[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chyba nie chciałem zabrudzić podłogi.
- Jesteś bardzo butnym młodzieńcem - mówi z uśmiechem Edward. - Ja też taki byłem w
twoim wieku.
- Proszę, Edwardzie. Zabierz mnie do wschodniego skrzydła. Dowiedz, że portal wciąż jest
zamknięty.
Edward wzdycha.
- Jesteś mi coś winien - mówi Devon. - Uratowałem twojego syna z łap Szaleńca.
Mężczyzna chrząka. Devon nie wie, czy to ma jakieś znaczenie dla Edwarda Muira. Wciąż
pamięta owo zimne  Nie chcę go". Biedny Alexander, że ma takiego ojca.
Jednak Edward ustępuje.
- W porządku. Tylko nic nie mów Amandzie. Znów wpadłaby w histerię, a tego żaden z nas
nie chce.
W milczeniu schodzą po schodach. Na szczęście w przedpokoju i w salonie nie ma nikogo.
Ciszę przerywa tylko tykanie starego zegara. Edward przystaje przed zamkniętymi drzwiami do
wschodniego skrzydła i szuka w kieszeni klucza.
Devon zauważa, że mężczyzna drży.
- Z tym miejscem wiąże się tyle złych wspomnień - mówi łagodnie.
Edward patrzy na niego.
- Och, nie. Tylko widzieliśmy, jak wloką mojego ojca na śmierć, i myśleliśmy, że nas też to
czeka. Nic poza tym.
Otwiera drzwi. Przyświecając sobie latarką, podążają korytarzem wiodącym do
wschodniego skrzydła, a potem wspinają się schodami na drugie piętro. Jak dobrze Devon pamięta
swój ostatni spacer tym korytarzem, gdy szedł do tego samego pokoju, do którego idą teraz, tylko
że wówczas nie zamierzał tylko sprawdzić drzwi. Wtedy chciał je otworzyć - i zejść do Otchłani.
Jest mu trochę słabo, jak zawsze na wspomnienie tego epizodu, najgorszej chwili w życiu.
Na moment przystaje i opiera się o ścianę.
Edward odwraca się, świecąc mu latarką w twarz.
- Dobrze się czujesz?
- Taak - cedzi Devon i podejmują przerwany marsz.
W niektórych miejscach zalegająca warstwa kurzu ma ponad trzy centymetry grubości.
Wschodnie skrzydło zostało zamknięte ponad dwadzieścia lat temu i usunięto stąd większość mebli.
Pozostało kilka połamanych foteli i dziesiątki pustych haków w ścianach.
Nagle mysz przebiega Edwardowi po nodze. Mężczyzna wydaje stłumiony okrzyk.
- Przeklęte gryzonie - warczy. - Mówiłem Amandzie, że powinniśmy wezwać deratyzatora.
Devon mimo woli uśmiecha się na myśl o tym, co zrobiłby deratyzator, napotkawszy
gniazdo innych niż myszy czy szczury stworzeń - ze szponami, rozwidlonymi jęzorami i kościstymi
pyskami.
Skręcają do dawnego salonu, gdzie brudny żyrandol wciąż zwisa z sufitu. Simon powiedział
Devonowi, że był to kiedyś gabinet Emily Muir. Ile łez wylała tu nad okrucieństwem męża,
Szaleńca? Być może właśnie tu, w tym pokoju, podjęła decyzję o samobójczym skoku z Czarciej
Skały?
Teraz jednak nie ma czasu na rozmyślania o takich sprawach. Tuż przed nimi znajduje się
komnata, której szukali. Niewielki boczny pokój bez okien, w którym zdaniem Devona kiedyś była
biblioteka Horatia Muira. Bardzo chciałby poczytać znajdujące się tam księgi, ale wie, że Edward
mu na to nie pozwoli. Rolfe też ma wiele ksiąg, które Devon studiuje, ale te tutaj były własnością
Horatia. Devon ledwie może sobie wyobrazić, jaką zawierają wiedzę.
- Edwardzie - mówi, gdy wchodzą do komnaty. - Poświeć tu latarką.
Mężczyzna spełnia tę prośbę. Devon wskazuje portret na ścianie i światło latarki oświetla
twarz. Chłopiec z portretu jest uderzająco podobny do Devona, ubrany w kamizelkę i spodnie z lat
trzydziestych.
- Przypomina ci kogoś znajomego? - Pyta Devon.
Edward oświetla twarz Devona i znów twarz na obrazie.
- Pamiętam ten portret. Wisi tu, odkąd pamiętam. - Po chwili dodaje: - Muszę przyznać, że
ten chłopiec istotnie jest do ciebie podobny.
- Nie wiesz, kto to taki?
- Nie - odpowiada Edward i Devon mu wierzy.
Mężczyzna kieruje strumień światła na drugi koniec pokoju. W tym momencie gorący
podmuch owiewa ich z rykiem, jakby ktoś włączył na pełną moc termowentylator. Odwracając
twarz od żaru, Devon dostaje mdłości. To tu mieszkają. Te stwory, które przesiadują mnie przez
cale życie.
Na drugim końcu pokoju jest portal wiodący do świata demonów, wąskie metalowe drzwi,
zaryglowane masywną stalową sztabą. Devon nasłuchuje. Słyszy, jak demony po drugiej stronie
drapią i piszczą, chcą wyrwać się na wolność.
- Widzisz? - Pyta Edward drżącym z nieskrywanego przerażenia głosem. - Są zamknięte.
Chodzmy. Wynośmy się stąd.
Devon też chce odejść stąd jak najprędzej, ale opanowuje strach. Bierze od Edwarda latarkę i
sam sprawdza pokój. W strumieniu światła pojawia się sekretarzyk, sterta ksiąg na podłodze, regał
pełen wiedzy Skrzydła Nocy. Jednak nigdzie nie ma skorpionów ani Isobel Apostaty. W kurzu nie
widać żadnych śladów.
- Ona tu była - mówi Devon. - Wiem o tym.
Głos to potwierdza: Isobel Apostata była w tym pokoju, chciała otworzyć drzwi i skorzystać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl