[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Na pewno się nie zgodzi.
- Nie martw się tym. Coś wymyślę.
Jens popatrzył w kierunku wzgórz. Gałęzie drzew uginały się od śniegu. Milczał przez dłuższą chwilę.
- Jesteś pewna? - spytał wreszcie.
- Obiecuję i dotrzymam obietnicy. Napiszę do ciebie, jak poszło. Nie powinieneś się teraz tym zamart-
wiać. Czeka cię ciężka praca, ale przynajmniej będziesz mógł odetchnąć od tego wszystkiego.
- Może.
Pogładziła go po ramieniu.
- No, idz już. Załaduj swój kufer do łodzi.
Elizabeth i Kristian pożegnali się poprzedniego wieczora. Nie zabrakło przestróg, dobrych rad i łez.
Gospodyni nie mogła odprowadzić męża na przystań. - Baby przynoszą pecha, powtarzali między
sobą wypływający na połów mężczyzni.
Elizabeth otworzyła drzwi. Strzepnęła śnieg ze spódnicy, tupnęła, by strząsnąć go z butów, i weszła do
środka. Lina była rozczochrana. Wyglądała, jakby właśnie się obudziła. Oczy miała opuchnięte od
płaczu. Rozejrzała się bezradnie.
- To ty, Elizabeth? - Podniosła się na łokciu. - A gdzie Jens?
Elizabeth zdjęła rękawice i położyła je na stole.
- Wypłynął.
Lina spojrzała na nią z niedowierzaniem. Jej twarz wykrzywił grymas wściekłości.
153
- Kłamiesz! Na pewno mnie nie zostawił. Wie, że nie może. Obiecał mi...
Wrzask matki zbudził małą Signe. Dziewczynka jednak leżała spokojnie.
- Nie, Lino, wcale ci nie obiecał, że zostanie. Nie chciałaś go słuchać, jak mówił, że musi popłynąć.
Prosił, żeby cię pozdrowić i przekazać, że nie zrobił tego dlatego, że jest na ciebie zły, ale dlatego, że
musiał.
- Tchórz! Wymyka się z domu, kiedy śpię! - wrzasnęła Lina, odrzucając koce. - Nie ma nawet odwagi
stanąć ze mną twarzą w twarz i powiedzieć, że mnie zostawia! Już nigdy do mnie nie wróci, jestem
tego pewna. Znajdzie sobie inną i zupełnie o mnie zapomni.
- Jesteś niesprawiedliwa, Lino. Jens bardzo cię kocha i dobrze o tym wiesz.
-To czemu nie chciał ze mną zostać? - Służąca rozpłakała się i ukryła twarz w dłoniach.
A więc tak żył ostatnio Jens, pomyślała Elizabeth.
- Musisz iść ze mną do Dalsrud, Lino. Nie możesz tu przecież siedzieć sama całą zimę.
- Nigdzie się nie ruszę! - Służąca wpełzła do łóżka i podciągnęła koc pod brodę.
- Owszem, ruszysz się. Proszę, tu masz sukienkę. Ubierz się.
Lina nie zareagowała.
- Albo sama się ubierzesz, albo ci pomogę. - Elizabeth przypomniała sobie, jak przed laty każdego
ranka przekomarzała się z Marią i Ane. Lina naprawdę zachowywała się jak uparte dziecko.
Najwyrazniej nie miała zamiaru wstać z łóżka.
- Sama tego chciałaś - westchnęła Elizabeth i zaczęła ją na siłę ubierać. Czuła, że za chwilę straci
cierpliwość. -No, już. Została nam tylko kurtka. Proszę, nie upieraj się. - Wzięła koc i owinęła w niego
małą. Wyciągnęła także z szafki maleńką czapeczkę, którą zrobiła na drutach, jeszcze kiedy Lina była
w ciąży. Będzie musiała przysłać
154
tu służące, żeby spakowały trochę ubrań i zabrały do Dalsrud jedzenie, które mogło się zepsuć.
Lina siedziała na łóżku, wciśnięta w kąt. Objęła kolana chudymi ramionami i pochlipywała cicho.
- No już, moja droga, proszę cię ostatni raz. Zobaczysz, jak miło będzie w Dalsrud -próbowała ją kusić
Elizabeth. - Cały czas będę przy tobie ja, Ane, Maria i Helenę. Przecież nas lubisz. Będziemy razem
jeść obiady i każdego wieczora gawędzić sobie w kuchni przy kawie.
Lina zaczęła nucić psalm, wpatrując się przed siebie pustym wzrokiem.
Dziecko ciążyło Elizabeth. Poczuła, że zaraz straci nad sobą panowanie. W końcu podeszła do Liny,
chwyciła ją za nadgarstek i mocno pociągnęła.
- Dość już tego! - Wyszła z domu, ciągnąc kobietę za sobą.
Lina zaczęła krzyczeć:
- Puść mnie, ty wiedzmo! Nigdzie z tobą nie pójdę! Zostaję w domu! - Chciała położyć się na śniegu,
ale Elizabeth ani myślała się poddać. Była zdyszana, ramię, na którym trzymała Signe, bolało
nieznośnie. Zaczęła żałować, że nie wzięła ze sobą Helenę. Nie bardzo sobie wyobrażała, jak w takiej
sytuacji dotrze do domu, ale musiała przynajmniej spróbować.
Lina krzyczała, dziecko płakało, lecz Elizabeth nie ustępowała. Niewzruszenie ciągnęła za sobą
służącą, która okładała ją pięściami i próbowała się zapierać.
- Doniosę na ciebie do lensmana! - łkała.
Elizabeth odwróciła się i posłała jej mordercze spojrzenie. Lina chuchała na zziębnięte palce. Miała
przemoczoną bluzkę, na pewno było jej zimno. Elizabeth zdarła z siebie kurtkę.
- Masz, włóż to!
Lina natychmiast jej posłuchała.
- Wez też moje rękawice. Są ciepłe.
- Dziękuję. - Po policzkach służącej wciąż płynęły łzy.
152
Kurtka była na nią za duża. Kiedy ona tak schudła? Elizabeth zrobiło jej się żal.
- Biedna Lina - szepnęła i przycisnęła ją do piersi. -Nie byłam dla ciebie miła. Wybaczysz mi?
Służąca skinęła głową i otarła mokrą od łez twarz -Tak strasznie mi zimno.
- Chodz, pospieszmy się. W kuchni się rozgrzejemy. Napijemy się kawy i przebierzemy w suche
ubrania. Co ty na to?
- Dobrze. Jesteś taka miła. - Lina wyglądała jak jagniąt-ko. Przemarznięte, przemoczone, smutne,
małe jagniąt-ko. Elizabeth krajało się serce.
Elizabeth posypała ciasto mąką i zaczęła je ugniatać. Mąkę albo boską mannę, jak ją czasem nazywali,
należało oszczędzać. Elizabeth sama znała biedaków, którzy zimą dodawali do chleba rybią ikrę, a
latem startą na proszek korę. Chociaż w Dalsrud nigdy nie musieli tego robić, wolała na wszelki
wypadek uważać z mąką.
Za jej plecami Helenę śpiewała małej Signe piosenkę, którą sama wymyśliła. O dziecku, które płacze
i czeka na swojego tatusia. W końcu tata wraca do domu i wszystko dobrze się kończy. Przynajmniej
w piosence, pomyślała Elizabeth. W życiu różnie to bywało.
Ane podniosła wzrok znad robótki.
- Nie sądzisz, że to raczej Lina powinna śpiewać swojemu dziecku?
Helenę nie spuszczała z małej spojrzenia. Dziewczynka posłała jej bezzębny uśmiech. Miała już
prawie pięć miesięcy.
- No, ale skoro mamusi akurat nie ma, to Signe może pobawić się z ciocią Helenę. Tak, bo chyba mogę
być twoją ciocią, prawda? - uśmiechnęła się do dziecka. -Pewnie, że mogę.
Ane skrzywiła się zniesmaczona.
- Ale jej mamy ciągle przy niej nie ma. Lina cały
153
dzień siedzi w swoim pokoju. Albo w tkalni, gdzie zupełnie nic nie robi.
- Pilnuj swojego nosa - powiedziała Elizabeth i spojrzała na córkę surowo. - Skup się lepiej na swojej
sukience do konfirmacji.
- Tak, ale...
- %7ładnych ale.
Ane zamilkła i skoncentrowała się na pracy. Chyba po raz pierwszy w życiu tak bardzo się starała.
Elizabeth specjalnie zakazała jej używania maszyny do szycia. Chciała, żeby córka sama nauczyła się
wszystkiego, co powinna umieć każda gospodyni. Za kilka miesięcy będzie już przecież dorosła,
najwyższy czas, by zaczęła przygotowywać się do samodzielnego życia.
Elizabeth znów pomyślała o Linie. Przez pierwsze dni opiekowała się nią jak małym dzieckiem. Miała
wyrzuty sumienia, że obeszła się z nią tak bezwzględnie i niemal siłą zaciągnęła ją do Dalsrud.
Próbowała się usprawiedliwiać, powtarzając Sobie, że była wtedy zła i zmęczona, ale przecież nic nie
mogło usprawiedliwić takiego zachowania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl