[ Pobierz całość w formacie PDF ]
absurd, lecz ta myśl nie dawała mu spokoju i nagle zdał sobie sprawę, że kołatała
w zakamarkach jego umysłu przez cały czas. Bo czyż nie taka była w końcu logika
jego poczynań? Podczas gdy inni tkwili w miejscu lub uciekali, on przez cały czas
zbliżał się do Wezuwiusza najpierw wędrując nadmorską drogą ze Stabie do
Pompei, a potem pod górę, z południowej do północnej części miasta. Może takie
było od początku jego przeznaczenie?
Zerknął w stronę Wezuwiusza. Nie było wątpliwości, świetlisty czerw rósł
z każdą chwilą.
Możesz biec? szepnął do Korelii.
Tak.
Więc biegnij, jak nie biegłaś jeszcze nigdy w życiu.
Odsunęli się od ściany. Ludzie Ampliatusa odwróceni byli do nich plecami
i patrzyli w mrok, w stronę Bramy Stabiańskiej.
Wy dwaj sprawdzcie boczne uliczki, wy trzej biegnijcie na dół! wołał
milioner.
Nie pozostało im nic innego, jak pobrnąć dalej przez morze pumeksu. Atiliusz
zgrzytał zębami z bólu, który rozrywał mu kostkę, a Korelia była szybsza od niego,
podobnie jak wtedy, gdy biegła pod górę w Misenum, podkasawszy suknię na
wysokość ud i błyskając przed nim bladymi długimi nogami. Kuśtykając za nią, znów
usłyszał krzyki.
Tam poszli! Za mną! darł się Ampliatus, ale kiedy dotarli do końca
przecznicy i inżynier zerknął przez ramię, zobaczył za sobą tylko jedną kołyszącą się
pochodnię. Tchórze! wrzeszczał milioner. Czego się boicie?
Aatwo było zgadnąć, co skłoniło ich do buntu. Po zboczu Wezuwiusza spływała
fala ognia, która z każdą chwilą stawała się coraz szersza, mętna, gorętsza od
płomienia, rozpalona do białości. Tylko szaleniec wybiegałby jej naprzeciw. Nawet
Massavo nie podążał już za swoim panem. Ludzie porzucili daremne próby
odkopania swojego dobytku i pierzchali na dół. Atiliusz poczuł na twarzy żar. Palący
wiatr wzbijał wirujące tumany popiołu i szczątków. Korelia posłała mu pytające
spojrzenie, lecz on dał jej znak, żeby wbrew instynktowi i zdrowemu rozsądkowi
biegła dalej pod górę. Minęli kolejną przecznicę. Została im tylko jedna. Przed nimi,
na tle płonącego nieba, rysowała się Brama Wezuwiańska.
Zaczekaj! wołał Ampliatus. Korelio!
Lecz jego głos był coraz cichszy, milioner zostawał w tyle.
Atiliusz dotarł z pochyloną głową do rogu castellum aquae i na pół oślepiony
pyłem pociągnął Korelię wąską alejką w bok. Pumeks prawie całkowicie zasypał
drzwi. Widać było tylko wąski trójkąt drewna. Kopnął go mocno i za trzecim razem
zamek ustąpił i pumeks wsypał się przez drzwi. Atiliusz wepchnął Korelię do środka,
po czym wślizgnął się za nią w nieprzeniknioną ciemność. Przed sobą słyszał plusk
wody i po chwili wymacał skraj zbiornika. Ciągnąc dziewczynę za sobą, zanurzył się
po pas w wodzie i zaczął szukać po omacku bolców mocujących zamontowaną przy
ujściu kanału kratę. Znalazłszy je, zdjął ciężkie żelazo, pomógł Korelii wejść do
kanału i wcisnął się tam w ślad za nią.
Idz pod górę, jak daleko możesz.
Rozległ się łoskot jak podczas lawiny. Nie mogła słyszeć jego słów. Sam ich nie
słyszał. Lecz wiedziona instynktem ruszyła do przodu, a on podążył za nią, kładąc
ręce na jej biodrach, zmuszając, by uklękła i zanurzyła się jak najgłębiej. Przykrył ją
własnym ciałem i przywarli do siebie w wodzie. A potem był już tylko palący żar
i odór siarki w ciemnościach akweduktu, dokładnie pod murami miasta.
Hora Waltera
(godzina 7.57)
Ludzkie ciało nie może przetrwać dłużej niż kilka chwil w temperaturze powyżej
200 stopni Celsjusza, zwłaszcza w szybko poruszającej się fali żaru. Próby
zaczerpnięcia powietrza w gęstej chmurze gorącego popiołu prowadzą już po kilku
oddechach do utraty przytomności z powodu braku tlenu, a także do poważnych
oparzeń dróg oddechowych... Z drugiej strony możliwe jest przetrwanie w miejscach
oddalonych od czoła fali, jeśli istnieje odpowiednia osłona przed jej potokiem
i wysoką temperaturą, a także pociskami (skałami, materiałami budowlanymi), które
zawiera w sobie poruszająca się chmura materii.
Encyclopaedia oj Volcanoes
Zwietlista burza piaskowa mknęła w dół w stronę Ampliatusa. Resztki ścian
sypały się w gruzy, waliły się dachy. Płytki i cegły, belki, kamienie i ludzkie ciała
frunęły ku niemu i działo się to tak powoli takie przynajmniej odniósł wrażenie
w tej długiej chwili przed śmiercią że widział, jak obracają się w blasku. A potem
fala uderzyła go, przebiła mu bębenki w uszach, zapaliła włosy, zdarła z niego
ubranie i buty, okręciła wokół własnej osi i cisnęła o ścianę budynku.
Zanim umarł, fala zdążyła dotrzeć do łazni i wpadła tam przez otwarte okna,
dusząc jego żonę, która posłuszna do samego końca, pozostała na swoim miejscu
w laconium. Dopadła jego syna, uciekającego z domu i pragnącego schronić się
w świątyni Izydy. Uniosła go w górę, a potem objęła zarządcę i odzwiernego
Massavo, pędzących w dół ulicą w stronę Bramy Stabiańskiej. Zalała burdel, do
którego Afrikanus wrócił po swoje rzeczy i gdzie Zmyrina kryła się pod łóżkiem
Eksomniusza. Zabiła Brebiksa, który na początku erupcji udał się do szkoły
gladiatorów, aby być razem ze swoimi byłymi towarzyszami, a także Musę
i Korwinusa, którzy postanowili z nim zostać, ufając, że wie, jak stawić czoło
takiemu zagrożeniu. Zabiła nawet wiernego Politesa, który schronił się wcześniej
w porcie i wracał do miasta, żeby zobaczyć, czy może w czymś pomóc Korelii.
W ciągu niespełna pół minuty zabiła ponad dwa tysiące osób, układając ich zwłoki
w szeregu groteskowych tableawc, którym mieli się pózniej przypatrywać potomni.
Bo chociaż ich włosy i ubrania spłonęły, pozbawiony dopływu tlenu ogień zgasł
bardzo szybko i miasto pokryła gruba na sześć stóp warstwa drobnego popiołu, który
przywędrował w ślad za falą żaru i oblepił dokładnie ciała ofiar. Popiół stwardniał.
Potem spadło jeszcze więcej pumeksu. Skryte w swoich ciepłych jamach ciała
szczezły, a razem z nimi, z biegiem stuleci, wszelka pamięć o tym, że kiedyś istniało
tutaj miasto. Pompeja stała się miastem idealnie wydrążonych obywateli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]