[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ażurowe ściany altanki, rzucały mozaikę światła i cieni na jego nagi tors.
Lindsey przełknęła ślinę.
 Nie jestem ładną dziewczyną...
 Dobra, dobra.  Spojrzał na nią z ukosa i uniósł brew.
 Jestem ładną kobietą.  Położyła akcent na ostatnim słowie.
 Poddaję się! To jakieś archaiczne rozróżnienie.  Poklepał się po nagim
brzuchu, podłożył sobie ręce pod głowę i zamknął oczy, jak gdyby ten temat
znudził go ostatecznie. A do tego jeszcze uśmiechał się do siebie, jakby
przypomniał mu się jakiś dowcip, którego nie chciał głośno powtórzyć.
 Przestań się drażnić  powiedziała Lindsey.  Mamy pracować.
 No to nie traćmy czasu na wspominki o twoim nieodżałowanej pamięci mężu.
Habib powinien usłyszeć, że byliście szczęśliwi, a nie bliscy rozwodu.
Lindsey złapała się na tym, że nie może oderwać oczu od jego przystojnej
twarzy. Wiejąca od morza bryza rozwiewała mu włosy. Korzystając z tego, że oczy
miał zamknięte, przyglądała się jego ustom. Wydały jej się zmysłowe i cyniczne, a
to dziwne połączenie sprawiało, że było w nich coś tajemniczego. Przypomniała
sobie dotyk jego warg  zaborczy i żywiołowy. Przecież te usta już ją całowały.
Namiętnie, do utraty tchu.
To wspomnienie sprawiło, że poczuła się w jakiś przyjemny sposób ociężała.
Tak, jakby tropikalny upał odurzył ją i otumanił. Widok jego długiego,
rozciągniętego leniwie na leżaku ciała, wywoływał w niej myśli i pragnienia, na
które nie powinna sobie była pozwalać.
Drgnęła, gdy nagle, nie otwierając oczu, odezwał się:
 Rzeczywiście byś to zrobiła? Rozwiodłabyś się z nim?
Odwróciła od niego wzrok. Poczuła nagły przypływ poczucia winy. Tamten
wypadek wstrząsnął nią tak bardzo, że żałowała potem tych myśli o rozwodzie.
Czy gdyby Jerry żył, potrafiłaby mu wybaczyć? Może on by się zmienił? Może ona
by się zmieniła? Któż to może wiedzieć?
 Sama nie wiem  wyznała.  Wszystko się jakoś powikłało...
 Powikłało...  westchnął i leniwie, od niechcenia zaczął nucić:
Wieczne komplikacje stale
Ciche dni i gorzkie żale...
A tak przecież, kochanie, nie było
Gdzie się też zapodziała nam miłość...
 Pamiętam tę piosenkę  powiedziała z kwaśnym uśmiechem Lindsey. 
Bardzo mi się kiedyś podobała.
 Dziwny zbieg okoliczności. Bo to właśnie ja ją napisałem.
 Ty?
 No właśnie...  Przeciągnął się i ziewnął raz jeszcze.  A więc... co dalej?
Będąc w ciąży przestałaś pracować na pełnym etacie, ale nadal współpracowałaś z
firmami pocztówkowymi jako niezależna artystka. Todd urodził się siedemnastego
września, w czwartek póznym wieczorem. Twoim ulubionym kolorem jest zieleń,
ulubioną potrawą  włoska lasagna, zaś ulubionym przysmakiem  czekolada.
 Przyjechałam tu dziewięć miesięcy temu  recytowała teraz Lindsey. 
Spotkaliśmy się trzy, przepraszam, cztery miesiące temu, gdy po raz pierwszy
przyjechałeś obejrzeć willę. Spacerowałam wtedy... nie, nie... O już wiem!
Pomagałam Toddowi budować zamek z piasku.
Zrozpaczona, pokręciła bezradnie głową.
 Nie zapamiętam tego wszystkiego. Nie umiem kłamać. Nic z tego nie
wyjdzie. Będziesz musiał powiedzieć Habibowi, że mam zapalenie krtani.
 Upał zle na ciebie wpływa. Chyba będę musiał wrzucić cię do basenu. A przy
okazji i siebie.
 Nie!  zaprotestowała. Perspektywa znalezienia się powtórnie w jego
ramionach była zbyt ryzykowna. Zanadto jej się to poprzednim razem spodobało.
 No to zachowuj się jak należy  powiedział leniwie. Oczy miał nadal
zamknięte.  Mój ulubiony kolor, przysmak? Imię mojego pierwszego psa?
 Błękitny, owoce cytrusowe. A pies nazywał się...
 Zut. Okropne bydlę. Był główną przyczyną tego, że stałem się miłośnikiem
kotów.
 Tak, tak  kontynuowała Lindsey.  Matka przyuczyła go, żeby nie pozwalał
ci uciekać. Pies łapał cię wówczas za majtki...
 Często nie tylko za majtki. Chcesz zobaczyć blizny?
 W żadnym wypadku!
 Pruderyjna jesteś.  Znowu zamknął oczy i wyciągnął się na leżaku.  A teraz
mój ulubiony temat: ja sam.
Lindsey opadła na leżak i również zamknęła oczy. Popołudniowy upał dawał jej
się we znaki. Czuła się rozleniwiona, a zarazem niespokojna. Próbowała
koncentrować się na faktach, a nie na uczuciach.
 Urodziłeś się w Lafayette, w stanie Luizjana. Twoja matka była Cajunką, a
ojciec Irlandczykiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl