[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie jej zeszyt, tylko mój.
I odprowadziłam ją do domu, jak zwykle.
Mniej więcej wtedy zdarzyło się coś, co w naszym bezbarwnym, przewidywalnym
świecie było zupełnie nie do pomyślenia. Widziałam to na własne oczy, bo jak zwykle
zapomniałam klucza i po lekcjach nie mogłam wrócić do domu. Widziałam, jak ludzie biegli
ulicą, rozpierzchając się na boki, żeby nie potrącił ich niebieski milicyjny radiowóz, jeden,
drugi. Obłoki gryzącego gazu unosiły się spod ich stóp wśród resztek śniegu, poczerniałych i
twardych. Parę osób wpadło do bramy, w której się schowałam. Za nimi milicjanci w
niebieskoszarych mundurach, znani nam dotąd z tego, że przeprowadzali dzieci i staruszki
przez ulicę. Tego dnia założyli hełmy, wzięli w dłonie pałki i zajęli się czym innym. Akurat w
Dzień Kobiet.
Przy krawędzi trotuaru leżał zadeptany tulipan nieokreślonego koloru, szklarniowy. A
wszystko to cztery ulice od mojego domu.
Potem, gdzie indziej, nie wiadomo gdzie, odbywały się wielogodzinne wiece z
dziesiątkami transparentów, z przemówieniami, z oskarżeniami, transmitowane w
wieczornych programach telewizyjnych.
Można się było z nich dowiedzieć, że w naszym kraju ukrywają się zli ludzie.
Zamierzają zdradzić nasz kraj, sprzedać go naszym wrogom, inkasując całą należność do
kieszeni. Naprawdę, chcą go sprzedać? Z nami wszystkimi w środku? Tak, z nami wszystkimi
i z tym, co do nas należało, z transparentami i sztandarami, z fabrykami, w których
powstawały wyroby państwowego przemysłu, z obskurnymi klatkami schodowymi i
kuchniami bez okien. Z zeszytami z papieru V klasy, z piórnikami. Jakby nasz kraj nie został
zdradzony i sprzedany o wiele wcześniej. Jakby nowy, powojenny właściciel nie odciął
naszego kraju od planu Marshalla, który postawił na nogi Europę, jakby nie obciążył go
zobowiązaniami ponad siły, nie wtrącił w poniżające ubóstwo.
Teraz chętnych do zakupu trzeba by długo szukać.
- Farbowane lisy. Maskują się, wredne - wycedziła tamta dziewczynka. Nie
wiedziałam dokładnie, kogo ma na myśli, lecz byłam gotowa oburzyć się razem z nią, bo
czułam się samotna.
- Nie udawaj - szturchnęła mnie łokciem w bok. - I tak wiem, kim jest twoja matka.
- Moja matka - powiedziałam z ociąganiem - pracuje na uniwersytecie.
Chyba oczekiwała innej odpowiedzi.
- Taaak? To teraz ją wywalą - obrzuciła mnie wszechwiedzącym, chłodnym
spojrzeniem. W cienkim głosiku pobrzmiewał ostry ton jej ojca. - A twój tatuś już nie będzie
jezdził za granicę tam i z powrotem. Przecież to Polska go wysyła w delegacje, czyli my.
Teraz to się skończy.
Ale jacy my? I w jaką znowu delegację? Musiała coś usłyszeć w domu. Jej ojciec gębę
miał pełną miłości do kraju, ale pewnie już by go tu nie było, gdyby miał paszport. Na pewno
nie miał, samo złożenie podania było podejrzane. Trzeba się było wytłumaczyć z takiej
fanaberii, a odmowa i tak była prawie pewna. Co innego wyjazd służbowy. Moja koleżanka
uważała, że to jej tatuś zasłużył na taki przywilej, a nie mój. Nie przyszłoby jej do głowy, że
za granicą można mieć prywatne sprawy.
Wyobraziłam sobie jej ojca z walizką pod naszymi drzwiami w Mediolanie. Musiałby
wytłumaczyć mojej babci, po co do niej przyjechał. %7łe przysłano go zamiast mojego ojca. I
musiałby jej to powiedzieć w którymś z języków, jakie rozumiała - po włosku, po francusku
albo po angielsku. Umiał podobno po niemiecku, ale się z tym nie afiszował. Polski znał
oczywiście najlepiej. Nigdy nie brakowało mu słów. Na wywiadówkach wygłaszał długie
mowy, pouczając innych rodziców, na czym polega wychowanie dziecka, i nigdy nie
pozwalał sobie przerwać. Ale czy podpisałby za mojego ojca umowę z wydawcą? Z
przyjaciółmi ojca też musiałby się spotkać chociaż raz, z tym dużym i z tym małym, którzy
nazywali się Peroni i Menotti. Ojciec kolegował się z nimi od dziecka i będąc w Mediolanie,
nigdy o nich nie zapomniał. Po powrocie wzywano go do urzędu od wiz powrotnych i pytano,
z kim się spotykał - oprócz, ma się rozumieć, własnej rodziny. Ojciec już się nie dziwił,
wzruszał tylko ramionami. Z wydawcą, meldował. I z kim jeszcze? Z Peronim i Menottim, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl