[ Pobierz całość w formacie PDF ]

impulsem.
- W piątek wchodzi na ekrany „Podwójny blef. Hastings Reed jest moim klientem.
Twierdzi, że zgarnie Oscara.
- Tak miło się gadało, a ty znów o biznesie.
- Mam dwa bilety na premierę. Ty kupujesz prażoną kukurydzę.
Zdumiała go.
- A więc randka?
- Nie przeciągaj struny, Brady.
- O której przyjechać po ciebie?
- O ósmej. A teraz idź do łóżka. Ja muszę lecieć do pracy.
- Aurora...
- Tak?
- Pomyśl o mnie czasami.
- Śpij dobrze, Brady.
Odłożyła słuchawkę i jeszcze chwilę siedziała z aparatem na kolanach. Co jej odbiło?
Chciała oddać bilety i obejrzeć film, gdy minie cały ten zgiełk. Nie zależało jej na
olśniewających premierach. A już spędzenie wieczoru z Dawidem Bradym było ewidentną
głupotą. Mogło się też okazać niebezpieczne w skutkach.
ROZDZIAŁ 5
Kupiła sobie sukienkę. Uznała, że agentka aktora, który odtwarza główną rolę, musi
dobrze wyglądać na premierze. Wiedziała jednak, że kupiła ją dla Aurory, nie dla A. J.
W piątkowy wieczór, za pięć ósma, stała przed lustrem i oceniała efekt. Tym razem
nie był to szykowny, profesjonalny strój. Może nie powinna posuwać się aż tak daleko?
Co tam, to czarna sukienka, a czerń jest praktyczna i zawsze modna. Obejrzała się z
prawa i z lewa. Na pewno nie jest efekciarska. A swoją drogą rozsądniej byłoby wybrać coś
bardziej konserwatywnego niż ta jedwabna rura bez ramiączek i prawie bez pleców. Krótko
mówiąc, jest prowokacyjna. Jakim cudem w przymierzalni nie zauważyła, że materiał tak
bardzo przylega do ciała? Może podświadomie dokonała wyboru? Może chciała się poczuć
trzpiotowato i idiotycznie, a nie jak renomowana agentka, osoba zamożna i z pozycją? Po
prostu poczuć się kobietą. Czyli, mówiąc bez ogródek, na własne życzenie szukać kłopotów.
Ratunkiem okazał się wyszywany koralikami żakiecik. Właśnie zapinała na szyi
srebrny medalion, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi.
Nie spodziewała się, że Dawid przyniesie jej kwiaty. Według niej taki romantyczny
gest nie pasował do niego. Ponieważ oboje czuli się trochę nieswojo, stali przez chwilę w
milczeniu i wpatrywali się w siebie.
Była olśniewająca. Wcześniej nie uważał, że jest piękna, ale dzisiaj jej widok zapierał
mu dech w piersi.
- W samą porę - zauważyła, siląc się na uśmiech.
- Żałuję, że nie przyszedłem wcześniej.
Wzięła od niego róże. Musiała bardzo uważać, żeby nie zanurzyć w nich twarzy.
- Dziękuję. Są śliczne. Może się czegoś napijesz?
- Nie. - Wystarczyło mu, że mógł na nią patrzeć.
- Zaraz będę gotowa.
Kiedy się oddaliła, rozejrzał się po pokoju.
Miała inny gust niż Clarissa. Wszystko było chłodne, wyważone i uporządkowane.
Wnętrze miało klasę i styl, ale nic z namiętności, jaką odkrył w Aurorze. Wystrój nie zdradzał
żadnych tajemnic, należał do przewidywalnej, jednowymiarowej, profesjonalnej A. J. Fields.
Gdy wróciła, była opanowana. Ułożyła róże w długim, wąskim kryształowym wazonie
Baccarata.
- Jeśli chcesz, możemy pojechać wcześniej i rzucić okiem na sławy.
- Wyglądasz jak czarownica - powiedział prawie szeptem. - Jasna skóra, czarna
suknia... Dlaczego nie pachniesz siarką?
Zadrżały jej ręce.
- Moją w czternastym pokoleniu praprababkę spalono na stosie.
- Od razu wiedziałem. - Potraktował jej słowa jako żart i odpowiedział w tym tonie.
- To stało się w Salem∗ - rzekła cicho - gdy ludzi ogarnęło szaleństwo. Oczywiście
była w równym stopniu czarownicą co Clarissa, ale była... wyjątkowa Z zebranych przez
mamę dokumentów wynika, że w chwili śmierci miała dwadzieścia pięć lat i była śliczna.
Popełniła błąd, ostrzegając sąsiadów przed pożarem stodoły, który wybuchł dwa dni później.
- I dlatego została osądzona i skazana?
- Ludzie często reagują gwałtownie na coś, czego nie rozumieją.
- W Nowym Jorku rozmawialiśmy z człowiekiem, który zarabia krocie na giełdzie
papierów wartościowych, „widząc" rzeczy, które dopiero mają nastąpić.
- Czasy się zmieniają. Moja prapra umarła w biedzie i opuszczona przez wszystkich.
Miała na imię Aurora. - Uniosła brew, gdy nie odezwał się słowem. - Możemy już iść?
Gdy wyszli, Dawid wziął ją za rękę.
- Czuję, że Aurora z Salem jest dla ciebie kimś naprawdę ważnym.
Miał rację, lecz jak wiele mogła mu powiedzieć? Nie wszystko można ująć w słowa,
nie wszystko powierza się nawet najbliższym. A to był tylko Dawid, jej znajomy, nawet nie
przyjaciel. A jednak chciała coś ujawnić z tej niezwykłej tajemnicy. Tyle, ile mogła, czyli
niewiele.
- W jakimś sensie wpłynęła na moje życie.
- To znaczy?
- Nie opowiadam o niej na prawo i lewo, a jednak niektórzy wiedzą , że w prostej linii
od niej pochodzę. Zdziwisz się, ale ludzie rzadko odnoszą się do tych spraw w sposób
zdystansowany, wyważony. Problem w tym, że tak naprawdę mało kto odróżnia zabobon od
badanych przez naukę zjawisk parapsychologicznych. Kiedy okazywało się, że Clarissa w
trzynastym, a ja w czternastym pokoleniu jesteśmy praprawnuczkami kobiety, która spłonęła
oskarżona o czary, spotykamy się z bardzo różnymi reakcjami. Wielu uważa nas za osoby,
które niejako „genetycznie" obcują z mocami nie z tego świata, co wywołuje bądź skrajne
potępienie i wysyłanie nas do piekła, bądź ślepe ubóstwienie. Obie postawy są równie
fanatyczne i równie niebezpieczne. Do tego dochodzi tak zwany fanatyzm oświecony,
reprezentowany przez ortodoksyjnych racjonalistów. Ci potępiają Clarissę, a zdarzało się, że
*∗Pod koniec siedemnastego wieku w Salem (obecnie stan Massachusetts), odbyła się seria procesów o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl