[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zsiąść z konia, nie pytając wcale, czy ma na to ochotę. Pies
nawet nie usiłował udawać, że broni swojej pani. W szaleńczych
podskokach obtaÅ„cowywaÅ‚ Luciena, radoÅ›nie merdajÄ…c ogo­
nem. A Tickle sprawiaÅ‚a wrażenie, jakby uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ szero­
ko, dając mu swoje pełne poparcie.
- Tak jest lepiej -. rzekł Lucien. - Teraz może powiesz mi
wreszcie, o co tak się wściekasz?
- Nie lubiÄ™, kiedy ktoÅ› wtrÄ…ca siÄ™ w moje sprawy - odburk­
nęła Raine.
- Chyba zapominasz, że to nie ja pociągam za sznurki.
W dodatku rzecz niby dotyczy ciebie, ale przy tej okazji ktoÅ›
i mnie potraktował jak marionetkę.
Rzeczywiście tak było, choć ta konstatacja nie zmieniła
spraw ani na jotÄ™. KtoÅ› siÄ™ wtrÄ…caÅ‚ w ich życie i usiÅ‚owaÅ‚ wpÅ‚y­
nąć na ich decyzje, co nie znalazło uznania w oczach Raine.
ZresztÄ…, o ile znaÅ‚a Luciena, jemu także ta sytuacja nie przypad­
Å‚a zapewne do gustu, Raine zawsze podziwiaÅ‚a jego siÅ‚Ä™ chara­
kteru i samodzielność w podejmowaniu decyzji. Zatem może
warto wszystko spokojnie przedyskutować?
- Powiedz szczerze, Kincaid, czy myÅ›lisz, że to ja zniszczy­
Å‚am twoje ogrodzenie?
- Nie.
Aż zamrugała oczami ze zdziwienia.
- Jak to?
- Nie wierzę w to, bo nie jesteś mściwą babą. Wredną, być
może, ale nie mściwą. - Uśmiechnął się blado i podszedł do
zniszczonego ogrodzenia. - WyglÄ…da na to, że drut już wczeÅ›­
niej byÅ‚ dość pokancerowany. Mój pracownik musiaÅ‚ mieć cięż­
kie życie z naprawami w tym miejscu.
Raine podeszła do niego i uklękła obok.
SMAK CYTRYN 91
- Możliwe. Bullet uwielbia pławić się w wodzie, a jeśli przy
okazji mógł sobie pobrykać z jakąś wesołą krówką, pewnie nic
nie zdołało go powstrzymać. - Raine zmarszczyła brwi. - Ale
dlaczego twój pracownik miałby przecinać drut? Tego już nie
rozumiem.
- Mogło być tak: mój pracownik zobaczył, że zbliża się
burza, wiÄ™c postanowiÅ‚ zaczekać z naprawÄ… ogrodzenia do na­
stÄ™pnego dnia. To daÅ‚o twojemu Bulletowi okazjÄ™, by wykorzy­
stać seksualnie moje jałówki. Kiedy pracownik zdaÅ‚ sobie spra­
wę ze szkody, postanowił pociąć drut, żeby wina spadła na
twojego człowieka. %7łeby można mu było zarzucić naruszenie
mojej własności. Zgadzasz się?
- Brzmi sensownie, ale jak chcesz to udowodnić?
- To już mój problem.
- I znów robisz to samo! Chyba nie zdajesz sobie sprawy,
jakie to irytujÄ…ce, kiedy ucinasz dyskusjÄ™.
Lucien spojrzaÅ‚ jej w oczy w taki sposób, że najchÄ™tniej rzu­
ciłaby się ponownie w jego ramiona. Odwróciła wzrok i czym
prędzej odsunęła się na bezpieczną odległość.
- Więc co teraz? - spytała lekko drżącym głosem.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale ty też niezle radzisz sobie
z ucinaniem dyskusji - powiedział Lucien.
- To kolejny powód, dla którego nasz związek nie ma szans.
Lucien uśmiechnął się szeroko.
- Jeszcze wczoraj zupełnie niezle się nam układało.
Nim Raine zdoÅ‚aÅ‚a odpowiedzieć, usÅ‚yszeli przerazliwe uja­
danie Psa, który pędem dopadł do nóg swojej pani.
- Pies, pokaż, co znalazłeś - rozkazała.
Lucien położył na jej ramieniu swą ciężką dłoń.
- Nie idz tam, Raine.
- Muszę. - Raine schyliła się i łagodnym gestem uspokoiła
Psa. - Coś się stało.
DAY LECLAIRE
92
- Wiem. Zamierzałem ci o tym powiedzieć.
Raine spojrzaÅ‚a na niego zdumiona. JakieÅ› straszne przeczu­
cie ścisnęło ją za gardło.
- Powiem wprost. Stary Bullet został zastrzelony.
Raine jęknęła i pędem ruszyła w stronę, z której przybiegł
Pies. Lucien dogonił ją i zagrodził drogę.
- Na bok, Kincaid - rozkazaÅ‚a, ale jej gÅ‚os zaÅ‚amaÅ‚ siÄ™ nie­
bezpiecznie.
- Już nic nie da się zrobić. Wierz mi, Raine. Nie powinnaś
tego oglÄ…dać. Pozwól mi siÄ™ tym zająć - mówiÅ‚ Lucien stanow­
czym, ale kojÄ…cym tonem.
- Dlaczego? - Raine zacisnęła pięści, patrząc ponad jego
ramieniem na niewielki wzgórek wznoszÄ…cy siÄ™ w oddali. - Po­
dejrzewasz swojego człowieka?
Lucien pociÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… z powrotem w stronÄ™ Tickle.
- Zamierzam się tego dowiedzieć. Jeśli to któryś z moich
ludzi, odkupiÄ™ ci byka.
- I zwolnisz tego drania?
- OczywiÅ›cie. Masz moje sÅ‚owo. Nie tolerujÄ™ takiego zacho­
wania. Wiesz o tym.
- Ja... już nic nie wiem. Kiedyś wydawało mi, że nigdy nie
przywłaszczyłbyś sobie cudzej ziemi. A jednak.
- Nie zaczynajmy tej dyskusji od nowa, Raine.
O dziwo, nie odpowiedziała. Lucien nie wiedział już, czy to
zÅ‚y, czy też dobry znak. Zamknęła siÄ™ przed nim, przywdziewa­
jąc znów tę obojętną, zimną maskę.
- Raine, musimy się zastanowić jeszcze nad jedną sprawą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl