[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wstydzę się - odpowiedziała, lecz delikatnie odepchnęła
jego rękę. - Jesteś jedyną dobrą rzeczą, jaka wydarzyła się w całym
moim dorosłym życiu. Wszystko, co mogę ofiarować ci w zamian, to
masa problemów. - Spojrzała na Jeanette. - Proszę go przekonać, że
nie powinien poświęcać kariery i planów na przyszłość dla kogoś
takiego jak ja.
- Kobieta obdarzona sumieniem. - Jeanette z aprobatą skinęła
głową. - Podobasz mi się. Ostatnia przyjaciółka Macka nie miała
żadnych skrupułów. Była zimna i wyrachowana.
Mack skrzyżował ramiona na piersi i oparł się o lodówkę.
Wiedział, że są chwile, w których rozsądny mężczyzna powinien
zachować milczenie.
- Pani Lord. - Persefona przerwała w pół zdania, gdyż z garażu
ponownie dał się słyszeć głośny tupot.
Mack uznał, że tym razem może bezpiecznie włączyć się do
rozmowy.
- Skoro zawarłyście przyjazń - powiedział beztrosko - chyba
nadszedł czas na oficjalną prezentację. Mamo, to jest Persefona
Snow. Moja mama ma na imię Jeanette. Persefona jest...
- Młodą damą, z którą spędzasz noce. - Jeanette nie lubiła owijać
w bawełnę. - Tak, wyraziłeś się dość jasno, synu. Persefona, bardzo
ładne imię. Francuskie?
Pociągnęła solidny łyk piwa. Persefona zatrzymała się w drzwiach
str. 107
RS
do garażu.
- Greckie. Przepraszam, lecz myślę, że nie zrozumiała pani,
gdzie tkwi sedno sprawy. Nazywam się Snow. Mój ojciec był
przestępcą.
- Naprawdę? To się zdarza dość często. Moi przodkowie,
rodzina MacAdamsów, zostali deportowani ze Szkocji do tak
zwanego Nowego Zwiata za kłusownictwo. Oczywiście, wszystkie te
wydarzenia rozegrały się kilkaset lat temu, lecz ludzka natura jest
niezmienna. Gdy spojrzeć w drzewo genealogiczne niejednej szano-
wanej rodziny, zawsze można odnalezć kilka zgniłych owoców.
- Właśnie ja jestem takim owocem!
- Wygadujesz bzdury, moja droga. Powinnaś czym prędzej
opanować to zbyteczne poczucie winy. - Pani Lord spojrzała na syna.
- Zapomniałeś, że do piwa najlepiej smakują fistaszki lub chrupki?
Poszperaj w szafkach, może coś znajdziesz.
Persefona podniosła ręce w geście rezygnacji.
- Mack mówił mi, że wybiera się pani na bal dobroczynny. Nie
chcę psuć wieczoru.
- Tu jest o wiele ciekawiej. - Jeanette potrząsnęła płomiennymi
włosami i ponownie zwróciła się w stronę Macka. - Nie spotkałam na
zewnątrz twojej byłej dziewczyny, więc nie mogłam jej prosto w
oczy powiedzieć, co o tym myślę, lecz rozmawiałam z kilkoma
innymi reporterami.
- Nie - jęknął.
- Tak. Nie pozwolę, aby jakiś pismak robił sobie pośmiewisko z
mojego syna.
Mack poczuł, że jego początkowe rozbawienie gdzieś zniknęło.
- Co im powiedziałaś? - spytał niewinnym tonem.
- Tylko to, co najważniejsze. %7łe miliony kibiców oglądały cię w
samych slipach i że sam twój wygląd starcza, aby mieć pewność, że
nie musisz płacić kobietom.
Persefona zachichotała nerwowo. Mack zerknął w jej stronę.
- Za miłość. - Jeanette wpadła w krasomówczy zapał. -  Mój
Mack w spodenkach przypomina młodego boga", powiedziałam.
str. 108
RS
Miałam rację? - Spojrzała na Persefonę.
- Oczywiście - odpowiedziała dziewczyna.
- Litości! - Mack podparł czoło zaciśniętą pięścią. - Mamo, czy
możemy na chwilę odłożyć sprawę mojego, mojego...
- Boskiego ciała - podpowiedziała Persefona. Mężczyzna
chwycił się za głowę.
- Przestań - mruknął. - Mamo, wiesz dobrze, że wygląd nie ma
tu nic do rzeczy.
Pani Lord była szczerze rozbawiona, lecz udawała obrażoną.
- A niby skąd mam wiedzieć o takich rzeczach? Chyba nie
sugerujesz...
Persefona chwyciła za klamkę.
- Nie chciałabym uczestniczyć w rodzinnej sprzeczce, więc
pozwólcie, że zajmę się czymś w garażu. Przepraszam.
Rozległ się głośny stuk. Biały, spiralnie skręcony róg przebił drzwi
kilka centymetrów od jej dłoni.
Persefona ze zdumieniem spoglądała na jasno świecący księżyc i
niebo usiane gwiazdami. Wieczory w Portland były zazwyczaj
wilgotne i mgliste. Dzisiejsza sceneria zupełnie nie pasowała do jej
ponurego nastroju, podobnie jak rzęsiście oświetlony budynek, do
którego zdążali.
- Księżyc wygląda dzisiaj niczym barokowa perła - szepnęła
Persefona, gdy portier w szamerowanym złotem uniformie pomógł
jej wysiąść z samochodu.
Mack wsunął jedną dłoń do kieszeni smokingu, a drugie ramię
podał swej pięknej towarzyszce. Wydawał się całkowicie spokojny,
choć podobnie jak ona w pierwszej chwili zareagował zdziwieniem
na propozycję matki, by wybrali się razem na wieczorne przyjęcie.
Pani Lord stwierdziła z całą stanowczością, że to najlepszy krok do
rozwiązania wszelkich kłopotów.
- Co to jest  barokowa perła"? - spytał tonem zachęcającym do
konwersacji. Zdawał sobie sprawę ze zdenerwowania Persefony. Od
czasu gdy w obawie przed natarczywością dziennikarzy wyszli przez
okno z tyłu domu, była zamyślona i milcząca. Rzuciła okiem na
str. 109
RS
imponującą fasadę hotelu. Swego czasu bawiła się tutaj na balu
maturalnym.
- To nazwa naturalnej, przypadkowo powstałej perły, która nie
jest idealnie kulista i istnieje tylko w jedynym egzemplarzu.
Mack pochylił głowę.
- Mówisz o perle czy o śmiesznie wyglądającym kucyku? -
spytał półgłosem.
- Buster wcale nie jest śmieszny - syknęła w odpowiedzi.
- Chyba masz rację. Mama była nim zachwycona.
- Mówiłam ci już, że ludzie czują instynktowną sympatię do
jednorożców.
- To prawda. Zwiergotała do niego niczym do niemowlęcia. Nie
pamiętam, żeby kiedykolwiek zachowywała się tak nawet wobec
własnego dziecka.
- Nie powinniśmy zostawiać jej samej - w głosie Persefony
słychać było wyrazny niepokój. Mack poklepał ją lekko po dłoni.
- Dlaczego? Była uradowana tą perspektywą.
Kolejny portier wskazał im drogę do szatni. Persefona zdjęła
płaszcz należący do Jeanette i stanęła przed lustrem. Nerwowym
ruchem poprawiła włosy.
- Zebrał się spory tłum - zauważyła.
- Zciągnęła ich tu ciekawość. Zobaczymy, ilu zdecyduje się wyjąć
książeczki czekowe.
Wokół kręciło się wiele wytwornie ubranych osób. Ręka Macka
delikatnie musnęła ramię Persefony, poprawiając jedwabne
ramiączko babcinego negliżu, który dzisiejszego wieczoru miał
zastąpić suknię balową.
- Twój widok doprowadza mnie do szaleństwa - szepnął. - Z
pewnością niejeden z obecnych zauważył już twoją urodę.
Wśród tańczących dostrzegli Joeya i Madeline. Mack pomachał im
dłonią na powitanie. Taniec właśnie się skończył i Joey zwrócił swą
partnerkę mężowi, otyłemu mężczyznie, który wydawał się zain-
teresowany wyłącznie jedzeniem.
- Co ja tu robię, przebrana w różową koszulę babci? - spytała
str. 110
RS
Persefona.
- Smoking na ciebie nie pasował - przypomniał jej Mack. -
Fatałaszki mamy także.
- Nie mogłam jej obrabować ze wszystkiego - odparła z irytacją.
- Wystarczy, że pożyczyła mi płaszcz i buty.
Zauważyła jednak, że jej strój nie wywołuje zdziwienia.
- Z twoim wyglądem mogłabyś paradować nawet w worku po
cukrze. - Mack postanowił czym prędzej rozproszyć niepokój
dziewczyny. - Nie przejmuj się opadającymi ramiączkami i nie
próbuj ich ciągle poprawiać. Ludzie pomyślą, że tak ma być. Daj mi
znać, dopiero gdy cała suknia zacznie się zsuwać.
Persefona poruszyła ramionami, aby się przekonać, jak mocno
stanik przywiera do jej ciała.
Najbliżej stojący mężczyzna wlepił wzrok w dziewczynę. Mack
pośpiesznie wyciągnął rękę do powitania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grzeda.pev.pl