[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaskoczonego. Kołysze się na piętach, promieniejąc z powodu tego
nieoczekiwanego zwycięstwa. -Charlotte będzie wniebowzięta.
- Cieszę się - odpowiada Hadley, nie potrafiąc ukryć nutki
rozgoryczenia w głosie. Czuje się zupełnie pusta, nie ma już nastroju
do walki. Przecież sama się o to prosiła. Nie chciała mieć nic
wspólnego z jego nowym życiem i oto on zaczyna je bez niej.
Nie chodzi już tylko o Charlotte. Za dziewięć miesięcy będzie miał
nowe dziecko, może drugą córkę.
I nawet nie zadał sobie trudu, by ją o tym poinformować.
Zabolało ją to tak samo jak jego odejście, trafiło w ten sam czuły
punkt, w którym zapiekło, gdy po raz pierwszy usłyszała o Charlotte.
Jednak tym razem, niemal nie zdając sobie z tego sprawy, Hadley
bardziej skłonna jest do akceptacji okoliczności niż do buntu.
Ostatecznie uciekać, kiedy ktoś goni, to jedno.
A biec w samotności - to zupełnie inna historia.
ROZDZIAA 10
8:17 CZASU WSCHODNIOAMERYKACSKIEGO
13:17 CZASU GREENWICH
Wczoraj póznym wieczorem, kiedy w samolocie pałaszowała z
Oliverem paczkę maleńkich precelków, on siedział milczący, studiując
jej profil tak długo, aż w końcu odwróciła ku niemu twarz.
-Co?
- Kim chciałabyś być, kiedy dorośniesz? Zmarszczyła czoło.
- Takie pytania zadaje się czterolatkom.
- Niekoniecznie - zaprotestował. - Każdy musi kimś być.
- A ty kim chciałbyś zostać? Wzruszył ramionami.
- Spytałem pierwszy.
- Astronautką - odpowiedziała. - Baletnicą.
- Serio.
- Uważasz, że nie mogłabym zostać astronautką?
- Mogłabyś być pierwszą baletnicą na Księżycu.
- Chyba mam jeszcze trochę czasu na decyzję.
- To prawda - przyznał.
- A ty? - zapytała, spodziewając się kolejnej sarkastycznej
odpowiedzi, jakiejś wymyślonej profe-
sji mającej związek z jego tajemniczym projektem badawczym.
- Też jeszcze nie wiem - odpowiedział spokojnie. -W każdym razie na
pewno nie prawnikiem.
Hadley uniosła brwi.
- Czy to zawód twojego taty?
On jednak nie odpowiedział, tylko rzucił gniewne spojrzenie
trzymanemu w ręku precelkowi.
- Mniejsza o to - odezwał się po chwili. - A tak w ogóle, to kto ma
ochotę zastanawiać się nad przyszłością?
- Ja nie mam - oznajmiła. - Ledwo mogę znieść myśl o najbliższych
kilku godzinach, a co dopiero kilku latach.
- Dlatego latanie jest takie boskie - powiedział. -Tkwisz w jednym
miejscu. Nie masz w tej kwestii żadnego wyboru.
Hadley uśmiechnęła się do niego.
- To nie najgorsze miejsce, w którym można utknąć.
- Nie najgorsze - zgodził się Oliver, wrzucając do ust ostatniego
precelka. - Prawdę mówiąc, nie chciałbym teraz znalezć się nigdzie
indziej.
* * *
W korytarzu zaciemnionego kościoła tato przechadza się nerwowo
tam i z powrotem, zerkając na zegarek i co chwilę wyciągając szyję w
stronę schodów w oczekiwaniu na Charlotte. Wygląda jak nastolatek,
zarumieniony, niemogący się doczekać przybycia swojej dziewczyny,
a Hadley przemyka przez myśl, że może on właśnie tym pragnął
zostać, kiedy dorośnie. Mężem Charlotte. Ojcem jej dziecka.
Mężczyzną, który spędza Boże Narodzenie
w Szkocji i wyjeżdża na wakacje na południe Francji, rozprawia o
sztuce, polityce i literaturze przy niespiesznie gotowanych posiłkach i
butelce wina.
Jakie to dziwne, że tak potoczyły się sprawy, zwłaszcza że niewiele
brakowało, a zostałby w domu. Wymarzona praca czy nie, cztery
miesiące z dala od domu to kawał czasu i gdyby nie mama - która
namawiała go do wyjazdu, powtarzała, że przecież o tym marzył i
żałowałby zmarnowania takiej okazji - tata w ogóle nie poznałby
Charlotte.
I oto, jak gdyby wskutek niezwerbalizowanych rozmyślań Hadley, na
szczycie schodów pojawia się Charlotte z zaróżowionymi policzkami,
olśniewająca w swojej sukience. Bez welonu jej kasztanowe włosy
opadają na ramiona luznymi lokami, ona zaś niemal szybuje prosto w
ramiona taty. Kiedy się całują, Hadley odwraca wzrok, przestępując w
skrępowaniu z nogi na nogę. Po chwili tato odrywa się od Charlotte i
wykonuje zamaszysty gest w kierunku Hadley.
- Chciałbym przedstawić ci moją córkę - oznajmia. -Oficjalnie.
Charlotte uśmiecha się do niej promiennie.
- Tak się cieszę, że mogłaś przyjechać - mówi, tuląc do siebie Hadley.
Pachnie bzem, choć trudno powiedzieć, czy to perfumy, czy trzymany
w ręku bukiet. Cofając się o krok, dziewczyna zauważa pierścionek na
jej palcu, co najmniej dwa razy większy od maminego, który Hadley
nadal wykrada od czasu do czasu ze szkatułki na biżuterię, wsuwa
sobie na palec i przypatruje się z uwagą szlifowanym ściankom
brylantu, jak gdyby kryły w sobie klucz do rozstania rodziców.
- Przepraszam, że tak długo - mówi Charlotte do taty - ale do
fotografii ślubnych pozuje się raz w życiu.
Hadley rozważa, czyby nie napomknąć, że w wypadku taty jest to
drugi raz, lecz ostatecznie gryzie się w język.
- Nie słuchaj jej - rzuca tato do Hadley. - Guzdra się tyle czasu, nawet
kiedy wychodzi tylko na targ.
Charlotte uderza go lekko bukietem.
- Czy w dniu swojego ślubu nie powinieneś przypadkiem
zachowywać się jak dżentelmen?
Tato pochyla się i daje jej szybkiego całusa.
- Dla ciebie się postaram.
Hadley znów umyka spojrzeniem, czując się jak intruz. Marzy o
wymknięciu się niepostrzeżenie, ale Charlotte uśmiecha się z wyrazem
twarzy, którego Hadley nie potrafi do końca rozszyfrować.
- Czy tato miał okazję powiedzieć ci o...
- Tańcu ojca z córką? - przerywa jej tato. - Tak, powiedziałem.
- Znakomicie - kwituje Charlotte, konspiracyjnie obejmując Hadley
ramieniem. - Zatroszczyłam się już o dużą ilość lodu, na wypadek
gdyby tato zmiażdżył ci wszystkie palce.
Hadley uśmiecha się słabo.
- Zwietnie.
- Chyba powinniśmy stąd wyjść i przywitać się ze wszystkimi, zanim
przyjdzie czas na zdjęcia - sugeruje tato. - A przed weselem goście
wracają do hotelu - informuje córkę. - Musimy pamiętać o zabraniu
tam twojej walizki.
- Racja - odpowiada Hadley, pozwalając się prowadzić w stronę
otwartych drzwi na końcu długiego kory-
tarza. Czuje się trochę jak lunatyczka i koncentruje na stawianiu stóp
jedna przed drugą, dochodząc do wniosku, że jedyną drogą ucieczki -
przed tym weselem, przed tym weekendem, przed całym tym
przeklętym wydarzeniem -jest po prostu podążanie naprzód.
- Hej - mówi tato, zatrzymując się tuż przed drzwiami. Nachyla się i
całuje Hadley w czoło. - Bardzo się cieszę, że tu jesteś.
-Ja też - mamrocze w odpowiedzi, znów wlokąc się z tyłu, podczas
gdy tato otacza Charlotte ramieniem i przyciąga ją mocno do siebie. Na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]