[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pójdę tam za chwilę - odpowiedziała Valda - a teraz słuchaj uważnie:
za godzinę lub nieco pózniej przyjedzie tu dżentelmen, który zapyta o
M'selle Burton. Proszę, abyś go od razu wprowadził do salonu.
- Oczywiście, M'selle.
Zaraz oddalił się rozpromieniony, że to jemu właśnie przypadło w
udziale zanieść dobre nowiny jaśnie państwu.
- M'selle Valda, madame! - zaanonsował już po chwili donośnym,
triumfalnym głosem.
Hrabia i hrabina siedzieli obok siebie na sofie w odległym zakątku po-
koju.
- Valda! - krzyknęła hrabina.
Valda podeszła do nich, czując się trochę nieswojo. Nie miała kapelu-
sza, a jej elegancki paryski kostium do konnej jazdy był doprawdy w
opłakanym stanie, z dziurą, którą wyrwały jakieś cierniste krzaki, kiedy
przedzierała się przez gąszcza, aby sfotografować dzikie konie.
- Valdo, kochanie! Gdzie byłaś? Jak mogłaś nam zrobić coś takiego?
Valda ucałowała matkę. Hrabina tuliła ją do siebie mocno i łzy szczę-
ścia napłynęły jej do oczu.
- Tak bardzo się martwiliśmy o ciebie! Dlaczego uciekłaś od nas?
- Bardzo mi przykro, mamo, że niepokoiliście się o mnie. Wszystko ci
za chwilę wyjaśnię - powiedziała do matki i odwróciła się do ojczyma.
TLR
Patrzył na nią bardzo surowo. Pomyślała wtedy z drżącym sercem, że
on nie cieszy się z jej przyjazdu tak bardzo jak matka. Zbliżyła się i popa-
trzyła mu prosto w oczy.
- Przebacz mi, beau-père.
Objął ją i pocałował, ale czuła, że nie robi tego z głębi serca.
- Proszę, przebacz - błagała - mam wam tak wiele do powiedzenia. Po-
za tym wracam cała i zdrowa, jak widzicie.
- Twój ojczym właśnie wrócił z Paryża - wyjaśniła matka. - Szukał cię
tam, Valdo. Nie zdajesz sobie chyba sprawy, ile nam zmartwienia przyspo-
rzyłaś swoim postępowaniem.
- Beau-père rzuciÅ‚ mi wyzwanie  tÅ‚umaczyÅ‚a Valda - i chociaż nie po-
jechałam sama do Paryża, jednak okazałam się dość samodzielna, aby do-
stać się do Camargue!
- Camargue?! - powtórzyli jednocześnie, oszołomieni tą wiadomością.
- Przywożę stamtąd najpiękniejsze zdjęcia, jakie można sobie wyobra-
zić - uÅ›miechnęła siÄ™ do ojczyma. - MówiÅ‚eÅ›, beau-père, że moje uzdolnie-
nia nie przysporzą mi pieniędzy, ja jednak mam nadzieję, że moje zdjęcia
znajdÄ… siÄ™ na wystawie.
- Na wystawie?
- BÄ™dziesz zachwycony, beau-père, fotografiami dzikich koni i różo-
wych flamingów. Zdjęcia powinny się udać znakomicie, chyba że aparat mi
się popsuł.
- Aż trudno uwierzyć, że byłaś w Camargue - odezwała się hrabina. -
Jak się tam znalazłaś? Na pewno nie pojechałaś pociągiem, bo wcześniej
znalezlibyśmy cię na stacji.
TLR
- Pojechałam tam z Cyganami!
- Z Cyganami?! - powtórzył zdumiony hrabia. - Jak mogłaś zachować
się tak nierozsądnie i udać się tam zupełnie sama, narażając się na wielkie
niebezpieczeństwo? Bardzo mnie zawiodłaś, Valdo, swoim zachowaniem.
- Chciałam ci tylko udowodnić, że potrafię samodzielnie podejmować
decyzje - odrzekła Valda spokojnie. - Dotyczy to zwłaszcza wyboru męża,
beau-père.
- I pewnie uważasz, że właśnie dowiodłaś swojej dojrzałości?
- Mam nadzieję, że tak. Za jakąś godzinę zjawi się tu mężczyzna, któ-
rego pragnę poślubić. Będzie chciał z wami porozmawiać.
Oboje oniemieli ze zdumienia.
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli wyjaśnisz nam wszystko bardziej szcze-
gółowo. Nic z tego nie rozumiem! - odezwał się wreszcie hrabia pod-
niesionym głosem.
Przez następne piętnaście minut Valda opowiadała rodzicom o Roydo-
nie, ale ojczym ciągle powtarzał to samo:
- To niemożliwe! To zupełnie niemożliwe. Jak mogłaś zakładać choć
przez moment, że pozwolę ci wyjść za jakiegoś Sanforda, o którym nie
wiesz nic, i którego przypadkowo spotkałaś w Camargue?
- My się kochamy - odrzekła Valda. To był jej główny argument.
- Czy ten Anglik wie, że jesteś dziedziczką
ogromnej fortuny?
Valda rozmyślnie nie wspomniała jeszcze, że Roydon nie znał jej praw-
dziwego nazwiska.
TLR
- Nie powiedziałam mu, jak naprawdę się nazywam, ponieważ papa był
powszechnie znany, Roydon mógłby więc sobie skojarzyć to nazwisko. Dla
niego jestem Valda Burton, po prostu panna Burton. On nawet nie wie, kim
ty jesteÅ›, bo twoje nazwisko nic dla niego nie znaczy.
- Myślisz, że nigdy o nas nie słyszał?
- Nie musiał, jest przecież Anglikiem.
Hrabia popatrzył na swoją żonę.
- Znasz jakichś Sanfordów? - zapytał.  Czy to nazwisko jest w Anglii
znane?
- Nie pamiętam - odrzekła hrabina po namyśle - ale mieszkam we Fran-
cji już tak długo... - Popatrzyła na Valdę ze smutkiem. - Ten młody czło-
wiek może być miły, kochanie, ale rozumiesz chyba, że nie możemy po-
zwolić ci poślubić pierwszego lepszego mężczyzny, który ci się spodobał.
A jeśli okaże się potem, że jest tylko zwykłym łowcą posagów, który chce
się wygodnie urządzić w życiu dzięki małżeństwu z bogatą dziedziczką?
Valda podniosła się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl