[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się samotnością, bo niemal zaraz po jej odejściu do stolika
przysiadł się Dylan. Zamówił kawę i przerwał złowrogą ciszę.
- Co się stało? Czyżby sytuacja wymykała się spod kontroli?
To pytanie dolało oliwy do ognia.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- No wiesz, zaczęło się od żartu. Z tym całym ogłoszeniem.
Potem doszła Laura, jej synek i powoli sprawa robi się coraz
bardziej poważna.
- Wykluczone. - Wyprostował się. - Dobrze wiesz, że nie
szukam żony.
- Może jednak jest ci potrzebna? - zastanowił się Dylan. -
I może to właśnie powinna być Laura. .
To przypuszczenie podziałało na Matta jak płachta na byka.
- Opanuj się, dobrze? I nie gadaj bzdur. Laurze jestem co
najmniej obojętny, a to ogłoszenie dałem nie ja, ale Jess...
S
R
- Zaczynasz kręcić, stary - przerwał mu Dylan.
- Wcale nie kręcę! - zaoponował Matt, wiercąc się na krze-
śle. Spostrzegł się i zmusił do spokoju. - Zgodziłem się przez
chwilę ciągnąć tę zabawę, by Jessica sama się przekonała, że jej
życzenia nie mają szans na spełnienie. Ale nie spodziewałem
się, że całe miasto wezmie mnie na języki.
- A myślisz, że Laura to przewidziała? - Dylan z rozbawie-
niem potrząsnął głową. - Najśmieszniejsze, że...
- %7łe co?
- %7łe jak na to popatrzeć z boku, to świetnie do siebie pasu-
jecie.
Oczy Matta zalśniły gniewem i niedowierzaniem.
- Spadaj stąd! - warknął.
- To święta prawda. W dodatku widzę, że się zmieniłeś.
- I ty jesteś moim przyjacielem? Prędzej się zmierzę
z niedzwiedziem, niż zwiążę z kolejną dobrą kobietą!
- Już jesteś na dobrej drodze. Przyznaj się, że straciłeś głowę
dla słodziutkiej Laury.
Miał już tego dość. Wyszedł czym prędzej. W drodze do
pracy opadły go wspomnienia. Jego żona była człowiekiem
dobrego serca, ale małżeństwo dalekie było od doskonałości. To
dlatego nie mógł otrząsnąć się z poczucia winy. Gdyby nie
córeczka, która całkowicie go pochłonęła, chybaby się nie wy-
zwolił z wyrzutów sumienia. Nie chciał przeżyć tego po raz
drugi.
Związek z kimś takim niesie w sobie tyle zagrożeń, że na
samą myśl robi się słabo. A Laura jest właśnie taką osobą, co
do tego nie ma dwóch zdań.
Nim nadeszła siódma, Laura była jednym kłębkiem nerwów.
Matt z pewnością chce zakończyć tę sprowokowaną przez dzieci
sytuację, dlatego tak nastawał na spotkanie. Ciekawe tylko, czy
wie, jak to zrobić, nie narażając dzieci na stres. A poza tym było
jej trochę przykro.
S
R
Już po pierwszym spotkaniu ma jej dość! Co z tego, że nie
lubi małych kurczaków i czekolady, przecież starała się być
dobrą gospodynią i...
Odepchnęła od siebie te myśli, uśmiechnęła się blado.
W końcu nie ma powodu, by tak się przejmować. Wróciła do
ciasta. To najlepszy sposób, by się czymś zająć i ukoić nerwy.
Odwróciła się gwałtownie, bo ktoś zastukał do drzwi. Abby
Royce, opiekunka Zacha, uśmiechnęła się na przywitanie.
- Chyba zostawiłam tu książkę - wyjaśniła. - Właśnie do-
szłam do najważniejszej sceny, gdy Zach wyciągnął mnie do
parku.
- Leży w salonie. Pożyczysz mi, jak skończysz?
- Oczywiście.
Abby śmignęła jak fryga i w okamgnieniu była z powrotem.
Ociągała się jednak z wyjściem.
- Zach opowiedział mi o wczorajszej kolacji - zagadnęła.
- Dobrze się bawiliście, ty i Matt?
- Ja i Matt? Myślałam, że raczej Zach i Jessica.
- To on tak powiedział. %7łe wszyscy się dobrze bawili. Matt
jest super! - westchnęła z rozmarzeniem. - W dodatku jest by-
stry i ma własną firmę. Mogłaś trafić dużo gorzej.
- Abby, kochanie - słodko odezwała się Laura. - Mnie
i Matta nic nie łączy. Po prostu chcieliśmy, by dzieci mogły się
razem pobawić - dokończyła, uświadamiając sobie naraz, jak
komicznie zabrzmiało to Oświadczenie.
Dziewięcioletnia dziewczynka i sześciolatek jako najlepsi
przyjaciele. Wymyśl coś rozsądniejszego, skarciła się w duchu.
Abby roześmiała się.
- Daj spokój, przecież ja i tak wszystko wiem. A czego nie
wiedziałam, usłyszałam od Zacha. A wcale go nie naciskałam!
- zastrzegła się szybko. - On jest taki szczęśliwy, że o niczym
innym nie mówi. Bardzo chce mieć tatę.
Laura ciężko westchnęła.
- Wiem - rzekła, choć dopiero niedawno dotarło do niej, jak
S
R
bardzo chłopcu na tym zależy. Dodała do miski jajka i mleko.
- Ale jakoś sobie z tym poradzi.
Nie ma wyjścia, dokończyła w duchu.
- Może nie będzie musiał - podsunęła Abby. - Jeśli wez-
miecie ślub...
- Na pewno nie - przerwała jej Laura. -1 proszę, żebyś nie
rozpowiadała takich rzeczy.
- No dobrze, dobrze. - Podeszła do drzwi, chcąc wyjść.
- Ale nigdy nie wiadomo, co się może... och!
W otwartych drzwiach stał Matt i Jessica. Matt właśnie wy-
ciągał rękę, by zapukać.
- Dobry wieczór, panie Reynolds! - zaszczebiotała Abby.
- Cześć, Jessiko!
- Dobry wieczór - mruknął Matt i sięgnął do kieszeni. - Ab-
by, widziałem niedaleko samochód lodziarza. Zabierz dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl