, to nie była namiętność, lecz
miłość; nie branie, lecz dawanie. Connor pozostał przy Jocelyn, czując
jane+anula
ous
l
da
-
scan
261
w duszy spokój, jakiego nie zaznał od lat. Otoczył ją ramionami i
obydwoje usnęli.
Krzyki, które obudziły go rano, były zupełnym zaskoczeniem.
Cora weszła do komnaty, nie spodziewając się zastać w niej nikogo
oprócz swojej pani, i stanęła jak wryta na widok nagiego lorda.
Reakcja Jocelyn była równie nieoczekiwana. Usiadła na łożu, popa-
trzyła na niego szeroko otwartymi oczami i zwymiotowała.
Pierwszy poranek, kiedy obudzili się razem, zapisał się więc w
jego pamięci, choć niezupełnie w sposób, jakiego oboje mogliby sobie
życzyć. Ich drugi wspólny poranek był już spokojniejszy, bowiem
Connor, gdy raz już podjął decyzję, trwał przy niej. Tym razem zabrał
żonę wieczorem do swojej komnaty i zapowiedział, że nikomu nie
wolno tam wchodzić bez wyraznego polecenia. Tego ranka Jocelyn
również zwymiotowała, ledwo otworzyła oczy.
Trzecią noc znów spędzili w jej komnacie. %7łołądek Jocelyn tuż
po obudzeniu zbuntował się po raz kolejny. Ona sama nie wiedziała,
co o tym myśleć, ale Connor znał te objawy. Gdy czwartego ranka nic
się nie zmieniło, a po południowym posiłku Jocelyn poszła się
położyć, był pewien. Nie wiedział tylko, czy żona rzeczywiście jest
ignorantką w tych sprawach, czy tylko udaje, że nie wie, co się dzieje.
Jocelyn była brzemienna.
Dwa tygodnie pózniej McCallumowie zaczęli zbierać się do
odjazdu. Jocelyn ogarnął smutek. Widząc jej przygnębienie, Connor
pozwolił jej porozmawiać z Ewanem na osobności, nalegał tylko, by
jane+anula
ous
l
da
-
scan
262
pozostawali na widoku - nie dlatego, by jej nie ufał, lecz z troski o nią
i o jej stan.
Aatwiej było jednak podjąć taką decyzję, niż potem czekać, aż ci
dwoje skończą rozmowę. Stał odwrócony do niej i do przybranego
syna MacCalluma plecami i próbował zagadnąć ojca Jocelyn, ten
jednak, jakby rozumiał, o co tu chodzi, tylko poklepał go po ramieniu
i pokiwał głową.
Ewan przez cały czas patrzył ponad jej ramieniem; Jocelyn
dobrze wiedziała na kogo. Prosiła Connora o pozwolenie na rozmowę
z Ewanem tylko dlatego,, że pamiętała, jak niedorzecznie zachował
się poprzed nim razem, i nie chciała, by niepotrzebnie się martwił.
Teraz jednak, gdy stała, patrząc w twarz mężczyzny, o którym kiedyś
myślała, że go kocha, nie przychodziło jej do głowy nic, co mogłaby
powiedzieć.
-Wydajesz się zadowolona, pani MacLerie - zauważył Ewan.
- Możesz nadal nazywać mnie po imieniu. On tylko chciał ci
uprzykrzyć życie - odrzekła Jocelyn i ukradkiem obejrzała się za
siebie. Connor natychmiast odwrócił głowę. - Nie usłyszy cię teraz.
- Nie boisz się go?
- Nie, od jakiegoś czasu zupełnie się go nie boję. W oczach
Ewana błysnęło niedowierzanie.
- Przyznaję, że na początku wymagało to trochę wysiłku, ale
odkryłam, że można go polubić.
- A my? - zapytał Ewan.
jane+anula
ous
l
da
-
scan
263
- Ewan, nie ma żadnego  my". Gdybyśmy wzięli ślub, zapewne
bylibyśmy szczęśliwi, ale teraz... no cóż. Jestem jego żoną i nie chcę
żadnego innego mężczyzny.
Nie była pewna, jakiej reakcji się spodziewała, ale zadowolona
była z tego, że Ewan podniósł jej dłoń do ust, lekko ucałował, a potem
skłonił głowę, rzucając szybkie, nerwowe spojrzenia ponad jej
ramieniem.
- Chciałem ci życzyć wiele szczęścia w małżeństwie, Jocelyn,
ale wydaje mi się, że szczęście już znalazłaś, toteż po prostu powiem:
żegnaj.
- Mam nadzieję, że ty również znajdziesz szczęś-
cie, Ewan, tak jak ja - odpowiedziała i pocałowała go w
policzek. - Jedz z Bogiem - szepnęła.
Ewan wycofał się pospiesznie. Jocelyn odwróciła się i zobaczyła
tuż za sobą Connora. Twarz, którą ujrzała, nie była jednak twarzą
Bestii, lecz człowieka bardzo z siebie zadowolonego. Była to twarz
mężczyzny, który wiedział, że wygrał bitwę.
Przechodząc obok otwartych drzwi do komnaty Rhony, Connor
usłyszał szloch. Nie mógł rozpoznać głosu, ale był pewien, że to
któraś z dziewcząt, które przyjechały tu z jego ciotką.
- Cicho bądz. To powinno załatwić sprawę - mówiła Rhona.
- Czy jesteś pewna, pani?
- Tak. Wypij dzisiaj jeden łyk, dwa jutrzejszego ranka, a trzy
następnego. Każdego dnia pij jeden łyk więcej, aż pojawi się
jane+anula
ous
l
da
-
scan
264
krwawienie. Może ci od tego być niedobrze, ale pij dopóty, dopóki nie
zaczniesz krwawić.
Connor wysłuchał tych instrukcji, stojąc tuż przy drzwiach. Z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl