[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aż on, nieodrodny potomek Phillipsów z ich wszystkimi mał-
żeńskimi problemami, uzna, że w końcu może założyć rodzinę.
Jeszcze trudniej było mu zastąpić obraz małżonki opa-
nowanej, spokojnej i dystyngowanej obrazem Kirsten. Na samą
myśl o takiej zamianie przechodziły go ciarki.
S
R
- Zastanawiasz się, czy wpuścimy cię do pokoju śnia-
daniowego? - Pytanie Betty wyrwało go z zamyślenia.
Bąknął coś pod nosem, wziął swoje drugie śniadanie i ruszył do
gabinetu, zaraz przy wejściu na oddział. Wyjrzał przez okno.
Wcale nie po to, by sprawdzić, czy Kirsten przypadkiem nie
przechodzi przez parking.
Zrobił sobie kawę i usiadł za biurkiem. Początkowo zamie-
rzał coś zjeść, a potem zająć się papierkową robotą, lecz zoba-
czył ją na oddziale, więc podniósł się i ruszył w kierunku pokoju
śniadaniowego, w nadziei że ją tam zastanie.
Okazało się jednak, że Kirsten wychodzi na lunch. Zapewne
z jakimś adoratorem.
Niespodziewane ukłucie zazdrości było pierwszym sygna-
łem, że być może stała się dla niego kimś więcej niż kobietą na
jedną noc. Tak. Ojciec miał rację, ostrzegając go przed rudo-
włosymi. Trudno o nich zapomnieć.
Wrócił do gabinetu. Na pierwszy ogień zajął się do-
kumentacją Jacka Webstera. Chłopiec miał już za sobą dwa dni
chemioterapii. Czekają go teraz trzy dni naświetlań. Lekarze
mieli nadzieję, że badania patologiczne wykażą zniszczenie
wszystkich komórek rakotwórczych.
Rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili wszedł onkolog
Neville Warren. Wyglądał na zmartwionego. Podobnie jak Josh.
- Co o tym sądzisz? - zapytał Neville. Położył na biurku pa-
czuszkę z kanapkami, po czym sięgnął po dzbanek z kawą.
- Uważam, że obraliśmy właściwą drogę - oświadczył Josh. -
Mamy dla niego najlepszego dawcę w osobie jego siostry. Mu
S
R
simy też dokładnie zniszczyć wszystkie komórki chorobotwór-
cze.
Neville uśmiechnął się ponuro.
-Być może tak się tym przejmuję, bo on jest taki młody -
zauważył. - W przypadku niemowląt nie stosuje się radioterapii
z powodu skutków, jakie ma naświetlanie dla mózgu. Gdyby-
śmy z kolei podali mu drugi lek, ryzykowalibyśmy niezniszcze-
nie wszystkich komórek. Jakie są twoje odczucia w tej sprawie?
- Boję się, ale jednocześnie jestem podekscytowany. Teore-
tycznie zabijamy pacjenta, żeby przywrócić go do życia. Ale
czerpiemy z doświadczeń naszych poprzedników, a to znaczy,
że jesteśmy do tego znacznie lepiej przygotowani.
Neville przytaknął. Josh jednak czuł, że kolega podobnie jak
on sceptycznie przyjmuje takie profesjonalne wymądrzanie się.
Przedyskutowali inne warianty leczenia, omówili wyniki naj-
nowszych badań w kraju i na świecie, wymienili się własnymi
koncepcjami. W końcu Josh poczuł się nieco lepiej i sięgnął po
kanapkę.
Odwinął ją, po czym przyjrzał się zawartości. To kanapka
Neville'a. Podsunął ją koledze.
- Jedz. To dopiero początek. Przed nami jeszcze mnóstwo
wątpliwości. Musimy zbierać siły. Pomyśl, ile obaw mają jego
rodzice. Oni wiedzą jeszcze mniej niż my. I jeszcze bardziej się
niepokoją.
- Nie wiem, czy to jest możliwe. Pracuję z dziećmi chorymi
na raka od dziesięciu lat, ale jeszcze nigdy nie byłem w takim
stresie. Jakby wszystkie moje dzieci czekały na przeszczep ser-
ca.
S
R
Josh przyjrzał się koledze. Neville od razu specjalizował się
w onkologii, on w pediatrii. Uzmysłowił sobie nagle, jak różnie
zostali ukształtowani.
- Już w trakcie stażu na pediatrii trzeba się oswoić z tym, że
dzieci umierają. Ma to taki niszczycielski wpływ na zdrowie
psychiczne, że statystyki ostrzegają, że piętnaście lat pracy z
dziećmi chorymi na raka to absolutne maksimum.
Neville uśmiechnął się.
- Jeszcze niezupełnie się rozkleiłem - zauważył. - Masz rację.
Może powinienem z kimś o tym porozmawiać. Wysyłamy ro-
dziców do grup wsparcia i do terapeutów, lecz siebie uważamy
za niewzruszonych i niezniszczalnych.
- To bardzo grozne założenie.
Ktoś zapukał do drzwi.
W progu stanęła rozpromieniona Kirsten. Obrzuciła szerokim
uśmiechem obu lekarzy.
- Zgadnijcie, co się stało? - rzuciła od progu.  Mam już cały
sprzęt wideo oraz obietnicę serwisu do końca jego użytkowania.
To jasne, że firma może wcześniej zbankrutować, ale na pewno
znajdziemy inną. - Uśmiechnęła się szeroko. - Uważam to za
wielki sukces. To jest wizytówka faceta z tej firmy. Będzie
chyba lepiej, jeśli nasi ludzie skontaktują się z nim bezpośred-
nio.
Zorientowała się, że Neville nie ma pojęcia, o co chodzi,
więc pośpiesznie zaczęła mu wyjaśniać plan wyposażenia od-
działu.
Dało to Joshowi czas na zastanowienie się, dlaczego ta ko-
bieta robi na nim tak ogromne wrażenie. Na tym etapie jego
S
R
życia takie niepokoje są mu zdecydowanie niepotrzebne.
Musi przestać o niej myśleć. Musi traktować ją jak koleżankę
z pracy. Jest inteligentnym facetem, więc na pewno sobie z tym
poradzi.
Kirsten skończyła rozmawiać z Neville'em. Odwróciła się w
stronę Josha i posłała mu piękny uśmiech.
Inteligencja to jedna sprawa, a wytresowanie ciała, by re-
agowało na nią wyłącznie jak na koleżankę z pracy, to zupełnie
inna kwestia. Aatwiej byłoby mu skonstruować w garażu wy-
rzutnię statków kosmicznych!
- Nie będę zabierać wam więcej czasu - powiedziała. -
Chciałam tylko podzielić się dobrą wiadomością - zwróciła się
do niego. - Porozmawiasz z kim trzeba, Josh? - zapytała i wy-
szła, nie czekając na odpowiedz i starannie zamykając za sobą
drzwi.
Musi skontaktować się z Mattem oraz dać do zeskanowania
zdjęcia z pojazdami dla Jacka, który wkrótce ma być przenie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl