[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szukać pretekstu.
- Pan doktor czegoś zapomniał? - zainteresowała się.
- Czy jest tu gdzieś mój stetoskop? - spytał, chociaż
dobrze wiedział, gdzie go zostawił.
- Nie sądzę - odpowiedziała pielęgniarka, zwracając się
do Laury: - Może go gdzieś widziałaś?
- Nie zauważyłam, ale zaraz się rozejrzę, tylko najpierw
dam lekarstwo panu Tellerowi.
Siostra skinęła głową. Wychodząc, Laura słyszała jeszcze,
jak proponuje Benowi kawę, a ten odpowiada twierdząco.
Podała choremu buteleczkę i już miała się oddalić, kiedy
nadszedł Martin.
- Napisałem zalecenia dla pańskiego lekarza, panie Teller
- powiedział, wręczając pacjentowi kopertę. - Jutro proszę się
do niego zgłosić. Przy okazji zmienią panu opatrunek.
- Dziękuję, doktorze.
Po obsłużeniu pacjenta Martin pomógł Laurze szukać
stetoskopu Bena. Nie znalezli go jednak.
- Czy zjesz ze mną jutro kolację? - zaproponował nagle.
- Dzięki za zaproszenie, ale zamierzam wszystkie
wieczory wolne od pracy spędzać w łóżku. Muszę odespać
dyżury.
Wprawdzie była lepiej nastawiona do Martina od czasu,
kiedy zaczął poważniej traktować swój zawód, ale nie chciała
go zachęcać do bliższej znajomości.
- Wobec tego wpadnę po ciebie w sobotę w przyszłym
tygodniu.
Przez chwilę zastanawiała się, o co mu chodzi, wreszcie
przypomniała sobie o balu.
- Dobrze. Będę czekała o wpół do dziewiątej. Wyszedł, a
w chwilę pózniej Laura wróciła do Bena.
- Przykro mi, ale nie znalazłam stetoskopu. Zostawiłeś go
pewnie gdzie indziej.
- Możliwe.
Podziękował Lindzie za kawę i wyszedł razem z Laurą.
- Czy idziesz na bal? - zapytał, wchodząc za nią do małej
salki dla chorych, w której miała zamiar zmienić prześcieradło
po wizycie pana Tellera.
Potwierdziła.
W ciasnym pomieszczeniu miała wrażenie, że niemal się
dotykają. Wysoka postać Bena zdawała się wypełniać całą
przestrzeń. Zauważył ciepły blask w jej oczach, którego nie
potrafiła ukryć.
- Ben - szepnęła, podchodząc do niego.
Nie wiedziała, kiedy ją objął i obsypał pocałunkami.
- Och, Ben - powtórzyła cicho, gdy wreszcie pozwolił jej
odetchnąć.
- Lauro, kochana... - wypowiedział jej imię i głos mu się
załamał.
Po chwili znów objął ją i zapomnieli o całym świecie.
Kiedy się wreszcie opamiętali, z ustami tuż przy jego policzku
wyznała:
- Nie potrafię przestać o tobie myśleć. Widzę cię we śnie i
na jawie, cokolwiek robię. - W jej oczach zalśniły łzy.
- Musimy się spotkać - zaproponował, delikatnie
wycierając jej mokrą twarz. - Nie wytrzymam już dłużej. Od
czasu, kiedy pocałowałem cię pierwszy raz, męczę się jak
potępiony.
- Wiem - szeptała, drżąc z podniecenia.
- Wobec tego kiedy?
- To mój ostami nocny dyżur w tym tygodniu.
- Wspaniale - westchnął uradowany. - Spotkamy się jutro
wieczorem. - Dotknął delikatnie jej policzka, dostrzegając
ciemne cienie pod oczami. - Do tego czasu postaraj się
wypocząć. Jesteś bardzo zmęczona - powiedział łagodnie.
- Podkrążone oczy to twoja wina - stwierdziła, wodząc
palcem po jego wargach. - Nie mogę spać, bo wciąż o tobie
myślę.
- Pochlebiasz mi - szepnął.
Dotyk jej dłoni znów wzniecił w nim pożądanie. Zaczął
całować ją bez opamiętania. Dopiero odgłos wózka na
korytarzu przypomniał im, gdzie są.
- Do zobaczenia jutro wieczorem - powiedział, z żalem
wypuszczając ją z objęć. - Przyjadę po ciebie o siódmej.
- Dlaczego tak pózno? - spytała, udając obrażoną.
- Musisz się porządnie wyspać.
- W porządku, doktorze - uśmiechnęła się. - Zastosuję się
do pana zaleceń.
Wyszedł, ale w progu odwrócił się i posłał jej ręką
pocałunek, nie zważając na kręcący się po korytarzu personel.
ROZDZIAA SMY
Po miłym pożegnaniu z Benem ogarnęło ją takie
podniecenie, że nie mogła zasnąć. Na szczęście Sally
nocowała u Geoffreya, nie musiała się więc tłumaczyć
przyjaciółce ze swego stanu.
Myśli o Benie nie dawały jej spokoju. Przewracała się z
boku na bok, tuliła głowę do poduszki, sen jednak nie
przychodził. Wyobraznia podsuwała jej sceny miłosnych
uniesień, rozpalające zmysły, a zarazem powodujące
frustrację.
Wreszcie zrezygnowana odrzuciła kołdrę i poszła do
łazienki wziąć chłodny prysznic w nadziei, że w ten sposób
ukoi rozpalone ciało. Rzeczywiście, poczuła się lepiej. Potem
weszła do kuchni zrobić sobie kawę i wróciła do sypialni,
zastanawiając się, jak się ubrać na spotkanie z Benem.
Najpierw jednak delikatnie umalowała twarz i
wyszczotkowała włosy.
Wybrała czarną bawełnianą sukienkę z dość dużym
dekoltem, prostą, ale szykowną, dobrą na każdą okazję, do
tego zamszowe buty odpowiedniego koloru i elegancką
torebkę. Stroju dopełniał biały żakiet. Biel korzystnie odbijała
od czerni, ożywiając sylwetkę.
Początkowo chciała włożyć ciemną marynarkę, ale jedno
spojrzenie w lustro przywołało na myśl żałobę po Davidzie.
Tym razem jednak nie wspominała go z poczuciem winy, jak
zawsze od czasu, gdy poznała Bena. Nareszcie poczuła się
pewniej, jak gdyby zdjęto jej z barków wielki ciężar.
Zadzwonił dzwonek. Miała ochotę pobiec do drzwi, ale
zdołała się opanować, chociaż z każdym krokiem jej
podniecenie rosło.
Ben, w ciemnoszarym garniturze i białej koszuli,
podkreślającej opaleniznę, wydawał się przystojniejszy niż
zwykle. W jego oczach wyczytała coś więcej niż zachwyt.
Gdzieś w głębi czaiło się oczekiwanie.
- Może zostaniemy u ciebie? - spytał nieśmiało. - Mam
wrażenie, że kolacja jako część rytuału...
- Uczyniłaby deser bardziej kuszącym? - dokończyła za
niego.
- Aadnie to ujęłaś.
Przypatrywał się jej tak, że samo spojrzenie stawało się
pieszczotą.
Postanowili jednak zjeść kolację w restauracji. Kiedy
wsiedli do samochodu, celowo zaczęła pytać o pacjentów, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl