[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ni. Dziękuję, moja najmilsza! Jesteś aniołem.
Edward ucałował Kim w czoło i uściskał.
 Kinnard!  dorzucił puściwszy ją.  Nie zapominaj o nas teraz, kiedy już
wiesz, gdzie nas szukać. Kim potrzebuje towarzystwa. Jak na złość ja w najbliż-
szej przyszłości będę trochę zajęty.
Wydał przerazliwy gwizd, od którego Kim aż się skuliła. Bufor truchcikiem
wybiegł z kuchni.
 Do zobaczenia, dzieci.  Edward pomachał im ręką. Sekundę pózniej
usłyszeli trzaśniecie drzwi.
Przez dłuższą chwilę Kim i Kinnard tylko spoglądali na siebie.
 To znaczy, że się zgodziłam czy jak?  wypowiedziała swoją wątpliwość
Kim.
 Nie miałaś zbyt wiele czasu na zastanowienie  przyznał Kinnard.
Kim podeszła do okna i popatrzyła, jak Edward i Bufor idą przez pole. Edward
rzucił psu patyk.
206
 Jest o wiele sympatyczniejszy niż wtedy, kiedy u niego pracowałem 
stwierdził Kinnard.  Masz na niego bardzo dobry wpływ. Przedtem zawsze był
taki sztywny i poważny. Co tu dużo mówić, nudny jak flaki z olejem.
 Teraz żyje w ogromnym napięciu  powiedziała Kim.
Ciągle wyglądała przez okno. Edward i Bufor najwyrazniej pysznie się bawili
rzucaniem i aportowaniem.
 Nigdy bym nie powiedział, sądząc po jego zachowaniu  odparł Kinnard.
Kim odwróciła się do niego. Potrząsnęła głową i nerwowo potarła czoło.
 No i w co ja się znowu wpakowałam? Nie bardzo mi się podoba, że ludzie
Edwarda mają mieszkać w zamku.
 Ilu ich jest?
 Pięcioro.
 Czy zamek jest pusty?
 Nikt w nim nie mieszka, jeśli o to ci chodzi. Ale z pewnością nie jest pusty.
Chcesz go zobaczyć?
 Jasne  ucieszył się Kinnard.
Pięć minut pózniej stał pośrodku wielkiego salonu, a na jego twarzy malowało
się niedowierzanie.
 Teraz rozumiem twoje obawy. To jest jak muzeum. Co za niesamowite
meble! I nigdy jeszcze nie widziałem takich sutych draperii.
 Pochodzą z lat dwudziestych. Podobno zużyto na nie prawie tysiąc metrów
tkaniny.
 O rany, to znaczy kilometr!  rzekł Kinnard osłupiały.
 Ja i mój brat odziedziczyliśmy to po dziadku  wyjaśniła Kim.  Nie
mamy zielonego pojęcia, co z tym zrobić. Mimo wszystko jednak nie wiem, co
brat albo ojciec powiedzą na pięcioro obcych lokatorów.
 Zobaczmy, gdzie mogliby mieszkać  zaproponował Kin-
Przeszli się po obu skrzydłach. W każdym były cztery sypialnie, każde też
miało osobną klatkę schodową i wyjście na zewnątrz
 W tym układzie nie musieliby wcale przechodzić przez główną część 
zauważył Kinnard.
 Słusznie  przytaknęła Kim. Stali w jednej z sypialni w skrzydle dla służ-
by.  Może nie będzie tak zle. Mężczyzni mogą mieszkać w tym skrzydle, a ko-
biety w gościnnym.
Kinnard wetknął głowę do przyległej łazienki.
 Ajajaj  powiedział.  Chodz no tu, Kim!
 Co się stało?  Kim dołączyła do niego. Kinnard wskazał toaletę.
 Nie ma wody w spłuczce.  Odwrócił się do umywalki i odkręcił kran.
Nic nie popłynęło.  To coś dla hydraulika.
Sprawdzili inne łazienki w tym skrzydle. Nigdzie nie było wody. Przeszli do
skrzydła gościnnego. Stwierdzili, że problem, na czymkolwiek polegał, ograniczał
207
się do skrzydła dla służby.
 Będę musiała wezwać hydraulika  powiedziała Kim.
 To może być jakaś banalna sprawa, na przykład zakręcony dopływ.
Opuścili skrzydło gościnne i jeszcze raz przeszli się po głównej części domo-
stwa.
 Muzealnicy z Peabody-Essex oszaleliby z zachwytu  stwierdził Kinnard.
 Na pewno chcieliby położyć łapę na zawartości poddasza i piwnicy 
odparła Kim.  Są pełne papierów, listów i innych dokumentów, z których część
pochodzi sprzed trzystu lat.
 Muszę to zobaczyć. Nie masz nic przeciwko temu?
 Ależ skąd.
Zmienili kierunek i weszli na schody prowadzące na poddasze. Kim otworzyła
drzwi i zrobiła zapraszający gest.
 Witaj w archiwum Stewartów.
Kinnard wędrował środkiem i rozglądał się po stosach papierów. Potrząsnął
głową. Był wstrząśnięty.
 W dzieciństwie zbierałem znaczki. Ileż to razy marzyłem, żeby znalezć coś
takiego. Kto wie, na co tu możesz natrafić.
 W piwnicy jest tego drugie tyle  powiedziała Kim. Zachwyt Kinnarda
sprawił jej przyjemność.
 Mógłbym tu siedzieć cały miesiąc.
 Ja właśnie to zrobiłam. Szukałam jakichś wzmianek o jednej z moich an-
tenatek, Elizabeth Stewart, która padła ofiarą polowania na czarownice w tysiąc
sześćset dziewięćdziesiątym drugim.
 Nie żartuj! Ależ to fascynująca historia! Pamiętasz, że w college u moim
głównym przedmiotem była historia Ameryki?
 Zapomniałam  przyznała Kim.
 Podczas tego stażu w Salem zwiedziłem wszystkie miejsca związane z cza-
rownicami. Przyjechała do mnie z wizytą mama i obeszliśmy je razem.
 Dlaczego nie wziąłeś tej blondynki z izby przyjęć?  wyrwało się Kim,
zanim zdążyła się zastanowić, co mówi.
 Nie mogłem. Zatęskniła za domem i wróciła do swojego Columbus w Ohio.
A co z tobą? Wygląda na to, że twój związek z doktorem Armstrongiem kwitnie.
 Mieliśmy swoje wzloty i upadki  odparła wymijająco Kim.
 Powiedz mi coś bliższego o twojej antenatce i polowaniu na czarownice.
 Została oskarżona o czary i stracona.
 Dlaczego nigdy dotąd mi o tym nie mówiłaś?
 Byłam w zmowie milczenia  odparła Kim śmiejąc się.  A mówiąc
poważnie, matka zobowiązała mnie, żebym z nikim o tym nie rozmawiała. Ale to
się zmieniło. Dokopanie się do prawdy stało się dla mnie czymś w rodzaju świętej
sprawy.
208
 No i co, powiodło ci się?
 Częściowo. Ale materiału jest mnóstwo i zajęło mi to więcej czasu, niż
przypuszczałam.
Kinnard położył dłoń na uchwycie jednej z szuflad i spojrzał na Kim.
 Można?
 Ależ proszę bardzo.
Podobnie jak inne szuflady na poddaszu była wypełniona najrozmaitszymi
kartkami, kopertami i notesami. Kinnard chwilę szperał, ale nie znalazł żadnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl