[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Skąd, do diabła, ty o tym wiesz?
- Marco i Stefano odwiezli ją na lotnisko. Zadzwoniła do nas tuż przed
północą i poprosiła, żebyśmy po nią przyjechali. Co mieliśmy robić?
- Co mieliście robić? Już ja ci zaraz powiem, co! - Był tak wściekły, że
zapomniał o swoim sławetnym opanowaniu. Włoskie przekleństwa płynęły z
jego ust nieprzerwanym potokiem. - Powinniście byli ją zatrzymać. Słyszysz? A
teraz powiedz mi, dlaczego tego nie zrobiliście! I lepiej, żeby to było jakieś
porządne wyjaśnienie, bo w przeciwnym razie nie ręczę za siebie.
- Powiedziała, że musi walczyć o prawa do dziecka. Mają zdecydować,
czy Nick może zostać pod jej opieką, czy nie. W zamian za bilet lotniczy
zaproponowała nam swój samochód. Dasz wiarę? Mówi na niego  Maleństwo".
- Co ty bredzisz? - Umberto otworzył szeroko oczy.
- Opowiadam o jej samochodzie. Nie wspominała ci nigdy, że tak go
nazywa?
- Nie o to chodzi, idioto! Co z dzieckiem? Dlaczego ktoś miałby chcieć jej
go odebrać?!
Luc popatrzył na niego zdumiony.
- A skąd ja to mogę wiedzieć? Powtarzam ci po prostu, co mi
powiedziała. O szczegóły musisz ją zapytać osobiście.
- 93 -
RS
- To może być trochę trudne - zauważył z sarkazmem. - Zwłaszcza że
pozwoliliście jej zniknąć.
- Blizniaki dzwoniły jakąś godzinę temu z lotniska - powiedział Luc,
spoglądając niepewnie na brata.
- I co?
- Podobno całą drogę aż zanosiła się od łez... Koszula Marca jest zupełnie
mokra, bo Laura wypłakała mu się na ramieniu. Zresztą, Stefano spotkał ten sam
los. No, ale w końcu udało im się Laurę jakoś uspokoić i wsadzić do samolotu.
- Odleciała?
- Odleciała. - Spojrzał na niego podejrzliwie. - Nie zamierzasz chyba...
- Nie. Przynajmniej nie teraz. Nie mam nawet pojęcia, gdzie jej szukać.
- A, zapomniałem ci powiedzieć. Zostawiła dla ciebie jakąś wiadomość.
Umberto spojrzał na brata wzrokiem, z którego można było wiele
wyczytać, lecz z całą pewnością nie było to nic przyjemnego.
- Powiesz mi sam, co to takiego, czy mam to z ciebie wyciągnąć siłą?
- Nie, no nie ma powodu, żeby od razu używać przemocy. - Wyglądało na
to, że Luc świetnie się bawi całą sytuacją. - Nie jestem pewien, czy dobrze ją
zrozumiałem. Wiesz, ten ich północny akcent... Mówiła, żebyś był uważny i
dobrze się rozejrzał. %7łe wszystko wokół szepcze, opowiadając o swoich
sekretach, czy jakoś tak. Rozumiesz coś z tego?
Umberto zamarł. Był pewien, że gdzieś już słyszał te słowa. Kiedyś,
dawno temu, przy zupełnie innej okazji...
- Czy to wszystko?
- No, niezupełnie. Ale to drugie też raczej nie trzyma się kupy.
- Pozwól, że ja to ocenię.
- OK, braciszku! Coś ty się zrobił taki nerwowy? Powiedziała... Zaraz, jak
to brzmiało? Chyba:  Pamiętaj, że masz serce. Gdzie ono jest, Umberto?"
Miał wrażenie, że świat wokół zawirował. Podtrzymał się ręką blatu stołu,
by nie upaść.
- 94 -
RS
Bądz uważny i słuchaj...
Znał te słowa.
Oszołomiony, ponownie przyjrzał się łańcuszkowi. Wyjął go z pudełka i
zawiesił sobie na szyi.
Wszystko wokół szepcze, zdradzając swoje najtajniejsze sekrety...
Nareszcie rozumiał, co miała na myśli!
- Maleństwo! - wykrzyknął. - Szybko, różowe Maleństwo!
- Co takiego?! A tak, jasne. - Luc wyciągnął z kieszeni kluczyki. -
Trzymaj.
- Wyjeżdżam.
- Teraz, zwariowałeś? Są przecież święta. Za chwilę przyjedzie reszta
rodziny.
Zwięta, no tak. Dokładnie tak, jak mówiła. Czas cudów i spełnionych
życzeń...
Jeden z tych cudów wsiadł właśnie na pokład samolotu i odleciał, zanim
Umberto zdążył o cokolwiek zapytać.
- Gdzie ty się wybierasz? - Luc nie dawał za wygraną.
- Jadę odnalezć moją żonę i przyprowadzić ją z powrotem do domu.
Wyciągnął ramiona w stronę syna.
- Twoją żonę? - Luc wyraznie nie był przygotowany na taką porcję
mocnych wrażeń.
- Wyjaśnię wam pózniej.
- 95 -
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Dni następne...
Przyszła do niego ponownie. Słodka, tajemnicza, subtelna. Roztaczała
wokół delikatny zapach kobiecych perfum.
Stali pod ogromnym, rozłożystym dębem, gdzie wszystko się przecież
zaczęło... Otaczała ich wiosna i pierwsze tego roku kwiaty. Bladożółte  promyki
nadziei". Kobieta w jego ramionach płakała.
- Meg, kochanie? - odezwał się cicho. Poczuł, jak fragment jego koszuli,
gdzie oparta swą głowę, z minuty na minutę robi się coraz bardziej wilgotny.
Była najbardziej skorą do płaczu kobietą, jaką znał. I nie chodzi o to, że
wykorzystywała łzy jako swoją broń. One były po prostu jej nieodłączną
częścią.
- Przepraszam, Umberto. - Po twarzy spłynął kolejny potok łez. - Nie
chciałabym komplikować tej i tak już trudnej sytuacji. Więc lecisz jutro?
- Tak. O szóstej rano.
- Czy spędzimy razem tę ostatnią noc?
Nie było niczego, co sprawiłoby mu teraz większą radość. Przynajmniej
do czasu, aż będzie mógł włożyć obrączkę na jej palec i nazwać ją swoją żoną.
- Pobierzmy się. - Nie wybierał tego momentu. Słowa same wyfrunęły z
jego ust. Ale jakże dokładnie oddawały jego marzenia i najskrytsze pragnienia. -
Pobierzmy się teraz zaraz.
Uniosła głowę z jego ramienia. Miała niezbyt pewną siebie minę.
- Proponujesz mi małżeństwo? Myślałam, że po historii z Rhondą...
- Ty i Rhonda nie macie ze sobą nic wspólnego. I nigdy nie będziecie
miały. - Potrząsnął głową, jakby chciał podkreślić wagę i wiarygodność swoich
- 96 -
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl