[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To chytry lis. Sprytny oszust... Nigdy właściwie mnie nie okłamał, ale oczywiście, że nie
mógł mnie tam wysłać. Gdyby fortuna Forsków związała się z Terminusem, Imperium nigdy nie
zapomniałoby o tej planetce. Granice mogłyby się rozpaść gdzie indziej, ale nie tam. Wysłanie mnie
na Terminusa uniemożliwiłoby realizację prawdziwego projektu.
Co za ulga... Oczywiście, Hari nie mógł mu nic powiedzieć, przecież bezpieczni słuchali, ale
odmowa nie miała związku z nim ani z Deet. Nie stanie się barierą między nimi. To po prostu jedna z
licznych kar za bycie dozorcą majątku Forsków.
- Naprawdę tak sądzisz? - spytała Deet.
- Byłem głupi, że nie domyśliłem się wcześniej. Ale i Hari był głupcem, jeśli sądził, że nie
odgadnę.
- Może wierzy, że odgadniesz wszystko...
- Nikt nie zrozumie wszystkiego, co robi Hari. Ma w mózgu więcej zakrętów i zwojów niż
hiperścieżka w przestrzeni jądra. Choćbyś nie wiadomo jaką trasę wybierała, zawsze na końcu stoi
Hari, kiwa głową i gratuluje, że dotarłaś tak daleko. Wyprzedza nas wszystkich. Zaplanował
wszystko, a my jesteśmy skazani na podążanie jego śladem.
- Czy to ciężki wyrok?
- Kiedyś myślałem, że Hari Seldon jest Bogiem. Teraz sądzę, że nie jest aż tak potężny. Jest
tylko Losem.
- Nie, Leyelu. Nie mów tak.
- Nawet nie Losem. Zaledwie naszym przewodnikiem przez Los. On widzi przyszłość i
wskazuje nam drogę.
- Bzdura. - Wysunęła się spod jego ramienia, wstała i sięgnęła po szlafrok. - Moje stare kości
marzną, kiedy leżę taka goła.
Leyelowi drżały kolana, ale nie z zimna.
- Do niego należy przyszłość, twoja jest terazniejszość, ale ja mam przeszłość. Nie wiem, jak
daleko w przyszłość doprowadziły go te jego krzywe prawdopodobieństwa, ale mogę mu dorównać
w przeszłości, krok w krok, stulecie w stulecie.
- Tylko mi nie mów, że zamierzasz rozwiązać problem początku. Sam wykazałeś, że nie jest
wart rozwiązywania.
- Wykazałem, że nie jest ważne, ani nawet możliwe, odnalezienie pierwszej planety. Ale
pisałem też, że wciąż możemy odkryć prawa natury, które spowodowały powstanie człowieka. Siły,
które stworzyły nas jako istoty ludzkie, z pewnością są wciąż obecne we wszechświecie.
- Wiesz, że czytałam, co napisałeś. Twierdziłeś, że znalezienie odpowiedzi to praca na
przyszłe tysiąclecie.
- Teraz... Właśnie teraz, leżąc obok ciebie, zobaczyłem odpowiedz. Tuż poza zasięgiem ręki.
Coś związanego z twoją pracą, pracą Hariego i drzewem.
- W drzewie chodziło o to, że cię potrzebują, Leyelu. Nie miało związku z pochodzeniem
ludzkości.
- To zniknęło. Cokolwiek widziałem przed chwilą, już uciekło. Ale znajdę to znowu. Tkwi w
twojej pracy, w Fundacji Hariego, w upadku Imperium i tej przeklętej gruszy.
- Nie mówiłam, że to akurat grusza.
- Bawiłem się w gruszowym sadzie w posiadłości w Holdwater. Dla mnie  drzewo" zawsze
oznacza  gruszę". To głęboko wypalona ścieżka w mózgu.
- Co za ulga. Bałam się, że z gruszkami skojarzył ci się kształt moich podstarzałych piersi,
kiedy się schylam.
- Rozsuń ten szlafrok. Muszę sprawdzić, czy rzeczywiście kojarzą się z gruszkami.
Leyel zapłacił za pogrzeb Hariego Seldona. Nie był wystawny. Leyel tego nie chciał. Gdy tylko
usłyszał o śmierci Hariego - co go nie zaskoczyło, gdyż po pierwszym, silnym wylewie Hari był na
wpół sparaliżowany i poruszał się na wózku inwalidzkim - nakazał swoim pracownikom
przygotowanie obrządku odpowiedniego dla uhonorowania najwspanialszego naukowego umysłu
tysiąclecia. Nadeszła jednak wieść - w postaci wizyty członka Komisji, Roma Divarta - że publiczne
pożegnanie byłoby...
- Powiedzmy: niewłaściwe.
- Ten człowiek był największym geniuszem, o jakim słyszałem. Praktycznie wymyślił gałąz
nauki, która wyjaśniała... zmienił w naukę to, co robili wróżbici i... i ekonomiści!
Rom roześmiał się z tego żarciku, oczywiście, ponieważ on i Leyel przyjaznili się od
najdawniejszych lat. Rom był jedynym przyjacielem z dzieciństwa, który nigdy mu nie nadskakiwał,
nie pogardzał nim i nie zachowywał się chłodno z powodu fortuny Forsków. Z prostego powodu:
majątek Divartów był - jeśli już - nawet trochę większy. Bawili się razem, nie obciążeni obcością,
zazdrością ani lękiem.
Mieli nawet wspólnego guwernera przez dwa straszne, cudowne lata, od dnia, kiedy ojciec
Roma został zamordowany, aż do egzekucji dziadka Roma. Wywołała taki gniew wśród arystokracji,
że obłąkany imperator stracił władzę, a rządy powierzono Komisji Bezpieczeństwa Publicznego.
Wtedy, jako młodociana głowa jednego z największych rodów, Rom rozpoczął swą długą i udaną
karierę polityczną.
Rom mówił pózniej, że przez te dwa lata Leyel nauczył go, iż pozostało jeszcze na świecie
dobro; że przyjazń Leyela to jedyne, co go powstrzymało od samobójstwa. Leyel zawsze uważał, że
to puste słowa - Rom był urodzonym aktorem. Dlatego tak znakomicie rozgrywał oszałamiające
wejścia i niezapomniane gesty na największej scenie: polityce Imperium. Pewnego dnia z pewnością
odejdzie równie dramatycznie, jak jego ojciec i dziad.
Ale Rom nie zawsze grał. I nigdy nie zapomniał przyjaciela z dzieciństwa. Leyel wiedział o
tym i rozumiał, co oznacza przybycie Roma w roli posłańca Komisji Bezpieczeństwa Publicznego: że
starał się przekazać wiadomość możliwie delikatnie. Dlatego Leyel zirytował się trochę, po czym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl