[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No to popatrzmy, gdzie się znalezliśmy - omiotłem otoczenie latarką.
Tunel ciągnął się z północy na południe, miał około sześciu metrów średnicy i cztery lub pięć
wysokości. Jego dnem biegły szyny, takie jak od wąskotorówki, tylko że kompletnie zardzewiałe.
Zciany były prawie gładkie, betonowe. W zastygłym cemencie widać było jeszcze delikatny
deseń słoi drewna - widocznie podczas odlewania używano drewnianych szalunków. Po ścianie
biegły kable, w tym jeden grubości prawie snopka. Obejrzałem go krytycznie.
- Coś mi się tu nie zgadza - powiedziałem. - To światłowód.
- Zawsze byłem ciekaw, jak to jest z tymi światłowodami - powiedział. - To jest taka rurka...
- Całkowicie nieprzejrzysta, z rdzeniem wypełnionym specjalną substancją, która przewodzi
światło tak dobrze, jak wysoka próżnia.
- A czym się nadaje sygnały? %7łarówką?
- Nie. Odpowiednio modulowanym promieniem lasera. W razie globalnej katastrofy, jeśli
ocaleje światłowód, można będzie nadawać sygnały choćby świeczką.
- Ciekawe, co robi nowoczesny kabel telefoniczny w rosyjskim tunelu?
- Nie wiem, ale chyba znowu się pomyliliśmy.
W tym momencie oświetliło nas mocne światło halogenowego reflektora. Jak mogłem się
zorientować, był umieszczony na niedużej elektrycznej drezynie kolejowej. Musieli cichutko
nadjechać po spawanym torze, a my zajęci rozmową nie zauważyliśmy ich, aż zapalili szperacz.
- Poddajcie się - poradził życzliwie głos zza zródła światła.
Unieśliśmy ręce. Doskoczyło do nas kilku komandosów. Obszukali nas sprawnie, skuli nam
ręce na plecach, a na głowy naciągnęli worki z nieprzejrzystego materiału, po czym wrzucili jak
pakunki na drezynę i pojechaliśmy w nieznane.
***
Zdjęto nam worki z głów. Siedzieliśmy nadal ze skutymi na plecach rękami w niedużym
pokoju. Widok za oknem był dość niezwykły. Lipowa aleja wiodła do na wpół zrujnowanego
kościoła. %7ładna z warszawskich budowli tak nie wyglądała. Za kościołem majaczył wysoki
nasyp ziemny. Byliśmy zatem w samym jądrze tajemnicy, najpilniej strzeżonym miejscu naszego
pięknego kraju. Budynek mieszczący celę, w której nas uwięziono, znajdował się wewnątrz
ziemnych obwałowań warszawskiej Cytadeli. Tak oto, bez ważnych przepustek, znalezliśmy się
w siedzibie Sztabu Warszawskiego Okręgu Wojskowego.
-- Chyba niechcący zostaliśmy szpiegami - westchnął melancholijnie Jacek. - Wsadzą mnie do
poprawczaka?
- Za szpiegostwo? Raczej nie. Znalezienie ściśle tajnego tunelu to jeszcze nie szpiegostwo,
zwłaszcza że dokonaliśmy tego w ramach moich obowiązków służbowych i przez czysty
przypadek.
Po chwili do gabinetu wszedł oficer w czerwonym berecie z naszywkami pułkownika.
- Rozkuć - rozkazał.
Ktoś przyczajony za naszymi plecami, z którego obecności do tej pory nie zdawaliśmy sobie
sprawy, wypełnił polecenie. Wojskowy odwrócił się w naszą stronę. Odruchowo stanąłem na
baczność i zasalutowałem. Trudno było nie zasalutować przed człowiekiem, który przez ponad
rok był moim bezpośrednim przełożonym. Pułkownik Kozłowski obrzucił mnie zdziwionym
spojrzeniem.
- Paweł Daniec? - zdziwił się. - Siadaj. Miałeś zostać pracownikiem Ministerstwa Kultury i
Sztuki, więc co u licha robisz w naszym ściśle tajnym korytarzu?
- Wypełniam misję związaną z istnieniem komórki prowadzącej poszukiwania zaginionych
dzieł sztuki przy ministerstwie - wydobyłem z kieszeni legitymację służbową i podałem mu.
Kartkował ją przez chwilę. Uśmiechnął się.
- No cóż. To oczywiście zmienia postać rzeczy. A już myślałem, że moi ludzie złapali
prawdziwych szpiegów. A co konkretnie naprowadziło cię na trop korytarza?
Streściłem pokrótce cel naszych poszukiwań. Słuchał w zadumie.
- Tracicie czas - powiedział wreszcie. - W tym tunelu z pewnością nie było żadnej skrytki.
Zresztą używany jest od dziesięcioleci.
- Odnowili panowie tunel prowadzący do Modlina? Tamten wybudowany jeszcze za cara? -
zainteresował się Jacek.
- Tajemnica wojskowa. A ty skąd wiesz, że do Modlina? - zaciekawił się pułkownik.
Wyjaśnił. Sekretarka wniosła herbatę i ciastka.
- Właściwie poznaliście jedną z naszych najpilniej strzeżonych tajemnic - mruknął pułkownik
nakładając sobie sernika. - Ale przecież nie będę rozstrzeliwywał czternastoletniego chłopca.
- Mam prawie siedemnaście lat - zaprotestował z godnością.
- Ile masz, tyle masz. To nieistotne. Nie strzela się do dzieci. Konwencja genewska zabrania.
Zobowiążecie się, że nikt się o tym naszym loszku nie dowie i was wypuścimy.
Kiwnąłem głową na znak aprobaty.
- Nasza ekipa właśnie usuwa ślady w szkole. Cóż, przysporzyliście nam troszkę roboty. Ale nie
szkodzi. Przynajmniej żołnierze trochę się rozruszają.
- Czy moglibyśmy liczyć na pomoc w naszej sprawie? - zapytałem. - Chodzi mi o szczegółowy
wykaz wszystkich chodników minerskich prowadzących z Cytadeli na jej...
- Właściwie nie widzę przeciwwskazań, ale chodników tych nie ma. Zaślepili wszystkie
dynamitem jeszcze w latach dwudziestych. Z tego co wiem, nadal drożny jest chodnik
prowadzący pierwotnie do zburzonego fortu na placu Inwalidów. Jeśli sobie życzycie, to
oczywiście udostępnimy go.
- A tunel prowadzący z Cytadeli do Fortu Bielany? - zainteresował się Jacek.
- Mieliście okazję go zwiedzić. Co prawda beż możliwości obserwacji, ale wojsko ma swoje
tajemnice - uśmiechnął się.
- Chyba wiem, dlaczego od czasu do czasu brzęczą talerze na półkach mojego znajomego -
mruknąłem. - Mieszka na %7łoliborzu Oficerskim, zdaje się nad waszym tunelem. Skoro jest tam
nawet linia kolejowa...
Pułkownik uśmiechnął się szeroko.
- Pomyślimy nad wyciszeniem torowiska. To prawda, tunel przechodzi pod domami
mieszkalnymi, ale do tej pory nikt się nie skarżył.
- A skąd ludzie mogliby wiedzieć, że pod ich domami znajduje się linia kolejowa? -
wzruszyłem ramionami.
- Między innymi dlatego możemy was wypuścić. Nawet jeśli zaczęlibyście sypać na temat
tunelu do Modlina i biegnącej nim linii kolejowej, nikt wam nie uwierzy. Co jakiś czas takie
plotki pojawiają się w prasie brukowej. Ludzie są na nie uodpornieni. Co najwyżej zostalibyście
uznani za blagierów.
- Czy ten tunel rzeczywiście prowadzi aż do Modlina? - zapytałem.
- Jak już powiedziałem, tajemnica wojskowa - uśmiechnął się. Zjedliśmy ciasto, dopiliśmy
kawę, a potem odprowadził nas do bramy. Idąc chłonęliśmy wzrokiem zakazany widok najściślej
tajnego miejsca w naszym kraju. Niewielkie dworki sąsiadowały z dawnymi budynkami
koszarowymi. Waląca się rudera pieczołowicie podparta stalowymi szynami była
prawdopodobnie domem mieszkalnym z początków ubiegłego stulecia.
- Za kilka lat sztab przeniesie się do Modlina - powiedział pułkownik widząc nasze
zainteresowanie. - Wówczas ten teren ma otrzymać Muzeum Wojska Polskiego. Będziecie mogli
spokojnie to wszystko zwiedzać. Takich ładnych domków było tu więcej, ale niestety w czasie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]