[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do konnej jazdy, który Delia miała na sobie.
- Nie wiedziałem, że masz konia - odezwał się Jude.
- Charles pożyczył mi jednego ze swoich wałachów i zabrał go z powrotem do
stajni - wyjaśniła Delia.
Nie uszło jej uwagi, że Jude spochmurniał. Szybko przeniosła wzrok na panią He-
ston.
- Zdążyłam zapomnieć, jak wielką przyjemność można czerpać z konnej jazdy -
ciągnęła. - Myślę, że w najbliższym czasie sprawię sobie odpowiedniego wierzchowca.
- Jestem pewna, że Jude chętnie ci doradzi. Jego Shiloh jest doskonale ułożony jak
na ogiera. Wyobraz sobie, że je mi z ręki kostki cukru.
- Lucy okropnie go rozpuściła, zresztą mnie też - wtrącił Jude. - Lucy i Jim przyjęli
mnie tak serdecznie, że trudno mi będzie się z nimi pożegnać, gdy nadejdzie czas po-
wrotu na zachód.
- Wolelibyśmy, żeby został na zawsze. - Pani Heston wymownie popatrzyła na De-
lię. - Stał się wręcz niezbędny. Jest dla nas jak syn, którego nigdy nie mieliśmy. Słysza-
łam, że kupiłaś dawny dom Delaceyów. - Pani Heston zmieniła temat. - Podobno Jude go
wykończy.
- To będzie istny pałac w porównaniu z plebanią. Wciąż muszę się szczypać, żeby
się upewnić, że nie śnię.
R
L
T
- Moja droga, jestem pewna, że twój dziadek również byłby niezmiernie zadowo-
lony z takiego obrotu spraw. Myślę, że patrzy na ciebie z nieba i jest szczęśliwy.
Delia, zauważywszy, że pan Dean skończył pakować jej sprawunki, zdecydowała
się przerwać potok wymowy pani Heston.
- Sądzę, że ma pani rację. Przepraszam, że panią tak długo zatrzymałam. Proszę
serdecznie pozdrowić ode mnie męża.
- Jak zamierzasz przewiezć zakupy do domu? - zapytała pani Heston. - Przecież nie
będziesz sama ich taszczyła.
- Pan Dean je przywiezie pod koniec dnia, po zamknięciu sklepu.
- Jude mógłby pożyczyć wóz i zabrać to wszystko już teraz, prawda, panie Dean?
Właściciel sklepu kiwnął głową na znak zgody.
- W takim razie zostawiam cię z Jude'em, moja droga. Wiem, że jest znudzony do-
trzymywaniem towarzystwa starej babie.
- Ale jak poradzi sobie pani ze swoimi zakupami? - zatroszczyła się Delia.
- Chciałabym wstąpić do pracowni panny Susan, a pan Dean przechowa moje
sprawunki do powrotu Jude'a. Nie śpiesz się - dodała pod adresem swojego pomagiera.
- To naprawdę nie jest konieczne - zaprotestowała Delia. Lucy Heston nie zdawała
sobie sprawy z tego, w jakie wpędza ją tarapaty.
- Naprawdę nie widzę problemu, kochanie - upierała się starsza pani.
Delia gotowa byłaby przysiąc, że widzi figlarne iskierki w jej oczach. Jude nie
odezwał się ani słowem podczas załadunku towarów na wóz. Potem w milczeniu pomógł
Delii wsiąść. W czasie krótkiej jazdy na plebanię również nie sprawiał wrażenia chętne-
go do podjęcia rozmowy.
- Mamy ładną pogodę - odezwała się w końcu Delia, zdecydowana przerwać nie-
znośną ciszę. - Jest ciepło jak na wrzesień.
- Istotnie.
Nie pozostawało jej nic innego, jak tylko zdobyć się na szczerość.
- Przykro mi, że pani Heston naraziła cię na kłopot. Przyznaję, że jestem zadowo-
lona, iż nie muszę czekać na dostawę sprawunków do wieczora.
R
L
T
- Nie ma o czym mówić. - Wyładował zakupy i sprawnie wniósł je do domu, nie
odzywając się przy tym ani razu. Na koniec otarł czoło chustką.
- To wszystko. - Postąpił krok w stronę drzwi.
- Może napijesz się zimnej lemoniady? - zaproponowała Delia, zastanawiając się,
dlaczego za wszelką cenę pragnie opóznić wyjście Jude'a. Przecież zrobił to, co do niego
należało.
- Wolałbym cię nie trudzić.
- Chciałabym ci się odwdzięczyć za to, że pomogłeś mi przywiezć zakupy.
- Skoro nie sprawi ci to kłopotu i jeśli jesteś pewna, że Charles Ladley nie miałby
nic przeciwko temu - dodał, patrząc jej w oczy.
Nie od razu zrozumiała wymowę tych słów. Nie wierzyła, że Jude mógł powie-
dzieć coś podobnego. Czuła, jak wzbiera w niej gniew.
- Dlaczego syn burmistrza miałby mi za złe, że częstuję zimną lemoniadą przyja-
ciela, który wyświadczył mi przysługę?
Jude rozłożył ręce, starannie unikając wzroku Delii.
- Charles nie jest moim właścicielem. Jego również uważam za przyjaciela -
oznajmiła Delia.
- Jestem pewien, że chciałby być kimś znacznie bliższym niż przyjaciel.
- Co to ma znaczyć?!
- Czy poprosił cię o rękę, Delio?
Poczuła, że się rumieni, wściekła na Jude'a za to pytanie. Była też zła na siebie, iż
nie potrafi szczerze zaprzeczyć. Przecież Charles wyznał, że myśli o ich wspólnej przy-
szłości.
- Uważam, że jest zdecydowanie za wcześnie na takie sprawy, i to nie tylko dlate-
go, że jestem w żałobie. - Delia wymownie spojrzała na czarną suknię.
- Ratujesz się wymijającą odpowiedzią?
- Chyba powinno ci być obojętne, czy Charles stara się o moją rękę, skoro sam nie
masz poważnych zamiarów i w ogóle ci na mnie nie zależy.
R
L
T
- Zaraz ci pokażę, jak bardzo mi nie zależy - powiedział Jude, po czym kilkoma
susami przemierzył pokój i zaczął do utraty tchu całować Delię, która była zbyt zasko-
czona, by się opierać.
Po dłuższej chwili puścił ją równie nagle, jak złapał i się cofnął. Przez dłuższy czas
patrzyli na siebie w milczeniu. Jude sprawiał wrażenie równie zagniewanego jak wcze-
śniej. W końcu Delia ochłonęła na tyle, by powiedzieć uprzejmie:
- Chyba jednak powinniśmy zrezygnować z lemoniady.
- Też tak uważam, panno Keller. Proszę mi wybaczyć. - Jude ruszył do drzwi, po
drodze sięgając po kapelusz.
Odwróciła się, modląc w duchu o to, by nie zaczęła płakać, zanim on nie opuści
domu.
R
L
T
Rozdział trzynasty
- Jaki piękny widok - pochwalił James Heston, wchodząc do magazynu paszy przy
stajniach, służącego Jude'owi za sypialnię, i widząc go czytającego Biblię.
W ciągu tygodnia, który upłynął od spotkania z Delią, Tucker zajmował się róż-
nymi pracami dla Hestonów i ich licznych przyjaciół w miasteczku. Nie kupił jednak
drewna na budowę domu Delii, a ona nie powiadomiła go, czy znalazła innego fachowca.
Obawiał się, że lada dzień zabraknie mu pretekstu do pozostania w Llano Crossing.
Znił o Delii Keller. W snach był też obecny Charles Ladley. Czasami stał w tle,
uśmiechając się z wyższością, innym razem obejmował ramieniem pannę Keller. Ponie-
waż w marzeniach sennych najczęściej trudno dopatrzeć się logiki, wszyscy troje stali
przy ambonie kościoła w Llano Crossing. Na ambonie, w miejscu, w którym zwykle
spoczywała Biblia, leżał zwinięty grzechotnik. Delia najwyrazniej nie zdawała sobie
sprawy z niebezpieczeństwa. Stojąc w odległości zaledwie kilku cali od węża, ufnie
opierała głowę na ramieniu Ladleya i prosiła Jude'a, żeby sobie poszedł i zostawił ją w
spokoju. W tym momencie Jude budził się, zlany zimnym potem, i nie mógł już ponow-
nie zasnąć.
To właśnie podczas długich bezsennych godzin przed świtem Jude wyjął znisz- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl