[ Pobierz całość w formacie PDF ]

także (jako kochanek bez przesądów) poszedł do łóżka z ostrą, rudowłosą dziewczyną o
cudownym ciele albo szczupłą Wietnamką, z pozoru nieśmiałą, skrywającą jednak głęboko
zmysłową osobowość.
Cóż to za męka, nie móc przekroczyć granic narzuconych przez rzeczywistość. Tommy
westchnął żałując, że nie może w czarodziejski sposób wniknąć w stronice swych książek,
przeistoczyć się w fikcyjną postać Chipa Nguyena i poznać rozkosz absolutnej pewności siebie
i panowania nad własnym życiem.
Wieczór zaczął już przechodzić w noc i zrobiło się za pózno, by jechać do redakcji.
Tommy chciał tylko trochę popracować i pójść spać.
Szmaciana lalka była dziwna, ale nie aż tak grozna, jak próbował to sobie wmówić.
Jego płodna wyobraznia znów płatała mu figla.
Był mistrzem w dramatyzowaniu swego życia, co według jego starszego brata Tona
stanowiło w nim najbardziej amerykańską cechę.  Amerykanie uważają, że świat obraca się
wokół nich , stwierdził kiedyś Ton.  Myślą, że każda jednostka jest ważniejsza od
społeczeństwa czy rodziny. Jakim cudem? Niemożliwe, żeby każdy był najważniejszy i żeby
wszyscy byli jednocześnie równi. To nie ma sensu . Tommy zaprotestował, że wcale nie czuje
się ważniejszy od kogokolwiek, że Ton nie rozumie istoty amerykańskiego indywidualizmu,
który sprowadzał się do pogoni za marzeniem, a nie dominacji nad innymi, ale Ton powiedział:
 Więc jeśli uważasz, że nie jesteś lepszy od nas, to chodz pracować w piekarni z ojcem i
braćmi, zostań z rodziną, pomóż jej spełnić nasze wspólne marzenie .
Ton odziedziczył elokwencję - i pożyteczny upór - po matce.
Teraz Tommy obracał w swych dłoniach lalkę. Im dłużej się jej przyglądał, tym mniej
wydawała mu się złowieszcza. W końcu okaże się, a był o tym przekonany, że kryje się za tym
wszystkim jakaś prozaiczna historia. Numer wykręcony przez dzieciaki z sąsiedztwa.
Szpilka z emaliowaną główką, którą przypięto do lalczynej dłoni kartkę, nie leżała już
na stoliku, gdzie Tommy ją pozostawił. Najwidoczniej kiedy lalka się osunęła, szpilka spadła
na podłogę.
Nie mógł jej znalezć na kremowym dywanie, choć czarną główkę łatwo byłoby
zauważyć. Przy następnym sprzątaniu wciągnie ją odkurzaczem.
Z lodówki w kuchni przyniósł sobie piwo. Coors. Rozlewane w Colorado, wysoko w
Górach Skalistych.
Z piwem w jednej dłoni i lalką w drugiej udał się z powrotem do gabinetu na piętrze.
Zapalił lampkę na biurku i oparł o nią szmaciankę.
Usiadł w wygodnym, czekoladowo-brązowym, skórzanym fotelu, włączył komputer i
wydrukował dopiero co ukończony rozdział książki o nowych przygodach Chipa Nguyena,
liczący dwadzieścia stron.
Popijając piwo z butelki, nanosił czerwonym długopisem poprawki na tekst.
Z początku panowała dookoła grobowa cisza. Potem, wraz z nadciągającymi chmurami,
które zwiastowały burzę, pojawiły się tuż przy ziemi powietrzne wiry, a pod okapem dachu
zaszumiał wiatr. Przerośnięta gałąz jednego z drzew drapała o ścianę domu - przypominało to
suchy chrzęst kości. Z salonu dobiegło ciche, ale wyrazne skrzypienie zasuwy w kominku, gdy
do przewodu wpadł wiatr i zaczął się z nią bawić.
Od czasu do czasu Tommy zerkał na lalkę. Siedziała w strumieniu bursztynowego
światła lampy, o którą była oparta, z rękami wzdłuż boków, z dłońmi zwróconymi ku górze,
jakby w błagalnym geście.
Nim skończył poprawiać rozdział, dopił swoje piwo. Przed wprowadzeniem poprawek
do tekstu w komputerze poszedł do łazienki.
Wracając kilka minut pózniej do gabinetu był niemal pewien, że lalka znów osunęła się
na bok. Siedziała jednak wyprostowana, tak jak ją pozostawił.
Potrząsnął głową i uśmiechnął się, poirytowany swoją skłonnością do dramatyzmu.
W chwilę pózniej, siadając w fotelu, zobaczył na dotychczas pustym ekranie monitora
słowa: TERMIN UPAYWA O ZWICIE.
- Co u diabła...
Usiadł na dobre i poczuł, jak prawe udo przeszywa mu ostry, gorący ból. Wystraszony,
zerwał się gwałtownie, odsuwając od siebie obrotowy fotel.
Złapał się za udo, wyczuł maleńkie ostrze, które przebiło materiał dżinsów, po czym
wyciągnął je ze spodni i swojego ciała. Trzymał w dłoni prostą szpilkę z czarną, emaliowaną
główką wielkości ziarenka grochu.
Ze zdumieniem obracał szpilkę między kciukiem a palcem wskazującym, wlepiając
wzrok w połyskujący czubek.
Na tle wycia wiatru pod okapem dachu i szumu laserowej drukarki usłyszał nowy
dzwięk: cichy trzask... potem jeszcze jeden. Jakby pękały nici.
Spojrzał na lalkę siedzącą w strumieniu światła płynącego z lampy na biurku. Nie
zmieniła pozycji - ale dwa skrzyżowane szwy w miejscu serca pękły i zwisały teraz luzno na
bawełnianej piersi.
Tommy Phan nie zdawał sobie sprawy, że upuścił szpilkę, dopóki nie usłyszał, jak
uderza - tink, tink - o twardą, plastikową matę pod fotelem.
Jak sparaliżowany wpatrywał się w lalkę. Wydawało mu się, że upłynęła co najmniej
godzina, choć w rzeczywistości trwało to nie dłużej niż minutę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl