[ Pobierz całość w formacie PDF ]

złotych głów. Jedynie włosy ojca były ciemne, bez śladu rudego odcienia. Bracia mieli gęste,
faliste czupryny, włosy blizniaczek były natomiast długie i proste. Starszy pan odmówił
krótką modlitwę, po czym Lucy wniosła ogromną salaterkę sałatki.
- Jak to miło, Lucy - odezwała się jej matka. - Nie siedzieliśmy tak razem od dobrych
kilku tygodni.
. Nagle dało się słyszeć pukanie.
- Ktoś puka - powiedziała Alexa, a w jej zielonych oczach błysnęła ciekawość.
- To nie do drzwi... - odparła Lucy.
Pukanie, tym razem mocniejsze i wyrazniejsze, rozległo się znowu i Lucy zdała sobie
sprawę, że dobiega ono z kuchni.
- Ktoś puka w okno kuchenne - powiedziała, odsuwając się z krzesłem od stołu. - To
na pewno pan Woofly, nasz dozorca. Jedzcie, nie przeszkadzajcie sobie.
Wstała i zajrzawszy przez ściankę oddzielającą salon od kuchni, od razu rozpoznała
znajomą, smukłą . sylwetkę.
Jednym susem dopadła okna i podciągnęła do góry szybę. Uderzyła ją fala dusznego
powietrza. Finn stał na drabinie, trzymając pod pachą książki i pęk nasturcji.
- Co ty wyprawiasz - zapytała niezupełnie pewna, czy musi to naprawdę wiedzieć,
pamiętając cały czas o rodzinie, która bez trudu mogła uczestniczyć w tej wymianie zdań.
- To dla ciebie - powiedział, podając jej bukiet. - Zerwałem po drodze. Wieczorne
zajęcia zostały odwołane, a powiedziałaś, że mogę tu wpadać, żeby się uczyć.
Lucy ukryła twarz w pomarańczowożółtych kwiatach.
- A musisz właśnie teraz? Mam rodzinę na kolacji.
- Strasznie cię przepraszam. Nie mogłem już wytrzymać z tą Dimples.
- Finn... - Lucy zakryła dłonią usta i obejrzała się przez ramię. Rodzina szeptała coś
między sobą, a Benny, nie mogąc usiedzieć z ciekawości, zaglądał przez murek.
- Skąd wziąłeś drabinę?
- Pan Woofly ją tutaj zostawił.
- Wiesz co, najlepiej będzie, jeśli wejdziesz. Poznam cię z moją rodziną i zjemy razem
kolację.
- O nie, to nie wchodzi w rachubę. Popatrz, jak ja wyglądam. Nie przeszkadzaj sobie.
Już mnie nie ma.
- Ależ Finn, nie możesz teraz tak zniknąć. Popatrzył na nią zdziwiony.
- Czemu nie? To chyba najlepsze wyjście z sytuacji..
- Proszę cię, wejdz.
- O tak, tak, zapraszamy cię, Finn - zawołał Davy.
Cóż było robić? Przenosząc ostrożnie rękę na temblaku, Finn przestąpił przez parapet,
popatrzył na rodzinę Reardonów i wzruszając ramionami uśmiechnął się do Lucy nieco
bezradnie. Pięć zaintrygowanych par oczu śledziło każdy ich ruch, kiedy Lucy podprowadziła
go do stołu.
- To jest Finn Mundy, mój sąsiad z naprzeciwka - przedstawiła go czując, że palą ją
policzki. - A to moja mama, Ella Reardon, mój ojciec, Carl, bracia Davy i Benny oraz siostry
- Alexa i June.
- Bardzo mi miło, przepraszam za to wtargnięcie - bąkał Finn.
- Pan zawsze wchodzi przez okno? - odezwał się Benny, lecz Alexa trąciła go łokciem.
- Nie, to pierwszy raz.
- Wez krzesło z kuchni... Zaraz przyniosę nakrycie dla ciebie - powiedziała Lucy,
mimo wszystko ucieszona jego obecnością.
- Och, naprawdę, nie chciałbym przeszkadzać. Mogę pójść do czytelni... - zaczął, lecz
zagłuszyły go protesty rodziny.
Lucy weszła do kuchni, by włożyć nasturcje do wody i przygotować talerz spaghetti
dla Finna.
- Złamał pan sobie rękę? - zapytał Davy, częstując Finna sałatką. Lucy
znieruchomiała, przygotowując się na najgorsze.
- Coś mi tam tylko pękło - odpowiedział Finn, całą swą uwagę skupiając na salaterce.
- Ja też raz złamałem rękę, kiedy grałem w piłkę - ciągnął Davy. - Nic przyjemnego.
- Zgadza się. A grasz w dalszym ciągu?
Lucy wróciła do pokoju i Finn zerknął na nią z ulgą. Była zadowolona, że nie zdradził,
iż to ona zepchnęła go z drabiny. Sięgnęła po pieczywo i zauważyła badawcze spojrzenie
matki. Ella Reardon uśmiechnęła się do niej, po czym przeniosła wzrok na Davy ego, który
właśnie odpowiadał Finnowi.
- Tak, w sezonie. Teraz wypadłem z formy.
- Proszę nam powiedzieć, jak doszło do tego wypadku z ręką? - wtrąciła Alexa, nie
spuszczając oczu z Finna.
- No cóż, spadłem z drabiny.
- Ho, ho, pan to musi lubić drabiny - zachichotał Davy. - Chyba jednak często z nich
pan korzysta.
- Nie. Po prostu próbowałem teraz uniknąć czyjegoś towarzystwa i...
- Pan się uczy? - przerwał Carl Reardon.
- Tak, proszę pana.
W tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi i Finn zamarł.
- Nie uda się nam chyba dzisiaj zjeść spokojnie tej kolacji - powiedziała Lucy, wstając
od stołu. Zrobiło się jej słabo na myśl, kogo mogło przynieść tym razem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl