[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o czym w ogóle mogłabym z panem mówić?
 Niech się pani o to nie troszczy  rzekł
Heyst  głos pani mi wystarcza. Zakochany
jestem w pani głosie, cokolwiek by pani mówiła.
Ucichła na chwilę, jak gdyby to spokojne
oświadczenie zatamowało jej oddech.
 Ach, chciałam pana zapytać...
Przypomniał sobie, że dziewczyna nie zna
prawdopodobnie jego nazwiska, i oczekiwał, że
teraz zapyta o nie; ale po chwili wahania mówiła
dalej:
 Dlaczego pan kazał mi się uśmiechnąć wt-
edy wieczorem, tam, w sali koncertowej  pamię-
ta pan?
 Zdawało mi się, że nas obserwują. Uśmiech
jest najlepszą z masek. Schomberg siedział o je-
den stolik od nas i pił z cholenderskimi urzędnika-
mi z miasta. Zledził nas napewno, a w każdym ra-
zie śledził panią. Dlatego powiedziałem, żeby się
pani uśmiechnęła.
150/194
 Ach, więc dlatego! Nie przyszło mi to wcale
do głowy.
 A pani zrobiła to tak dobrze, z taką go-
towością, jakby pani rozumiała moją myśl.
 Z gotowością!  powtórzyła.  O, wtedy to
doprawdy gotowa byłam się śmiać. To jest szczera
prawda. Mogę powiedzieć, że pierwszy raz od lat
miałam ochotę się uśmiechnąć. Mówię panu, że
niewiele miałam w życiu sposobności do śmiechu,
szczególnie w ostatnich czasach.
 Ale pani to robi uroczo  naprawdę czaru-
jąco. Zamilkł. Stała nieruchomo, w milczeniu,
przejęta
najwyższą rozkoszą i czekała na dalsze jego
słowa pragnąc, aby ta chwila trwała jak najdłużej.
 Zdziwił mię ten uśmiech  dodał Heyst.
 Przeniknął mi wprost do serca, jak gdyby pani
uśmiechnęła się umyślnie, żeby mię olśnić. Doz-
nałem wrażenia, że nigdy przedtem nie widziałem
uśmiechu. Myślałem o tym. pózniej, kiedyśmy się
rozeszli. Ciągle to we mnie nurtowało.
 Doprawdy?  rozległ się jej głos, niepewny,
łagodny i niedowierzający.
 Gdyby pani wtedy tak się nie uśmiechnęła,
nie byłbym może przyszedł tu dziś w nocy  rzekł
151/194
z właściwą sobie żartobliwą powagą.  To jest
pani triumf.
Poczuł muśnięcie jej warg na ustach i już jej
nie było. Biała suknia zajaśniała w oddali; a potem
wydało mu się, że pochłonęła ją gęsta ciemność
domu. Heyst poczekał chwilę, zanim ruszył w tę
samą stronę; minął róg domu, wszedł po
schodach na werandę i znalazł się w swoim poko-
ju, gdzie wyciągnął się na łóżku  jednak nie
po to, aby zasnąć; przeżywał ponownie w myśli
wszystko, co sobie powiedzieli.
 To szczera prawda, co mówiłem o jej
uśmiechu  rozmyślał.  A także o głosie. Pod
tym względem byłem zupełnie szczery. Zresztą 
co ma być, to będzie.
Przeszła po nim wielka fala gorąca. Położył
się na wznak, rozkrzyżował ramiona na szerokim,
twardym posłaniu i leżał nieruchomo z otwartymi
oczyma pod siatką od moskitów, aż wreszcie świt
przeniknął do pokoju, rozjaśnił się wnet i
przemienił w nie zawodzący nigdy blask słońca.
Wówczas Heyst wstał, podszedł do małego luster-
ka wiszącego na ścianie i wpatrzył się w siebie
spokojnie. Ale to długie, badawcze spojrzenie nie
płynęło ze świeżo obudzonej próżności. Heyst doz-
nawał tak dziwnych uczuć, że nie mógł oprzeć się
wrażeniu, iż jego wygląd zmienił się podczas no-
152/194
cy. Jednak zobaczył w lustrze odbicie człowieka,
którego znał i przedtem. Odczuł to nieledwie jak
zawód  jak zlekceważenie ostatnich przeżyć. I
wnet uśmiechnął się nad swoją naiwnością, gdyż
mając przeszło trzydzieści pięć lat powinien był
wiedzieć, że w większości wypadków ciało jest
niewzruszoną maską duszy; że i śmierć nawet
zmienia tę maskę bardzo nieznacznie, póki ciało
nie zostanie usunięte sprzed ludzkich oczu, tam
gdzie żadne zmiany nikogo już nie obchodzą, ani
naszych przyjaciół, ani naszych wrogów.
Heyst nie miał ani przyjaciół, ani wrogów. Is-
totę jego życia stanowiło zupełne odcięcie od
świata  nie wskutek wycofania się na pustynię,
w ciszę i bezruch, ale przez system bezustannych
wędrówek, przez oderwanie się od otoczenia właś-
ciwe przelotnemu gościowi wśród zmieniających
się scen. Widział w takim postępowaniu jedyny
sposób przejścia przez życie bez cierpień i prawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl