[ Pobierz całość w formacie PDF ]

polewa wyglądała wyjątkowo apetycznie. Kiedy podeszła do stołu, zobaczyła, że i Alain przygląda
się Roddy'emu, a potem odwraca i mówi:
- Oho! - Zupełnie bez związku.
Maja spojrzała na Fergala, zajętego niemiecką sałatką z ziemniaków i uniosła brwi. Fergal
obrzucił Alaina krótkim spojrzeniem, spotkał się wzrokiem z Mają i wzruszył ramionami. Alain
miewał czasem osobliwe poczucie humoru, ale nie różnił się w tym względzie od pozostałych.
Nikomu nie wyszłoby na dobre, gdyby Shih Chin zapaliła się do swojego ulubionego tematu, czyli
boliwijskiej komedii alternatywnej. Zwłaszcza teraz, kiedy jest w przebraniu goryla, pomyślała
Maja. To by było niezłe zamieszanie.
- Tak - odezwał się nagle Alain, dziwnie głośno. - Na co się tak gapicie? - krzyknął, z
pozoru wesołym głosem, tyle że o wiele za głośno. To zaskoczyło wszystkich członków grupy, tym
bardziej, że Alain najwyraźniej zwracał się nie do nich, tylko do stworów Roddy'ego. - Czy to nie
jest cholerne cudo? Człowiek ma po prostu ochotę odgryźć sobie głowę.
Członkowie grupy wymienili między sobą zmieszane spojrzenia. Teraz już wszyscy goście,
stojący przy bufecie, utkwili w nim wzrok. Alain jednak wydawał się tego nie dostrzegać. Zaczął
krzyczeć coraz głośniej, do tego stopnia, że łamał mu się głos.
- To jest coś - powiedział wciąż tonem konwersacji, ale tak donośnym głosem, że zdaniem
Mai, pękłoby od tego szkło. W wielkim pomieszczeniu było takie echo, że fragmenty jego słów
wracały do nich dopiero po sekundzie.
Teraz również ludzie z centralnej części sali zaczynali odwracać głowy w ich stronę.
- Co za wyjątkowe...! - wrzasnął Alain. A potem zaczął śpiewać na cały głos, a trzeba
przyznać, że jego płucom nic nie brakowało. - Jestem królem Zachodu i mam pudełko zieleni...!
Maja nigdy nie słyszała tej melodii. Wokół Alaina zapadła pełna zdumienia cisza. Nawet
stoickie istoty Roddy'ego nie potrafiły ukryć zainteresowania. Cisza zalegała na coraz większym
obszarze. Przerywało ją jedynie jodłowanie Alaina - inaczej nie dało się tego nazwać.
- Czy on coś pił? - usłyszała Maja czyjeś pytanie zadane szeptem.
Po raz ostatni pokręciła głową. Wyglądało na to, że nie ma znaczenia, czy jest pijany, czy
trzeźwy. Alain zupełnie nie miał słuchu. Koordynacji ruchowej też najwyraźniej nie, ponieważ
upuścił swój talerz, zajęty wymachiwaniem rękami. Chińska porcelana kostna roztrzaskała się o
podłogę, na której rozsypał się kawior i przepiórki w sosie Cumberland. - A kiedy zobaczyłem
stugłową bestię...! - To już nie była piosenka, tylko tyrada, którą Alain wygłaszał, chodząc
chwiejnym krokiem dookoła, wywijając młynka ramionami, tak że ludzie zaczęli ustępować mu z
drogi.
Członkowie Siódemki
intuicyjnie
zbili się w grupkę, jakby namagnetyzowani
niesamowitością sytuacji. - Co się z nim dzieje? - spytał zdumiony Bob.
Sander odstawił talerz. - Nie wiem, ale... - Potwór! - wydzierał się Alain. - Chce zdobyć
wszystko, chce... - Jego chód stawał się coraz bardziej nieskoordynowany. Maja zauważyła na jego
czole krople potu. Wtedy rozpadła się jego wirtualna persona i już nie był w przebraniu. Był to
niewątpliwie Alain i niewątpliwie stracił nad sobą kontrolę, chwiejąc się na wszystkie strony, ze
szklistymi oczami o powiększonych źrenicach i spojrzeniu utkwionym w jednym punkcie. Na
twarzy miał sztywną maskę, jakby ponurego skurczu. Wyglądało na to, że nie może poruszać
głową, którą trzymał sztywno, jakby miał na szyi kołnierz ortopedyczny, chociaż reszta ciała nie
mogła się zdecydować, w którym kierunku ma biec.
- Siedzi w ciemnościach i tka swoje pajęczyny, a my wszyscy jesteśmy sami! Odizolowani!
Izolacjonizm! Uwolnić srebro! Nie mogę uwolnić...
Zaplątały mu się nogi i stracił równowagę. Bob dobiegł do niego i nadstawił swój różowy
kark, amortyzując upadek. Wtedy doskoczyli do niego Sander i Kelly, i złapali Alaina, kładąc go
już powoli na podłogę, jeszcze do niedawna lśniącą, a teraz pokrytą rozdeptanym jedzeniem i
kawałkami porcelany. Alain leżał tam ze sztywną szyją, rzucając się na wszystkie strony, usiłując
coś powiedzieć, ale na próżno, gdyż słowa nie mogły się wydostać przez zaciśnięte gardło.
- Odwaliło mu - powiedział zdumiony Fergal, a akcent z Yorkshire był w jego głosie
bardziej zauważalny niż normalnie.
- Jest chory - powiedziała Maja, chociaż najpierw gotowa była zgodzić się z opinią Fergala.
Jednak nie wyglądało jej to na „zwykłe” pomieszanie zmysłów i nagle poczuła, jak bardzo jej
szkoda Alaina, pod obstrzałem tych wszystkich par oczu. - Chodźcie, trzeba go stąd zabrać!
Reszta grupy otoczyła Alaina kołem. - Gdzie on mieszka? - Gdzieś w Nowym Jorku.
Znajdźcie adres i zadzwońmy do jego domu, żeby sprawdzić, czy ktoś mu tam może pomóc.
- Mam numer połączenia - powiedział Fergal. - Jest sygnał.
Stał ze wzrokiem wpatrzonym przed siebie, a reszta patrzyła na niego i Alaina, wciąż w
drgawkach na podłodze.
- Nikt nie odpowiada - powiedział po chwili Fergal.
- Jest sam w domu. Włączyła się automatyczna sekretarka.
- Zadzwoń na pogotowie - powiedziała Maja. - On jest chory.
Dookoła zbierał się szemrzący, zaciekawiony tłumek.
- Kelly - powiedziała Maja - wracamy do twojego VR, prędko! - Uklękła przy Alainie i
zbadała mu puls. Był bardzo wysoki. Do tego miał gorączkę - czoło błyszczało mu od potu.
Kelly otworzył na oścież wiszące w powietrzu drzwi. Pozostali podnieśli Alaina i razem
przez nie przeszli. Maja wychodziła jako ostatnia i, zamykając za sobą drzwi, dostrzegła w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl