[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łączącej kilka poważnych ośrodków przemysłowych.
 Dobra, jedzmy...
Sarkissian wyprowadził wóz na drogę i dopiero wtedy powiedział, nie kierując
tych słów do nikogo w szczególności:
 Ciekawe... Guylord, ten z przyszłości, mógł cofać się w czasie i to bryłą
metalu...
Odczekał minutę i odpowiedział sam sobie:
 Ale to już Heyroud wyjaśnił. Musiał zbudować, kiedyś tam, inny transtime...
I dodał po następnych trzech minutach:
 Popieprzone to wszystko z tym czasem.
A tuż przed bramą z wartownikami rzucił przez zęby:
 Heyroud musi wyszkolić co najmniej jednego mojego człowieka. Nie chciałbym,
żeby zaczął mi dyktować jakieś warunki po twoim starcie.
 Przecież Owena nie będzie tu tylko przez sekundę  zaoponował Nick.
Dopiero teraz dotarło do mnie, jak niewdzięczna może być taka podróż w czasie
 natyram się tam, urobię ręce po barki, a dla nich będzie to ćwierćsekundowa
wycieczka w przyszłość. Doug zacisnął zęby i potrząsnął głową.
 I tak każę mu wyszkolić jednego swojego  powiedział z zawziętością.
Wyglądało na to, że Doug Sarkissian natknął się na legendarny Kres
Wytrzymałości. Dotychczas ich drogi się nie przecinały. Postawiłem na Douga.
Start wyznaczyliśmy na szóstą wieczorem. Za dziesięć piąta przejrzałem swoje
kieszenie i rzuciłem pożegnalne spojrzenie na barek. Pyma przygarnęła się do
mnie i powiedziała z twarzą wtuloną w kieszeń mojej bluzy:
 Naprawdę nie wiem, gdzie on się podziewa. Powiedział, że idzie się bawić...
 Nie szkodzi  postarałem się, żeby zabrzmiało to przekonująco.  W końcu nie
będzie mnie tu pół sekundy.
Pocałowałem ją w kark i odsunąłem od siebie lekko. W tej samej chwili do
pokoju wpadł Phil.
 Ale miałem...
 Poczekaj!  przerwała Pyma. Była wściekła i szukała powodu do awantury.
Zawołała:  Przez ciebie sierżant Croper leży w szpitalu, a ty...
 Przecież ja byłem u niego!  wrzasnął Phil.
Długą chwilę patrzyliśmy na niego w milczeniu, potem Pyma odwróciła się do
mnie.  Przecież mały nie wie, że jego ojciec udaje się na wycieczkę do własnej
starości  powiedziałem bezgłośnie.  Zgoda, ale...  odpowiedziała w ten sam
sposób. Przyciągnąłem do siebie Phila i poklepałem po plecach. Drugą ręką
przytuliłem Pymę.
 Jedziesz gdzieś?  zapytał.
 Tak, ale za dwie godziny wracam.
Na ulicy rozległ się pisk opon. Ucałowałem Pymę i Phila i wyszedłem. Tym razem
prowadził Nick. Sarkissian zaraz po wyjezdzie z centralnego segmentu bazy wyjął
z wewnętrznej kieszeni wąską, prostokątną kopertę.
 Masz tu specjalny dokument podpisany in blanco przez prezydenta  powiedział
i zawiesił głos.
 Co mogę z tym zrobić?
 Co chcesz. Jest opatrzony pieczęcią i podpisem głowy państwa, nieważne, że
aktualnej. Jest to specjalna, niemożliwa do podrobienia folia. Wykonano tylko
trzydzieści arkuszy, twój ma numer trzy. Każdy komp może sprawdzić wiarygodność
tego dokumentu, wszystkie służby i wszyscy obywatele zobowiązani są do niesienia
pomocy okazicielowi.
 Hm...  mruknąłem patrząc na cienką kopertę.
 Nie mrucz, to duża pomoc. Ale jednorazowa: wydrukowanego tekstu nie da się
już usunąć, a w dodatku musi dotyczyć konkretnej osoby.
 No to może daj mi ich kilka?
 Kretyn. Te trzydzieści arkuszy wykonano ponad sto lat temu, a zużyto jak na
razie dwa...
 Nie gorączkuj się  powiedziałem uspokajająco.  %7łartuję. I dziękuję. 
Schowałem kopertę do kieszeni.
 Owen... cholera... Możemy coś jeszcze zrobić?
 Przede wszystkim zmień ton. Jak patrzysz na mnie w taki sposób i mówisz
drżącym głosikiem, to zaczynają mi się trząść łydki.
 Tobie dopiero zaczynają, jemu trzęsą się cały czas  odezwał się Nick.
 Wywalę cię z roboty  spróbował zażartować Doug, ale ocena tej próby powinna
zawierać się między określeniami:  mizerny i  żałosny .
 Lepiej już siedzcie cicho  zaproponowałem.  Dowcip wyraznie nie wsiadł do
tego samochodu...
Heyroud i instalacja czekali na nas w kotlinie. Było identycznie jak dwa dni
temu: krzątali się technicy, Yolan wyciskał ze swojego wózka maksymalną
prędkość, tak że opony na zakrętach niemal piszczały. Z odległości kilkunastu
metrów widać było, jak błyszczą mu oczy. Obrzucił mnie szklistym spojrzeniem,
poczułem się, jakby mnie polakierował.
 Gotowy?  bez specjalnego zainteresowania patrzył ponad moim ramieniem.
 W tej chwili tak, ale jeśli przygotowania potrwają dłużej niż kilka minut, to
zwieję stąd  wyznałem szczerze.
Przyjrzał mi się uważnie. Zamrugał szybko, tak jakby chciał ukryć napływające
do oczu łzy.
 Wszystko będzie dobrze  powiedział zupełnie innym tonem.  Zobaczysz... 
przeszedł nagle na  ty .  Wszystko jest sprawdzone i pewne. Przynajmniej jeśli
chodzi o to, co należało do mnie...  zakończył cicho.
Postarałem się nie przyglądać mu się zbyt uważnie, zresztą niemal natychmiast
odjechał swoim wózkiem do stołu sterującego. Podszedłem do Douga.
 Jak dokładnie pilnowaliście Yolana po mojej pierwszej wizycie na Księżycu? 
zapytałem.
 Nie bardzo przyznał.  Nie było potrzeby. A dlaczego...
 Nic, nic  uspokoiłem go.
Podszedłem do traina i usiadłem w drzwiach. Patrzyłem na zabieganych
techników, na zapamiętale palącego Sarkissiana i na Nicka, ponuro gmerającego w
piachu czubkiem buta. Widziałem, że Doug złapał Yolana i gwałtownie usiłował go
o czymś przekonać. Usłyszałem, jak Heyroud syknął:  Albo on, albo nic z tego! i
zobaczyłem, jak Sarkissian usuwa mu się z drogi, rzucając ponure spojrzenie w
moją stronę. Dwa papierosy pózniej do wozu zaczęły spływać ekipy pomocnicze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl